- Należy zająć się edukacją zdrowotną społeczeństwa tak, by doprowadzić do sytuacji, że każdy z nas stanie się świadomy, iż to nie tylko aparat państwa, ale także my sami odpowiadamy za nasze zdrowie – mówi Jarosław Pinkas, nowy doradca prezydenta ds. zdrowia
Jak zdrowie? Kiedy odchodził pan ze stanowiska Głównego Inspektora Sanitarnego jako powód podał pan jego zły stan.
Dziękuję, czuję się coraz lepiej, mój stan na tyle się ustabilizował, że mam nadzieję na dalsze szczęśliwe życie. Robienie tego, co lubię najbardziej, czyli prowadzenie pracy naukowej w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego razem ze wspaniałym zespołem, który wspierał mnie merytorycznie w kwestiach zdrowia publicznego podczas mojej pracy w GIS. No i teraz mam wreszcie czas dla rodziny. Jako lekarz byłem od zawsze przyzwyczajony do ciężkiej pracy. Kiedyś wydawało mi się, że jestem ze stali. W ostatnim czasie nawał obowiązków sprawił jednak, że moja kondycja się posypała.
Bycie GIS-em w Polsce podczas pandemii jest zajęciem tak wyczerpującym?
Niezwykle odpowiedzialnym, więc również stresującym i wymagającym sił. Jeśli się chce to robić dobrze, to konieczne jest wsparcie zespołu fachowców. Ja takich ludzi wokół siebie miałem. Duży, kilkunastoosobowy zespół , jednak ostatecznie z pewnymi kwestiami trzeba było się mierzyć samemu. Pandemia to był dla nas czas próby i oczywiście wolałbym nie musieć przeżywać związanych z nią problemów i ludzkich dramatów.
Ludziom nie podobało się, że zapadały coraz to nowe, często sprzeczne ze sobą decyzje.
Wiedza na temat koronawirusa zmieniała się z dnia na dzień. To z jednej strony było fascynujące, ale też wymagało błyskawicznego reagowania i korygowania zaleceń. Podejmując decyzję, kierowaliśmy się istniejącymi w danym czasie dowodami naukowymi. Na tej podstawie działaliśmy. Jak skutecznie przekonać ludzi do tego, aby wierzyli autorytetom, kiedy te tak często zmieniają zdanie? To jest bardzo trudne zadanie, nawet dla psychologów i socjologów społecznych. Z perspektywy czasu przyznaję, że pewne kwestie można było tłumaczyć i komunikować lepiej.
Jakie najważniejsze zwroty pandemicznej akcji pan zapamiętał?
Pierwszy był na samym początku, kiedy naukowcy wiedząc już, co się wydarzyło w Chinach, zastanawiali się, czy ten wirus będzie zagrażał komuś innemu , czy też jak przecież się już zdarzało będzie tylko lokalnym wyzwaniem. I pierwsze prognozy dawały nadzieję, że wirus nie ma szans rozprzestrzenić się na świecie. Światowe organizacje zajmujące się zdrowiem publicznym, jak Centrum Kontroli Chorób w Atlancie (CDC) czy Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) w Sztokholmie bardzo długo były przekonane, że nie grozi nam żadna pandemia, a zagrożenie dla Polski jest minimalne. My oczywiście podtrzymywaliśmy to stanowisko – było to naszym obowiązkiem, aby polegać na ekspertach. Kolejna sprawa – nosić czy nie nosić maseczki. Był wysyp prac, jedni autorzy twierdzili, że tak, inni widzieli wręcz w tym dodatkowe zagrożenie. Trzeba było na bieżąco analizować te doniesienia, wyciągać wnioski. Pamiętam, jak główny chirurg USA dowodził, że maski są bez znaczenia, ale danych przybywało i nagle okazało się, że trzeba wprowadzić obowiązek ich noszenia. Decyzje podejmowaliśmy na podstawie bieżących ekspertyz a to mogło dawać wrażenie, że nie panujemy nad sytuacją. Ale podkreślę jeszcze raz: wszystkie nasze zalecenia powstawały w zgodzie z dostępną w danym momencie wiedzą. Myślę że podczas tej pandemii będą jeszcze nieprzewidziane zwroty. Ale mam nadzieję, że tak, jak się niespodziewanie zaczęła, tak się skończy.
Dzięki szczepionkom?
Tak, w dużej mierze. To, co zmieniła pandemia, to wielki postęp w wakcynologii – pojawienie się szczepionek mRNA to dar. Mam także nadzieję, że na trwałe uda się zmienić podejście społeczeństwa do szczepień, bardzo mnie cieszy, że po okresie nieufności i wahań, dziś ludzie marzą o tym, by móc przyjąć preparat chroniący przed chorobą.
Jak sobie radzi pański następca, pełniący obowiązki GIS?
Mój poprzednik nigdy nie komentował moich działań, ja także nigdy nie będę komentował działań mojego następcy. Jestem przekonany, że ma swój plan odbudowy Państwowej Inspekcji Sanitarnej, nie tylko jako instytucji kontrolnej, ale także edukacyjnej. Kibicuję, żeby mu się udało, żeby mógł zrealizować swoje założenia. Dla dobra zdrowia publicznego, ale także tych szesnastu tysięcy pracowników Inspekcji, którzy w ciągu ostatniego roku zrobili więcej, niż – wydawałoby się – są w stanie.
