Spada odsetek osób, które chciałyby się zaszczepić przeciw COVID-19. To efekt wątpliwości, jakie w ostatnich dniach pojawiły się wokół preparatu od AstryZeneki.
Niepokojące dane o stosunku Polaków do szczepień przynosi sondaż United Surveys (US) dla DGP i RMF FM. Z badania wynika, że tylko 57 proc. badanych chce się szczepić przeciwko COVID-19. Ale jeśli uwzględnimy przy odpowiedziach osoby, które już przyjęły preparat – odsetek ten wzrasta do 69 proc. Niezależnie od tego, jak liczyć, to znacznie mniej niż w zeszłym miesiącu. Wówczas chęć do szczepień deklarowało ok. 75 proc. ankietowanych. – Mamy do czynienia z piłką setową, jeszcze nie meczową – ocenia Marcin Duma z US. Utrzymanie takiego trendu może jednak zaszkodzić całemu procesowi nabywania przez Polaków odporności na koronawirusa i zaburzyć kalkulacje rządu.
Nie ma wątpliwości, że przyczyną kryzysu zaufania do szczepień są kontrowersje, jakie w ostatnich dniach narosły wokół AstryZeneki. To właśnie preparat tej firmy jest dziś podawany osobom w ramach tzw. szczepień populacyjnych (medykom i osobom w wieku 70+ podawane są produkty Pfizera i Moderny). I choć unijny regulator farmaceutyczny EMA ponownie stwierdził, że AstraZeneca jest bezpieczna, a wczoraj to samo potwierdzili naukowcy z USA, dodając, że jest ona skuteczna również dla osób po 70. roku życia – odbudowanie zaufania może potrwać tygodnie.
Między innymi dlatego rząd otwiera rejestrację dla kolejnych roczników i szykuje akcje profrekwencyjne. Wczoraj w ramach takiej akcji szczepionkę przyjął minister finansów Tadeusz Kościński.
Największy problem rządu to dziś obawa przed AstrąZenecą. W naszym badaniu zapytaliśmy respondentów także o to, czy przyjęliby zastrzyk tym preparatem, gdyby wiązało się to z możliwością zaszczepienia poza kolejnością. Tylko niespełna 34 proc. odpowiedziało „tak”. Niemal połowa (47 proc.) stwierdziła, że nie skorzystałaby z takiej możliwości, a ok. 12 proc. wskazało, że jest już zaszczepiona (bez wskazania, jakim preparatem), wobec tego ten dylemat ich nie dotyczy.
– Zmiana nastrojów będzie zależeć od podaży
informacji – ocenia Marcin Duma z United Surveys. – Zostało nadszarpnięte zaufanie do tego konkretnego preparatu, a sam COVID-19 nieco oswojony. Czymś nowym w debacie publicznej są niepożądane odczyny poszczepienne. Jeśli nie będzie żadnych nowych, niepokojących informacji z tej drugiej kategorii, to nastroje powinny się stopniowo poprawić – dodaje.
Sam rząd przyznaje, że skala absencji wcześniej umówionych pacjentów w punktach szczepień jest duża i jeszcze w sobotę sięgała nawet 70 proc. Pacjenci nie tylko rezygnują z AstryZeneki. Przynoszą od niej
zwolnienia od specjalisty: alergologa czy hematologa. Na zwolnieniu jest zaznaczone, że danej osobie nie można podać szczepienia AZ. Ze szczepień AZ wykluczone (na razie) są osoby po 70. roku życia oraz m.in. pacjenci leczeni onkologicznie.
Do niedawna nie było problemów z odmowami, ale od kiedy pojawił się w mediach temat domniemanych skutków ubocznych AstryZeneki, sytuacja się zmieniła. – Jeśli chodzi o odczyny poszczepienne, to nie widać specjalnej różnicy, jakiej firmy jest preparat – dodaje kierowniczka placówki. Z kolei lekarz z dużego szpitala specjalistycznego dodaje, że zdarza się kwalifikować pacjentów do grupy, która ma
prawo do Pfizera, choć nie spełniają w pełni kryteriów wymienionych w rozporządzeniu.
Jest jednak nadzieja na poprawę. Wczoraj ruszyła rejestracja kolejnych dwóch roczników (1955–1956), która idzie sprawniej niż w przypadku dwóch poprzednich (1952–1954) uruchomionych 18 marca. – W analogicznym czasie, 18 marca, zarejestrowało się o wiele mniej osób niż teraz – powiedział wczoraj na konferencji szef KPRM Michał Dworczyk. Pocieszająca jest jeszcze jedna liczba z badania United Surveys: szczepienia stały się na tyle masowe, że ich efekty widać w sondażu. – Dotychczas nie braliśmy ich pod uwagę, bo było ich zwyczajnie za mało, ale teraz to już 12 proc. respondentów – podkreśla Marcin Duma.
Tymczasem politycy w innych krajach starają się odbudować zaufanie do szczepionki brytyjsko-szwedzkiego koncernu. Kilka dni temu preparat otrzymał premier Tajlandii Prayuth Chan-ocha; w piątek zaszczepili się nią szefowie rządów Wielkiej Brytanii Boris Johnson, Francji Jean Castex oraz Słowenii Janez Janša; wczoraj – premier Tajwanu Su Tseng-chang; dziś prawdopodobnie
prezydent Korei Płd. Moon Jae-in. Podobnie jak w Europie, preparat AstryZeneki jest podstawą programów szczepień wielu państw azjatyckich. W tym Korei Płd., Filipin, Wietnamu, Tajlandii oraz Indii. Stawia na niego także Australia. Większość państw europejskich przywróciła szczepienia preparatem po tym, jak Europejska Agencja Leków (EMA) orzekła w czwartek, że nie zwiększa ryzyka wystąpienia zakrzepów. Z decyzją wstrzymały się jeszcze władze krajów nordyckich. Już w piątek lekarze z Niemiec sugerowali, że przyczyną zakrzepów może być niezwykle rzadka reakcja autoimmunologiczna. Jeśli tak jest, oznacza to, że można ją łatwo leczyć w szpitalu. Wczoraj AstraZeneca opublikowała wyniki kolejnego badania klinicznego swojego produktu na grupie 32 tys. ochotników z obu Ameryk. Tym razem preparat wykazał skuteczność na poziomie 79 proc. (to więcej niż np. w analizie EMA poprzedzającej dopuszczenie w Europie). Dobra informacja jest taka, że w badaniu wzięło udział znacznie więcej seniorów – zbyt mała liczba pacjentów po 65. roku życia była powodem, dla którego władze niektórych krajów (w tym Polski) zdecydowały się nie podawać preparatu tej grupie wiekowej. Skuteczność szczepionki wśród starszych, z których wielu miało choroby współistniejące (np. cukrzycę), oceniono na 80 proc. Liczby te odnoszą się do objawowej postaci COVID-19. W najnowszym badaniu preparat chronił przed hospitalizacją w 100 proc.
Badania unijne i w USA potwierdzają, że preparat Astry jest bezpieczny