Elektroniczny obieg dokumentacji medycznej, e-recepty i internetowe konta pacjentów to nadal fikcja, nie fakty. Szpitalom został tylko rok do wprowadzenia zmian, a NIK ostrzega, że szansa, by zdążyły, jest nikła.
Elektroniczny obieg dokumentacji medycznej, e-recepty i internetowe konta pacjentów to nadal fikcja, nie fakty. Szpitalom został tylko rok do wprowadzenia zmian, a NIK ostrzega, że szansa, by zdążyły, jest nikła.
Izba skontrolowała pond 400 szpitali z całego kraju. Okazuje się, że choć zgodnie z przepisami od lipca 2014 r. cała dokumentacja gromadzona przez szpitale, przychodnie i lekarzy ma mieć postać elektroniczną, to służba zdrowia nie jest do tego przygotowana. Szpitale wciąż nie mają oprogramowania niezbędnego do wprowadzenia e-obiegu dokumentów. W efekcie w ponad 90 proc. placówek nie ma możliwości sprawdzenia wyników badań przez internet, trzy czwarte w ogóle nie wykorzystuje sieci w kontaktach z pacjentem, np. przy rejestracji, ustalaniu terminów wizyt, a w połowie brakuje nawet podłączenia do odpowiednio zabezpieczonej sieci.
I choć od kontroli NIK minęło kilka miesięcy, to sytuacja nie uległa większej poprawie. – Wciąż mamy dwa różne systemy, jeden do części „białej”, drugi do księgowości. Wiemy, że powinny one zostać połączone tak, by były kompatybilne oraz przystosowane do kontaktów z innymi podmiotami, ale po pierwsze nie wiemy, jak ma wyglądać cały system, a po drugie po prostu nie mamy wystarczających środków finansowych – mówi DGP Andrzej Przybysz, zastępca dyrektora Specjalistycznego Szpitala Miejskiego im. M. Kopernika w Toruniu.
Oba argumenty powtarzają się jak refren. Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku też nie ma zintegrowanego systemu informatycznego pozwalającego na wymianę danych z systemami innych podmiotów. I nie wiadomo, kiedy będzie gotowy. Lech Chyczewski, rzecznik placówki, tłumaczy, że niedogodności z tym związane odczuwają już teraz. Na jego oddziale, czyli na patomorfologii, mają swój wewnętrzny system, dzięki któremu rejestrują cyfrowo wyniki badań. Wpisują je do swojego systemu. Sęk w tym, że nie ma możliwości ich przesłać dalej – a to dlatego, że właśnie nie istnieje zintegrowana sieć. – A wystarczyłoby kliknąć, by się pojawiły w systemie. Lekarz przyszedłby na oddział i mógłby sprawdzić wyniki badań swojego pacjenta. A teraz trzeba wydrukować, podpisać, a z oddziałów muszą przyjść osoby odebrać i roznieść po lekarzach. Mnóstwo bezsensownej ręcznej roboty – opowiada Chyczewski.
Brak środków na inwestycje w informatyzację jest głównym powodem opóźnień. Często samorząd, który jest organem prowadzącym, nie daje odpowiedniego wsparcia. Tak było w Mazurskim Centrum Zdrowia Szpital Powiatowy w Węgorzewie. Placówka nie mogła skorzystać z dofinansowania z regionalnych programów operacyjnych na realizację projektów informatycznych, gdyż nie miała środków na zabezpieczenie wkładu własnego. A starosta powiatu nie dał dofinansowania. – Nie możemy wspomóc placówki mimo szczerych chęci. Sporo nas kosztowała standaryzacja domów opieki społecznej i to wyczerpało nasze środki – mówi Krzysztof Kołaszewski, wicestarosta powiatu w Węgorzewie. I dodaje, że liczą na to, że szpital się przekształci i już jako spółka sam sobie jakoś załatwi także kwestię informatyzacji.
Problemy finansowe stanęły na przeszkodzie również zbudowaniu odpowiedniej informatyzacji Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Gryficach, który wprowadził ją częściowo: wykorzystywał cztery różne podsystemy informatyczne różnych producentów, z których trzy były częściowo zintegrowane ze sobą.
Z kolei w Zespole Opieki Zdrowotnej w Łęczycy, choć posiadają skomplikowany sprzęt, taki jak tomograf czy biochemiczny analizator wieloparametrowy, to nie ma on możliwości cyfrowego zapisu wyników badań. Szpital nie korzystał również z oprogramowania do rejestracji pacjentów, gospodarki lekami, ordynacji leków, obsługi cyfrowej badań laboratoryjnych, a także tworzenia dokumentacji medycznej w postaci elektronicznej.
Krzysztof Macha, ekspert Pracodawców RP i wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych, wymienia kilka najpoważniejszych problemów, które utrudniają start e-zdrowia. – Po pierwsze wciąż nie ma wszystkich definicji, jak ten system ma dokładnie wyglądać, a więc ośrodki zdrowia nie wiedzą dokładnie, do czego mają się przygotowywać. Po drugie same firmy z tego rynku – a jest zaledwie 5 dużych przedsiębiorstw z ofertą systemów – nie mają wystarczającej mocy przerobowej, by przygotować niezbędne oprogramowanie zarówno do dużych, jak i małych placówek – tłumaczy Macha. Ekspert uważa, że przynajmniej część placówek zdrowia będzie musiała wystąpić o program dostosowawczy. – Całej reformy nie da się przesunąć, bo jej terminy zapisane są ustawowo, ale szpitale, które nie będą przygotowane, zapewne będą musiały wnioskować o wydłużenie im terminu o pół roku, rok czy nawet może dwa lata, aż całkiem wdrożą system u siebie – dodaje Macha.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama