Od momentu, gdy Waszyngton opowiedział się za czasowym zniesieniem ochrony własności intelektualnej na szczepionki przeciwko COVID-19, coraz więcej osób deklaruje poparcie dla tego rozwiązania

W tym gronie znaleźli się m.in. przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz szef Rady Europejskiej Charles Michel, którzy zadeklarowali gotowość do rozmów o konkretnych rozwiązaniach. Do chóru głosów popierających propozycję przyłączył się wczoraj papież Franciszek (chociaż sceptycznie na ten temat wypowiadają się premierzy Niemiec, Francji i Włoch).
Swoje stanowisko zmieniła też Fundacja Billa i Melindy Gatesów. Jej szef Mark Suzman napisał w czwartek, że „żadne bariery nie powinny stać na drodze do równego dostępu do szczepionek i dlatego opowiadamy się za poluzowaniem ochrony na czas pandemii”. Nie wiadomo jednak, czy zdanie zmienił sam Bill Gates, który jeszcze niedawno przekonywał członków administracji Joego Bidena, żeby nie popierali majstrowania przy ochronie własności intelektualnej.
Ta kwestia z pewnością zostanie poruszona na początku czerwca podczas spotkania Rady TRIPS – ciała monitorującego porozumienie w sprawie handlowych aspektów praw własności intelektualnej. Zdaniem szefowej Światowej Organizacji Handlu Ngozi Okonjo-Iweala, jeśli udałoby się osiągnąć konsensus, można byłoby przyklepać go na przełomie listopada i grudnia.
Pieniężny ślad
Głównym argumentem przeciwników tymczasowego zawieszenia fragmentów porozumienia TRIPS, które obliguje sygnatariuszy do ochrony własności intelektualnej (nie musieliby więc tego robić w odniesieniu do pandemicznych patentów), jest fakt, że uderzy to w innowacyjność sektora farmaceutycznego, usuwając zachęty do inwestowania w prace nad nowoczesnymi terapiami. Zwolennicy zawieszenia odpowiadają, że to nieprawda.
„Głównymi motorami [prac badawczo-rozwojowych – red.] były środki publiczne oraz kontrakty na konkretną liczbę dawek, które służyły jako mechanizmy obniżania ryzyka. Tak było w przypadku eboli, gdzie badania nad szczepionką nie miałyby miejsca bez zaangażowania ze strony sektora publicznego i tak jest teraz, w przypadku COVID-19, gdzie to państwowe środki pozwoliły na przyspieszenie prac nad preparatami oraz wyeliminowały ryzyko” – napisała niedawno na łamach tygodnika „The Economist” brytyjska ekonomistka Mariana Mazzucato. Powołuje się ona m.in. na nieopublikowane jeszcze badanie grupy brytyjskich naukowców, którzy prześledzili fundusze, za jakie przez 20 lat finansowano badania nad szczepionkami wykorzystującymi szympansiego adenowirusa – technologię, która stała się bazą dla preparatu AstryZeneki. Konkluzja była prosta: grosz publiczny stanowił ok. 97 proc. środków zainwestowanych w prace nad szczepionką. Pikanterii sprawie dodaje to, że początkowo Uniwersytet Oksfordzki zapowiadał, że po preparat będzie mógł sięgnąć każdy producent; później uczelnia jednak zmieniła zdanie.
Do tego doszły pieniądze, jakie w prace nad szczepionkami wysupłał w pierwszej połowie ub.r. amerykański rząd w ramach operacji „Prędkość Warp” – czyli 12 mld dol.
Godziwy zarobek
Od początku było wiadomo, że firmy zyskają na szczepionkach. Tylko w I kw. tego roku Pfizer zarobił na sprzedaży swojego preparatu 3,5 mld dol. W całym 2021 r. szczepionka ma przynieść koncernowi 26 mld dol., ponad jedną trzecią całkowitej sprzedaży szacowanej na 72,5 mld dol. Modernie szczepionka przyniosła 1,7 mld dol., w całym roku ma to być 18,6 mld dol. Swoich szczepionek dla zysku nie sprzedają AstraZeneca oraz Johnson & Johnson. Pierwszej firmie sprzedaż preparatu w I kw. przyniosła 275 mln dol. (całkowity przychód wyniósł 7,32 mld dol.), a drugiej – 100 mln dol. (sprzedaż leków łącznie to 12,19 mld dol.).
Podczas konferencji wynikowych z inwestorami zarówno prezes Pfizera Albert Bourla, jak i Moderny Stephane Bancel wyrazili przekonanie, że koronawirus będzie wymagał dodatkowych dawek, być może nawet co roku. Omawianą na forum WTO propozycję ten pierwszy nazwał „fatalnym pomysłem”, natomiast ten drugi stwierdził, że „nie przestał spać z jej powodu”. „Nie ma czegoś takiego jak wolne moce produkcyjne na świecie, jeśli chodzi o szczepionki genetyczne. Nie można też zatrudnić ludzi, którzy się na tym znają, bo takich nie ma. Jeśli ktoś przychodzi do nas z innej firmy, musimy go najpierw wyszkolić w sztuce mRNA” – mówił inwestorom Bancel.