- W jednym minister ma rację: dziewczynki, szczególnie 15-latki, wypadają fatalnie, jeśli chodzi o aktywność fizyczną. A ogólnie coraz więcej polskich dzieci, szczególnie tych w pierwszych klasach szkół podstawowych, ma problem z nadwagą. Ale już np. wśród polskich nastolatek większym problemem jest nieadekwatne do sytuacji postrzeganie swojego ciała i odchudzanie się tych z prawidłową wagą - mówi prof. Anna Fijałkowska z IMiD.

Minister edukacji stwierdził, że dzieci są otyłe, przede wszystkim dziewczynki. Potem się okazało, że chodziło mu o to, że nie chodzą na lekcje wf.
Gdy usłyszeliśmy tę wypowiedź, wysłaliśmy do MEiN opracowany przez Instytut Matki i Dziecka raport o zdrowiu i stylu życia polskich uczniów. Chcieliśmy, by minister zyskał wiarygodną wiedzę na temat istoty problemu.
W czym więc tkwi problem?
W jednym minister ma rację: dziewczynki, szczególnie 15-latki, wypadają fatalnie, jeśli chodzi o aktywność fizyczną. A ogólnie coraz więcej polskich dzieci, szczególnie tych w pierwszych klasach szkół podstawowych, ma problem z nadwagą. Ba, jesteśmy w czołówce, jeśli chodzi o kraje naszego regionu. Ale sprawa wcale nie jest taka prosta, bo problem z nadmierną masą ciała mają głównie dzieci i dorośli. Aż 70 proc. 40-letnich mężczyzn boryka się z nadprogramowymi kilogramami. Ale już np. wśród polskich nastolatek większym problemem jest nieadekwatne do sytuacji postrzeganie swojego ciała i odchudzanie się tych z prawidłową wagą.
Zaraz, to jest problem z nadwagą czy go nie ma?
No właśnie dlatego, że ta kwestia jest skomplikowana, wysłaliśmy raport. I jeżeli nie zrozumie się całości, niuansów, różnic w tym obrazie, to nie da się wdrożyć skutecznych działań, które poprawią sytuację.
Proszę zatem powiedzieć, jak wygląda sytuacja.
Zależy od grupy wiekowej, płci, ale i zamożności. Opowiem o dwóch badaniach: jedno pokazuje sytuację wśród ośmiolatków, drugie diagnozuje sytuację w grupie nastolatków. Oba to duże, międzynarodowe projekty koordynowane w Polsce przez Instytut Matki i Dziecka, które wskazują różnice między krajami. Jak wynika z badań będących częścią Europejskiego Projektu Monitorowania Otyłości Dzieci (COSI) realizowanego od 2007 r. pod auspicjami Światowej Organizacji Zdrowia w 35 krajach, w grupie młodszych dzieci, czyli do 8 lat, odsetek tych z przekroczonym wskaźnikiem BMI mówiących o nadwadze i otyłości w Polsce wyniósł 30,7 proc. Tak było w 2016 r. Ale już dwa lata później zwiększył się do 31,2 proc. To nas plasuje na pierwszym miejscu w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Mówimy o dzieciakach z I czy II klasy szkoły podstawowej.
Zarówno chłopców, jak i dziewczynek?
Widać, że problem jest o wiele poważniejszy wśród chłopców. I tu skok między rokiem 2016 a 2018 był już o wiele większy. Jeśli chodzi o samą otyłość, nie mówiąc już o nadwadze, przez dwa lata ten odsetek zwiększył się o 3 pkt. proc. Populacyjnie to bardzo dużo. Zaś otyłość stwierdzono u 17,4 proc. dzieci w tym wieku.
Bardziej tyją chłopcy?
Tak, bo nadwaga dotyczy 16,4 proc. dziewczynek i 20,9 proc. chłopców. Ale jeśli połączyć wyniki dla nadwagi i otyłości, to wygląda to już zupełnie inaczej. Wtedy nieprawidłową masę ciała ma 36,7 proc. chłopców i 27,2 proc. dziewczynek.
