Brak wytycznych, preparat nieprzebadany na wszystkich grupach pacjentów, chaos prawny i organizacyjny – to sprawia, że lekarze kwalifikujący do szczepień boją się odpowiedzialności. Prawnicy potwierdzają, że nie bezpodstawnie.

Środowisko medyczne alarmuje, że lekarze dokonujący kwalifikacji do szczepień (nierzadko skierowani do tego z zupełnie innej specjalizacji, bez odpowiedniego przeszkolenia) są pozostawieni sami sobie z decyzją, czy daną osobę można zaszczepić.
Nie ma np. jednolitego sposobu postępowania w przypadkach wątpliwych, np. kobiet w ciąży i matek karmiących, z których część chce się szczepić. Wskazania i przeciwwskazania do szczepień zawarte są w ChPL (Charakterystyce Produktu Leczniczego). Ten dokument w przypadku kobiet w ciąży i karmiących nie zaleca szczepienia – bo na nich preparatu dotąd nie przebadano.
– Problem w tym, że wiedza na temat szczepionki zmienia się właściwie co kilka dni i dokumentacja leku sprzed miesięcy może nie obejmować danych, które cały czas napływają – wskazuje Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz rodzinny, ekspertka Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
To jednak tylko czubek góry lodowej.
Przypadki i kłopotliwe i wątpliwe
Lekarze szukają wytycznych i dzielą się wiedzą na własną rękę, uczestnicząc w rozmaitych webinariach i kursach.
– Brałem udział ostatnio w kilku takich wydarzeniach. Zwykle w ich ramach liderzy specjalizujący się w danej tematyce dzielą się swoją wiedzą pro publico bono, a tak być nie powinno. Skoro rząd podjął decyzję, że uprawnia do wykonywania szczepień osoby, które nie mają kwalifikacji wcześniej do tego wymaganych, powinien lepiej je do tego przygotować – w szczególności w przypadku zupełnie nowej szczepionki – przekonuje Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym.
Kompleksowe materiały szkoleniowe na ten temat można znaleźć na stronach Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. Resort zdrowia wydał dość obszerny komunikat w tej sprawie, widać jednak, że to za mało.
– W tym zakresie powinny być co najmniej stanowiska konsultantów, a najlepiej, żeby na podstawie opinii konsultantów krajowych z różnych dziedzin powstały wytyczne ministerstwa. Tego brakuje, informacje są rozproszone i mało kompleksowe – ocenia prawnik.
Do tego dochodzą problemy czysto organizacyjne, np. z przepływem informacji. – Już teraz w grupie 0 zgłosiło się więcej chętnych, niż jest szczepionek. Pojawiają się więc pytania, kogo szczepić w pierwszej kolejności, jak wyznaczać terminy kolejnych szczepień. Pojawiają się sprzeczne komunikaty. To nie służy spokojowi – podkreśla Rafał Janiszewski.
Doktor Radosław Tymiński, radca prawny, wskazuje na swojej stronie Prawalekarzy.pl, że co do zasady powinno się to szczepienie traktować tak jak inne szczepienia zalecane, chyba że co innego wynika z przepisów. Kwalifikując do szczepienia przeciwko COVID-19, należy pamiętać, że przepisy nie uprościły procedur i obowiązują podobne zasady jak przy kwalifikacji i wykonywaniu innych szczepień zalecanych.
Po omacku w chaosie
Rafał Janiszewski zwraca uwagę, że zaniedbany został również obszar bezpieczeństwa prawnego lekarzy, czyli odpowiedzialności wynikającej z tego, że kwalifikują i szczepią. Czego mogą się obawiać w związku z tym? Przykładowo jeśli w przywołanym wcześniej przypadku kobiety w ciąży wystąpiłyby po podaniu szczepionki działania niepożądane, lekarz może być pociągnięty do odpowiedzialności zawodowej z powodu decyzji o zakwalifikowaniu.
– Z drugiej strony, jeśli takiej kobiety nie zakwalifikuje, to gdyby zachorowała ona na COVID-19 i miałoby to negatywny wpływ na ciążę, to lekarz odpowiada za decyzję o tym, by nie szczepić – zastrzega Rafał Janiszewski.
– Oczywiście jest już trochę literatury na ten temat, ale cały czas powtarzam, że w pandemii jesteśmy na wojnie, a na wojnie potrzebny jest dowódca. To on zbiera informacje z wywiadów i na ich podstawie wydaje rozkazy. Nam jest potrzebny taki dowódca, który analizuje doniesienia naukowe i wydaje jednoznaczne stanowiska. Jeśli lekarz czyta różne analizy, może nie wiedzieć, którymi powinien się kierować – dodaje.
Jak w takim razie medyk może się ochronić, skoro nie ma oficjalnych wytycznych i zdany jest na siebie?
– Jako prawnik radziłbym kierować się ustawą o zawodzie lekarza, która stanowi, że lekarz podejmuje decyzje zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Ma też obowiązek ciągłego podnoszenia kwalifikacji. W tej sytuacji musi śledzić najważniejsze doniesienia i publikacje. W przypadku jakichkolwiek roszczeń względem niego zawsze padnie pytanie, czym się kierował, podejmując decyzję. Wtedy będzie mógł wskazać konkretną publikację, konkretnego towarzystwa naukowego – sugeruje Rafał Janiszewski.
Niepowodzenie to nie błąd
Warto w tym kontekście wskazać, że grono osób uprawnionych do podawania szczepionki na COVID-19 znacząco rozszerzono w porównaniu z innymi szczepieniami. Dotyczy to jednak samej procedury, a nie kwalifikacji, która w głównej mierze spoczywa na lekarzach.
– Jeśli ktoś się do szczepienia zakwalifikował, to odpowiedzialność osoby, która podaje preparat, ogranicza się do samej czynności, prawidłowości tej procedury. Tu mogą powstać błędy przede wszystkim wykonawcze. Ale samego rozszerzenia uprawnień bym się nie obawiał, bo nasi medycy (m.in. pielęgniarki i diagności laboratoryjni) są interdyscyplinarni, dla większości z nich nie będzie to niczym nowym. Ale zrozumiałe jest, że im mniejszy poziom standaryzacji, im większy chaos prawny, tym mniej pewnie się czują – przyznaje Rafał Janiszewski.
I podkreśla przy tym, że jego zdaniem co do zasady prawo powinno chronić medyka wtedy, gdy postępuje zgodnie z najlepszą swoją wiedzą. – Bo w medycynie oprócz błędów jest bardzo istotny obszar niepowodzenia. Może zdarzyć się tak, że ktoś zrobi wszystko zgodnie z wszelkimi wytycznymi, a jednak dojdzie do niepowodzenia. Trudno pociągać do odpowiedzialności za niepowodzenie – przekonuje prawnik.
Im mniejszy poziom standaryzacji, im większy chaos prawny, tym mniej pewnie czują się lekarze
Współpraca Dorota Beker