Zrezygnował Pan, bo nie chciał już dłużej być „twarzą pandemii”?
Nie. Po prostu nie starczyło mi sił, by pracować po 24 godziny na dobę. Na tym stanowisku trzeba być dyspozycyjnym przez cały czas. Organizm powiedział stop. Gdybym miał dziesięć lat mniej, nigdy bym z tego nie zrezygnował.
Teraz przed panem nowe wyzwanie: został pan powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę do Narodowej Rady Rozwoju, dołączy pan do zespołu ochrony zdrowia.
To „ciało” doradcze, które może podejmować pewne inicjatywy. W moim przypadku będą one związane ze zdrowiem publicznym. Jest dla mnie zaszczytem, że mogę znaleźć się w tym gronie. Żeby była jasność: to praca społeczna, za którą nie będę otrzymywał żadnego wynagrodzenia. Mam nadzieję, że moje doświadczenie, a także doświadczenie zespołu Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, którym kieruję, badania, jakie robimy, przydadzą się.
Ma pan już jakieś pomysły na inicjatywy prozdrowotne czy legislacyjne, które będzie pan chciał jako pierwsze zaproponować prezydentowi?
Mam wiele pomysłów, ale wolałbym, aby najpierw o szczegółach usłyszał pan prezydent. Jest wiele spraw bieżących, ale jak już mówiłem na sercu leży mi edukacja zdrowotna oraz szczepienia. Zapobieganie chorobom cywilizacyjnym, które stają się poważnym problemem społecznym na całym świecie. Na pewno będę przekonywał do używania sformułowania, że zdrowie publiczne jest najważniejsze. Od lat tym się właśnie zajmuję. I zależy mi, żeby pan prezydent miał do dyspozycji najbardziej aktualną analizę stanu zdrowia publicznego, informacje oparte na tym, co naukowcom światowej sławy, na dany moment, wiadomo. Do tej Rady wchodzę ze swoimi współpracownikami, znakomitymi fachowcami, ekspertami w swoich dziedzinach. Jestem lekarzem, więc najistotniejsze jest dla mnie dobro pacjentów. Wierzę, że uda nam się wnieść dużo dobrego, i dzięki naszej pracy Polacy, będą zdrowsi i silniejsi.
To zapytam inaczej: co, w pana ocenie, należałoby zmienić w systemie opieki zdrowotnej, aby ten lepiej funkcjonował?
Jestem przekonany, że przede wszystkim trzeba edukować społeczeństwo. Musimy wszyscy zrozumieć, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje zdrowie. Państwo ma za zadanie zapewnić sprawnie działający system ochrony zdrowia. Ale należy zachęcać ludzi: ruszajcie się, jedzcie zdrowo, nie palcie, nie przesadzajcie z alkoholem. Nie będę oczywiście namawiał do wprowadzania nowych danin, choć wprowadzenie tzw. podatku od grzechu – czyli np. cukrowego, większej akcyzy na tytoń czy alkohol - ma dla mnie głęboki sens. Pewne produkty powinny być mniej dostępne, niż dzisiaj są. To nie jest kwestia fiskalizacji państwa, tylko skłonienie obywateli, aby podejmowali dobre dla siebie decyzje. Ważne jest, by udało się przekonać społeczeństwo, że pewnych rzeczy nie robi się wbrew niemu, ale dla niego.
Pojawiały się już pomysły, aby np. uzależnić wysokość składek zdrowotnych od zachowań ubezpieczonych. Jak w przypadku ubezpieczeń motoryzacyjnych: zachowujesz się ryzykownie, powodujesz wypadki, musisz płacić więcej. W tym przypadku – jeśli nałogowo palisz, nadużywasz napojów wyskokowych, musisz głębiej sięgnąć do kieszeni.
Byłoby to szalenie skomplikowane, z tysiąca powodów, choćby tego, że nie ma sposobu aby sprawdzać obywateli, ustalić, jaki tryb życia prowadzą. Poza tym każdy obywatel musi mieć zagwarantowany równy dostęp do świadczeń. Osobiście jestem zwolennikiem edukacji. Jeśli będziemy mieć dobre programy zdrowotne, jeśli uda nam się przekonać ludzi do właściwego stylu życia to wiele dobrego osiągniemy w kwestii zdrowia i będziemy szczęśliwszym społeczeństwem.
Tak trochę napuszenie to zabrzmiało, ale niech będzie. Myśli pan, że prezydent będzie słuchał pańskich rad? Wie pan, jak to z politykami bywa: mogą mieć jak najlepszych doradców, Pan Bóg może do nich mówić z nieba, ale i tak zrobią, co będą chcieli.
Rola doradcy polega na tym, żeby podzielił się swoją najlepszą wiedzą. I tyle. Natomiast wiem, że pan prezydent potrafi słuchać. Oraz, że trafnie wyciąga wnioski.