Chce pani powiedzieć, że niemal 40 proc. chłopców rozpoczynających szkołę ma nieprawidłową wagę?
Tak wynika z badań.
Za dużo jedzą?
I znów to byłaby zbyt prosta odpowiedź. Kiedy przyglądaliśmy się, kogo dotyczy ten problem, odkryliśmy kilka ciekawych prawidłowości. U najmłodszych na pewno wpływ ma za mała ilość snu. Nadwaga częściej występuje u dzieci, które śpią poniżej 9 godz. rekomendowanych dla tego wieku.
Wystarczy spać dłużej i problem znika?
Oczywiście nie jest tak, że jak otyłe dziecko położy się na 11 godz. do łóżka, to magicznie odzyska prawidłową masę ciała. Nie. Po pierwsze, proszę pamiętać, że mówimy o badaniach populacyjnych, więc w pojedynczych przypadkach może być zupełnie inaczej – dziecko może mieć nadwagę i dużo spać. Tu raczej chodzi o styl życia.
Brak aktywności fizycznej?
I znów: nie do końca. Nawet jeżeli dzieci są aktywne, ale oprócz tego dwie godziny lub więcej w ciągu dnia spędzają na siedząco, bez ruchu, np. przed telewizorem czy komputerem, to jest to skorelowane z nadmierną masą ciała. Dzisiaj elegancko nazywamy to zajęciami sedentarnymi. Proszę pamiętać, że mówimy o ośmiolatkach, czyli dzieciach, które teoretycznie w sposób naturalny cały czas powinny być w ruchu. I znów widać różnice w podziale na płci.
Czyli?
U chłopców najgorsza była zbyt krótka weekendowa aktywność fizyczna, która korelowała z ryzykiem nadwagi i otyłości. U dziewczynek bardzo zły wpływ miał bezruch, długie zajęcia sedentarne w ciągu tygodnia.
Pandemia mogła pogorszyć tę sytuację?
Niestety nie ma nowszych badań, ale wszystko wskazuje na to, że pandemia tylko nasiliła niezdrowe nawyki wśród dzieci, a tym samym może się przełożyć na nadwagę u dzieci do 8 lat. Na razie tylko ankieta wśród rodziców w Portugalii wykazała, że aktywność fizyczna dzieci faktycznie się zmniejszyła, a co za tym idzie, wzrosła u nich masa ciała. Wiadomo jednak i bez badań, że zdalna nauka nie sprzyja aktywności fizycznej, tylko statycznemu spędzaniu czasu. Wzrost masy ciała jest więc bardzo prawdopodobny. To jednak tylko domysły, bo z powodu pandemii COVID-19 nie było możliwe przeprowadzenie dokładnych badań.
A jak Polska wypada pod tym względem na tle całej Europy?
Jesteśmy między północą, gdzie wskaźnik otyłości jest najniższy, a południem, gdzie jest najwyższy. Ale, jak mówiłam, jeśli chodzi o nasz region, to jesteśmy w grupie, gdzie otyłość wśród dzieci rośnie najbardziej.
Sjesta jednak nie służy?
Chodzi i o brak ruchu, i o sposób odżywiania się. Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą pokazały badania polskich dzieci, i to bardzo niepokojąca – wśród najmłodszych coraz częściej obserwujemy brzuszny rozkład tkanki tłuszczowej. Takie dzieci mogą potem rozwijać otyłość brzuszną. A właśnie ona sprzyja ryzyku występowania chorób sercowo-naczyniowych, w tym nadciśnienia. Mierzyliśmy też ciśnienie tętnicze u ośmiolatków – okazało się, że jest ścisła korelacja tego rodzaju rozkładu tkanki tłuszczowej ze zbyt wysokim ciśnieniem. To kolejny bardzo niepokojący wskaźnik.
Wśród nastolatków wygląda to podobnie?
Sytuacja jest lepsza niż w gronie młodszych dzieci, ale oczywiście nie jest idealna. Znów widać podział na płeć i różnice są jeszcze większe. W największym stopniu z otyłością i nadwagą zmagają się dzieci w wieku 11 i 13 lat. Problem ma odpowiednio 18,1 oraz 18,5 proc. z nich.
