Mamy świadomość, że podstawą do decyzji o obowiązku szczepień przeciwko COVID–19 powinna być ustawa. Jednak takiego rodzaju aktywności nie widać - mówi Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha.

Chciał pan przymusić mieszkańców do szczepień. To wykracza jednak poza kompetencje samorządu. Nie spodziewał się pan decyzji wojewody, który uchylił uchwałę?

Literalnie nie ma jednoznacznego przepisu, który by umożliwiał samorządowi lokalnemu podejmowanie tego rodzaju decyzji. Rada miasta podjęła uchwałę, poprzedziwszy ją apelem do ministra zdrowia, by wpisał COVID-19 na listę chorób objętych obowiązkiem szczepienia. Mamy świadomość, że podstawą do takiej decyzji powinna być ustawa. Jednak z drugiej strony widzimy, że od początku pandemii minęło kilkanaście miesięcy, od początku programu szczepień kilka, a takiego rodzaju aktywności nie widać. Radni podjęli uchwałę, biorąc pod uwagę te nadzwyczajne okoliczności. Jeśli wojewoda ją zakwestionował, to dlatego że wykracza poza kompetencje samorządu lokalnego. Stwierdził, że rada miasta wchodzi tutaj w kompetencje państwa. Jednak jeśli nawet przyjmiemy tę narrację, to wypada zapytać: gdzie jest Sejm, gdzie jest ministerstwo? Nikt nie kwestionuje zasady, że szczepić trzeba jak najszybciej i jak najwięcej osób. Być może wywołana uchwałą debata publiczna spowoduje aktywność tych podmiotów, które według prawników i konstytucjonalistów mają właściwe kompetencje. Zobaczymy. Na razie nie wygląda na to, by sytuacja dotycząca gotowości na szczepienie istotnie się poprawiała. Każdego dnia mamy coraz więcej sygnałów, że wyczerpuje się entuzjazm rodaków w tym względzie. A w perspektywie kilku miesięcy jest jesień, gdy liczba zachorowań wzrośnie.
Na jakim poziomie jest wyszczepialność w Wałbrzychu? Co miasto robi, by ten poziom podnieść?
Prowadzimy aktywną politykę promocyjną od wielu miesięcy. Bill boardy i citylighty wypełnione treściami promującymi działania ochronne od ponad roku są finansowane z budżetu miasta. Robimy wszystko, co możliwe. Mamy masowy punkt szczepień. Jestem jako prezydent miasta i lekarz zaangażowany w szczepienia na pełną skalę. Przynosi to efekty, bo obecnie mamy zaszczepionych przynajmniej pierwszą dawką szacunkowo ok. 60 proc. uprawnionych do tego mieszkańców. Być może są miasta w Polsce z lepszym wynikiem, ale nie jest źle. Natomiast niepokoi to, że od kilku tygodni obserwujemy spadające tempo rejestracji. Widzimy, że wakacje i okres pewnego rozluźnienia spowalniają ten proces. Zależy nam, by uniknąć ofiar, chorób, powikłań i związanych z tym kosztów. Dlatego od kilku dni obowiązują w Wałbrzychu ulgi w miejskich instytucjach dla zaszczepionych mieszkańców, żeby do szczepień zachęcić pozostałych. Są to decyzje indywidualne dyrektorów tych instytucji. W tej sprawie rozstrzygać nie musieli ani prezydent miasta, ani rada. Dyrektorzy, prezesi miejskich instytucji i spółek zwrócili też uwagę, że mają do dyspozycji fundusz nagród. Nie ma przymusu szczepień, co nie oznacza, że nie można premiować osób, które przyjęły szczepionkę.
Powiedział pan, że zainteresowanie szczepieniami spada. Ma pan inne pomysły na to, jak do nich zachęcać?
Pojawiła się propozycja ulg na bilety dla zaszczepionych osób korzystających z komunikacji miejskiej, ale nie zdecydowaliśmy się na to. Bilety komunikacji miejskiej są specjalnie regulowane, w dodatku nie wiadomo, czy udałoby się ten pomysł przeforsować. Będziemy natomiast podjeżdżać ruchomym punktem szczepień na osiedla, by dotrzeć do możliwie największej grupy osób. Wykorzystamy rozwiązania, które pojawiły się na świecie. Nic nowego tu nie wymyślimy.