Rodzina z Bydgoszczy jako pierwsza – na nowych zasadach – będzie mogła ubiegać się o odszkodowanie od szpitala za błędy medyczne. Robi to nie jak dotychczas na drodze sądowej, tylko za pośrednictwem jednej ze specjalnych komisji.
Komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, które działają od stycznia tego roku w każdym województwie, rozpatrują obecnie 31 wniosków. Na razie w jednym, tym bydgoskim, już orzekły: doszło do błędu.
Członkowie składu orzekającego byli jednomyślni: uznali, że szpital najpierw dokonał błędnej diagnozy, a potem źle leczył pacjentkę, w efekcie czego zmarła. Teraz jej mąż i córka ubiegają się o odszkodowanie od szpitala w wysokości 300 tys. zł. Szpital nie ma wykupionego ubezpieczenia, więc będzie musiał to sfinansować z własnego budżetu.
Czy rodzina otrzyma pieniądze, tego jeszcze nie wiadomo. – Placówka może prosić o ponowne rozpatrzenie sprawy. Ale jeżeli komisja znowu orzeknie, że doszło do zdarzenia medycznego, szpital będzie musiał zapłacić. Kwotę ustala jednak sam – tłumaczy Piotr Kulik, przewodniczący kujawsko-pomorskiej komisji. Propozycji szpitala poszkodowani nie muszą przyjąć. Wtedy mogą wytoczyć szpitalowi proces. A sąd może zasądzić o wiele wyższą kwotę.
Jak twierdzą eksperci, sprawa bydgoska może stać się precedensowa – jeżeli uda się tą drogą uzyskać od szpitala odszkodowanie, do komisji zacznie płynąć lawina spraw. Bo choć pieniądze nie są ogromne – pacjent może się maksymalnie ubiegać o 100 tys. zł, a rodzina zmarłej osoby o 300 tys. zł – to procedura jest o wiele szybsza. Powinna trwać cztery miesiące zamiast kilku lat, jak to bywa w przypadku procesów, a także być o wiele łatwiejsza pod kątem formalnym.
Jak wynika z sondy DGP przeprowadzonej w komisjach, wniosków o odszkodowania za śmierć z powodu błędu medycznego jest sporo. Na Śląsku na 9 spraw w trzech ubiegają się o odszkodowanie rodziny zmarłych. W województwie świętokrzyskim tak jest w jednej z czterech toczących się tam spraw. Najwięcej jednak wniosków składają pacjenci, którzy czują się poszkodowani złym leczeniem. Tak jak np. kobieta ze Świętokrzyskiego, która trafiła do szpitala z zakrzepicą żył, a lekarze amputowali jej rękę. Uważają, że tylko tak mogli uratować jej życie. Pacjentka twierdzi natomiast, że ją okaleczono. Wiele przypadków dotyczy nie tylko błędów medycznych, lecz także zakażeń szpitalnych.
O tym, czy to pacjenci lub ich rodziny mają rację, decyduje 4 członków komisji, wśród których są m.in. lekarze, prawnicy i pielęgniarki. Komisje mogą korzystać z pomocy biegłych sądowych. Ale na opłacenie opinii biegłych jest za mało pieniędzy, dlatego nie chcą z komisjami współpracować. Trudno więc im dotrzymać wyznaczonych ustawowo terminów.
Komentarze (1)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeNiecałe 2 lata temu miałem badanie kolonoskopii, gdzie po krótkim badaniu lekarz z pretensjami do mnie wystąpił, że nie oczyściłem jelita grubego.
Byłem zaskoczony tym faktem, gdyż wypiłem 3 l płynu z fortransu i dodatkowo zrobiłem sobie płukanie jelita. Nie było to moje pierwsze badanie, gdyż kilka lat wcześniej przeszedłem takie badanie.
Lekarz w tym badaniu z przed 2 lat wskazał brak zmian w jelicie grubym.
Jakim moim było zaskoczeniem, gdy niecałe 3 miesiące zlazłem się w szpitalu na skutek zasłabnięcia, gdzie zdiagnozowano u mnie rozległego raka.
Wielu lekarzy onkologów (profesorów) stwierdziło, że badanie z przed 2 lat było niedokładne, a zarzut niedokładnego oczyszczenia jelita grubego świadczył o istniejących zmianach powstałego guza powodującego zator jelita.
Na cito przeszedłem operację usunięcia jelita grubego i jelita cienkiego, teraz szykuję się na chemioterapię.
Rokowania przeżycia 50% gdyż są przeżuty na wątrobę.
2 lata temu gdyby zostały ujawnione w kolonoskopii zmiany rakowe to miałbym duże szanse na przeżycie i na leczenie na chemioterapii.
Badanie kolonoskopii z przed 2 lat było standardowym badaniem z NFZ tzw. przesiewowym. NFZ wydał kasę na niedokładne badanie w prywatnej klinice.
Kto poniesie koszty tej błędnej diagnozy?
Tylko ja pacjent niedokładnie zbadany z szansami przeżycia tylko 50%.