Z tych badań wynikało, że najgorzej wypadają 11-letni chłopcy wychowywani przez samotne matki…
Ale potem ten problem znika – im wyższy wiek, tym mniejsza częstość otyłości i nadwagi. Jeśli chodzi o chłopców, to odsetek 11-latków z nadwagą i otyłością wynosi 22,9 proc. U 13-latków jest ich jedna czwarta, a wśród 15-latków nieprawidłową wagę ma jedna piąta. Ta grupa odznacza się mniejszą otyłością i nadwagą bez względu na płeć, co w pewnym stopniu tłumaczymy naturalnymi zjawiskami rozwojowymi. Ale dochodzimy do bardzo drażliwej kwestii. Chciałabym wytłumaczyć, jak się ma sprawa z dziewczynkami. W grupie 11-letnich dziewczynek odsetek tych z nieprawidłową masą ciała wynosi 13,3 proc., 13-latek z tym problemem jest o 1 proc. mniej, ale u 15-latek ten odsetek wynosi już tylko 7 proc. To ogromny spadek. I pojawia się dodatkowa kwestia, o której wspomniałam na początku: promowanie u dziewcząt odchudzania prowadzi głównie do późniejszych zaburzeń odżywiania, co mogą sugerować te same badania HSBC monitorujące dzieci w wieku 11–15 lat, choć w ostatniej edycji 2018/2019 w Polsce objęto nim również 17-latków. Okazało się, że w grupie polskich 17-latków widać pogorszenie sytuacji: nadwagę ma 13,6 proc. z nich. Ale znów różnice między płciami są ogromne: w grupie 17-letnich dziewcząt 8,8 proc., a ich rówieśników: 21,9 proc.
Z tych wszystkich danych wynika, że w grupie starszych dzieci problem otyłości dotyczy przede wszystkim chłopców, a nie dziewczynek?
No właśnie, więc mówienie o braku aktywności dziewcząt jest oczywiście prawdziwie, ale w tym wieku nie widać związku z wagą. Bo ten nagły skok między 13. a 15. rokiem życia w spadku wagi jest najprawdopodobniej świadectwem nie tylko zjawisk rozwojowych, lecz także masowego odchudzania związanego przede wszystkim z restrykcjami dietetycznymi. Co więcej, często dotyczy nastolatek, które mają prawidłową masę ciała, ale postrzegają siebie jako otyłe. Aż 55 proc. dziewcząt w tym wieku uważa, że ma nadmierną masę ciała (wg HSBC). A nadwaga i otyłość dotyczą… ok. 8 proc. Widzą panie tę dysproporcję? W dodatku w żadnym innym kraju europejskim dziewczęta aż tak źle nie oceniają swojego wyglądu. Więc powiedzmy sobie wprost: odczepmy się od 15-latek!
Utrudnia to rozmowę o otyłości Polaków. 70 proc. otyłych 40-letnich mężczyzn i chude nastolatki….
Tak, jest to bardzo trudne. Mamy otyłość wśród małych dzieci i dorosłych, a wszystkie apele najbardziej trafiają do nastolatków, co jest błędem. Promowanie wśród nich odchudzania sprzyja zaburzeniom odżywiania w późniejszym wieku, co prowadzi do takich chorób jak anoreksja czy bulimia.
Dlaczego u nas dziewczynki gorzej się oceniają?
Z moich dyskusji z psychologami wynika, że to efekt rosnącej presji społecznej. Ale trzeba się zastanowić, dlaczego akurat w Polsce tak to działa. Przecież modelki francuskie czy brytyjskie też są chude. I młodzi oglądają podobne filmy, pod tym względem panuje globalizacja, a jednak nasze nastolatki reagują gorzej. Na pewno sprawa jest związana z kulturowym wzorcem piękna, ale jest też kompleksowa.
Czy odchudzanie jest złe?
Dla osób z prawidłową masą ciała – tak. Te dziewczynki mają bardzo małą aktywność fizyczną, a chudną, więc się po prostu głodzą. Odchudzać mogą się tylko te z nadwagą i chodzi raczej o zmianę stylu życia, a nie brak jedzenia. Programy skierowane do młodzieży powinny być wielotorowe. Nie można się skupiać tylko na jednym aspekcie. Trzeba skłaniać do większej aktywności fizycznej, zmiany sposobu odżywiania, ale i stylu życia, zwracać uwagę na poprawę kompetencji społecznych. Kiedyś zostałam zaproszona do telewizji śniadaniowej, by porozmawiać o otyłości wśród ośmiolatków. Kiedy skończyłam, do rozmowy włączyła się zaproszona mama 13-letniej córki. Zakomunikowała, że schudły razem 60 kg. Chodziło o uczennicę szkoły muzycznej, której jedynym ćwiczeniem fizycznym w ciągu dnia było przemieszczanie się z jednej placówki do drugiej na zajęcia, zatem spadek wagi był przede wszystkim efektem ograniczenia jedzenia.
Pan minister ogłosił, że schudnie do końca Wielkiego Postu 5 kg.
Nie chcę się odnosić do tej kwestii, choć jako kardiolog jestem propagatorką redukcji czynników ryzyka sercowo-naczyniowego. Na pewno jednak działania w walce z nadwagą i otyłością muszą być kompleksowe. Jak mówimy, że będziemy pracować tylko nad aktywnością fizyczną, to też jest błąd, co wynika z naszych badań, które przeprowadziliśmy kilka lat temu. Na podstawie ich wyników przygotowaliśmy skierowany do 15-latek program „Zdrowa ja”. Był nakierowany na aktywizację ich aktywności fizycznej, ale również na prawidłowe odżywianie, redukcję zachowań ryzykownych, poprawę kompetencji społecznych – poczucie własnej sprawczości. Program wykorzystywał nowe technologie: opaski monitujące aktywność fizyczną, była aplikacja na urządzenia mobilne. Były też elementy rywalizacji między uczestniczkami i między szkołami, miały też warsztaty edukacyjne…
No i co wyszło?
Całkiem nieoczywiste wyniki: po pierwsze, że jak się poprawia aktywność fizyczna, to przekłada się to na poprawę wszystkich innych czynników stylu życia. Takie dziewczyny miały lepsze samopoczucie, lepiej się odżywiały, rzadziej sięgały po papierosy, alkohol, poprawiały się też ich kompetencje społeczne. Naczynia powiązane.
Jakie kompetencje społeczne?
Poczucie własnej sprawczości. Sprawdzaliśmy to na skali, na której pytani odznaczają: co ja mogę zrobić, na co mam wpływ, czy mogę zrealizować to, co sobie założę. Ten element okazał się wyjątkowo istotny w grupie dziewcząt z otyłością czy dużą nadwagą. U nich poprawa kompetencji społecznych przekładała się na poprawę aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia. One najbardziej skorzystały w programie „Zdrowa ja”. Poczucie zmiany własnej sprawczości okazało się dla nich kluczowe. Ale istotne było jeszcze jedno: program miał przełożenie tylko wtedy, kiedy sam został uznany za atrakcyjny. To pokazało, że nie wystarczy zrobić fajne zajęcia sportowe, jeśli nie zadbamy, żeby nastolatki dobrze się czuły w szkole. Najlepsze efekty osiągały dziewczynki, które oceniały program jako przydatny. Zaczynały ćwiczyć, a dzięki temu, że ich aktywność fizyczna rosła, zmienił się również ich styl życia, sposób odżywiania, miały lepsze samopoczucie, co prowadziło do rzadszych zachowań ryzykownych, czyli palenia i picia alkoholu. A to z kolei przekładało się na relacje rówieśnicze. Owszem, ich waga obniżała się, ale też poprawiały relacje z rówieśnikami, bo rosło w nich poczucie, że mogą coś sobie założyć i to osiągnąć.
Tylko co to jest „atrakcyjny program”?
Najpierw powiem, co nim nie jest. Hiperstymulacja. Kiedy dziewczyny dostawały codziennie jakieś wyzwanie, męczyły się tym i pojawiało się zniechęcenie. A co przyciąga? Na pewno nowoczesne technologie. Jak uczestnicy mają opaski, aplikacje... Trzeba uwzględnić, że nastolatki żyją w świecie wirtualnym. Badania pokazywały, że prawie 100 proc. młodzieży w trakcie pandemii kontaktuje się przez media społecznościowe. Trzeba wiedzieć, jak mogą do nich trafić informacje. Trzeba mieć rozeznanie także w tym, jakie autorytety uznają. Może youtuberzy?
O jakiej aktywności mówimy, skoro droga do szkoły przez wiele miesięcy była drogą z łóżka do komputera…
Epidemia nie sprzyja oczywiście aktywności fizycznej, ale trzeba już myśleć o erze post cowidowej. Trzeba myśleć nad tym, co pomoże młodym ludziom szybko odzyskać sprawność nie tylko fizyczną, lecz także psychiczną. Już przygotowaliśmy takie rekomendacje. Dla szkół, ale też dla medyków i rodziców. Co zrobić dla poprawy stanu zdrowotnego dzieci i młodzieży w Polsce.
Czyli na przykład co?
Również rozwiązania fiskalne. Choć opłata cukrowa wzbudza kontrowersje, to każdy podatek, który sprawi, że na półce w sklepie sięgniemy po zdrowy produkt, a nie słodki napój, jest godny polecenia i wdrożenia. Z tym jest problem, bo w szkołach miało nie być niezdrowej żywności. Czegoś zaczęto zakazywać, potem to zmieniono... I na koniec dzieciaki nadal mogą mieć w sklepiku ociekające lukrem drożdżówki. No i wreszcie dostępność do infrastruktury sportowej, i szkolnej, i pozaszkolnej, by dzieci miały gdzie spędzać czas wolny.
I czy to skłoni dziewczynki do chodzenia na lekcje wf.?
Powiem paniom, dlaczego tego nie robią, bo to też wyszło w badaniach. Między innymi dlatego, że nie mają gdzie się umyć po zajęciach, a są spocone po wf. A otyłe dziewczynki nie chodzą, bo czują się stygmatyzowane.
I co z tym fantem zrobić?
Może zacząć od tych pryszniców. Zapytać dzieci, na jakie zajęcia by chodziły. Dla kogo sporty zespołowe, tańce, ping-pong czy lacrosse. Rywalizacja między szkołami. Piłka nożna dla dziewcząt. Dodatkowe zajęcia w szkołach dla takich dzieci – dopasowane do ich zainteresowań.
To działa?
W Portugalii 12 lat temu ponad 40 proc. dzieci walczyło z otyłością i nadwagą. Po wdrożeniu programów interwencyjnych mających na celu zmianę przyzwyczajeń dzieci w zakresie jedzenia i spędzania wolnego czasu odsetek ten znacząco zmalał.
Czy są zależności między otyłością wśród dzieci a statusem społecznym czy miejscem zamieszkania?
Więcej otyłych dzieci jest na wsiach, ale średniej wielkości miasta też wypadają bardzo źle. Na pewno minęły czasy, gdy osoby zamożne były otyłe, a ubogie szczupłe. Teraz jest wręcz odwrotnie, do czego przyczynia się coraz większy dostęp do taniej, niezdrowej żywności. Osoby wykształcone, bardziej zamożne częściej mają świadomość tego, jak ważne dla zdrowia są styl życia i odżywianie. Mają też lepszy dostęp do infrastruktury pozwalającej utrzymać wagę w ryzach oraz do zdrowej żywności. ©℗
Co zrobić, żeby dziewczynki chętniej chodziły na wf.? Można by zacząć od pryszniców w szkołach.
Anna Fijałkowska prof. dr hab. nauk medycznych i o zdrowiu, zastępca dyrektora ds. Nauki Instytutu Matki i Dziecka, kierownik Zakładu Kardiologii IMiD, członek Komitetu Zdrowia Publicznego Polskiej Akademii Nauk