- Uważam, że na zdrowiu nigdy nie wolno oszczędzać. Każde zubożenie w ochronie zdrowia prędzej czy później wychodzi na szkodę – głównie pacjentów. W przypadku dzieci procesy chorobowe przebiegają często niezwykle dynamicznie, a skutki braku leczenia rzutują na całe życie. Dlatego uważam, że trzeba mówić o racjonalności, o priorytetach, czasem niestety o wyborze mniejszego zła - mówi Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym
Apeluje pan o bezlimitowe leczenie dzieci. W naszym systemie ochrony zdrowia zniesienie limitów nie zawsze jest jednak skuteczne. Często bowiem poza pieniędzmi brakuje też specjalistów i sprzętu. Dlaczego pana zdaniem miałoby się sprawdzić w tym przypadku?
Ponieważ zapewnienie stabilnego finansowania – bezlimitowego – koszyka świadczeń gwarantowanych stwarza warunki do inwestowania w sprzęt i czyni daną dziedzinę atrakcyjną dla medyków. Młodzi lekarze przy wyborze przyszłej specjalizacji biorą pod uwagę warunki pracy. To nie tylko płaca, lecz także stabilność pracy, wyposażenie, możliwość rozwoju, słowem wszystko to, co zapewnia się priorytetowym dziedzinom. W mojej ocenie zniesienie limitów będzie miało wpływ – szczególnie w dłuższej perspektywie – na rozwój zasobów oraz potencjału intelektualnego świadczeniodawców. Myślę tu o rozwoju dostępności, o doskonaleniu organizacji udzielania świadczeń, efektywności tego, co obecnie mamy w koszyku.
Odpowiednie finansowanie świadczeń składa się z wielu elementów. To zarówno właściwa wycena, jak i zapewnienie stabilnego finansowania. To drugie uważam za kluczowe wobec faktu, iż w Polsce w zasadzie brak nam standardów realizacyjnych. Generalnie są one wyznaczane możliwościami finansowymi. Czyli im więcej pieniędzy ma świadczeniodawca, tym wyższy standard jest w stanie zapewnić. W naszym ryczałtowym systemie taryfikacja świadczeń wyznacza pewną granicę jakościową, a ewentualne odchylenia od powszechnego poziomu wynikają najczęściej z zaradności menedżerów lecznic. Dziś standardem jest, że starają się oni profilować swoją działalność przez modyfikację rodzajów świadczeń, wybierając te, które są opłacalne. A ponieważ w przypadku większości świadczeń koszty leczenia dzieci są wyższe niż w przypadku dorosłych, dochodzi do powstrzymania rozwoju tych zakresów.
Czy zniesieniu limitów powinna towarzyszyć weryfikacja koszyka, czy może raczej zmiany organizacyjne?
Weryfikacja koszyka jest działaniem niezależnym od tego, czy limitujemy, czy nie. W tym zakresie uważam, że Ministerstwo Zdrowia oraz NFZ działają poprawnie. Ważą możliwe do uzyskania korzyści z posiadanym budżetem. Moja propozycja odnosi się właśnie do tego procesu i ma na celu intensyfikację optymalizowania zasadności i konstrukcji świadczeń.
Wskazując na priorytet finansowania leczenia dzieci, siłą rzeczy niektóre pozycje spadną na dalszy plan. Nie oznacza to, że przestaną być finansowane, choć są takie, co do których podjąłbym odważną decyzję. Weryfikacja koszyka powinna być jednak przeprowadzana delikatnie. Należy pamiętać, że de facto sporą część jego cech kształtują sami świadczeniodawcy. To oni ważą, szukają złotego środka między bezwzględną potrzebą zdrowotną pacjenta a wartością kontraktu, jaki mają. W przypadku wprowadzenia mojego rozwiązania na reakcję rynku świadczeń nie będzie trzeba długo czekać. Będzie wówczas konieczne przeanalizowanie zmiany zachowań świadczeniodawców i rozsądne modyfikowanie koszyka.
Jeśli chodzi o zmiany organizacyjne, w pierwszej kolejności należy odbudować dostępność i zaufanie pacjentów do leczenia na NFZ. Pokazać, że pomoc medyczna dla dzieci nie wiąże się z brakiem pieniędzy, kończącymi się limitami i związanymi z tym kolejkami. Trzeba zrobić wszystko, by świadczeniodawca miał poczucie, że za jego troską o pełną dostępność stoi płatnik. Ileż to razy rodzice słyszą, rejestrując dziecko do lekarza, że zapisy będą dopiero od stycznia, jak będzie nowy kontrakt? To oczywiście nie jest zgodne z prawem, ale jest codziennością. W mojej ocenie nasz ubogi w pieniądze system wycisnął z siebie sporo rezerw organizacyjnych, choć dużo jeszcze może. Ale jestem zdania, że przy bezlimitowym finansowaniu jesteśmy w stanie zapewnić świadczenia dzieciom, opierając się na istniejącej bazie.
Ile by to kosztowało i jak znaleźć na to pieniądze?
Uważam, że na zdrowiu nigdy nie wolno oszczędzać. Każde zubożenie w ochronie zdrowia prędzej czy później wychodzi na szkodę – głównie pacjentów. W przypadku dzieci procesy chorobowe przebiegają często niezwykle dynamicznie, a skutki braku leczenia rzutują na całe życie. Dlatego uważam, że trzeba mówić o racjonalności, o priorytetach, czasem niestety o wyborze mniejszego zła. Zwłaszcza wtedy, kiedy ma się za mało pieniędzy. Płatnik ucierpiał w dobie epidemii, ale również ucierpieli świadczeniodawcy oraz pacjenci. Wszyscy ponosimy koszty kryzysu. Polityka, również polityka zdrowotna, to zawsze sztuka wyboru. Jestem jednak przekonany, że wokół postulatu zapewnienia dzieciom pełnego dostępu do leczenia jesteśmy w stanie zbudować społeczny konsensus. Bezdyskusyjnych argumentów jest wiele, jak choćby ten, że w przyszłości to te dzieci właśnie będą tworzyć stabilne państwo i pracować na emerytury.
Brak limitów w leczeniu dzieci wymusi zwiększenie efektywności tego, co jest w koszyku świadczeń
Wracając do finansowania mojej propozycji: może to nieść za sobą konieczność rezygnacji z niektórych świadczeń. Jeśli to nie wystarczy, należy myśleć o dofinansowaniu systemu. Może się to odbyć przez zwiększenie składki (choć to mało prawdopodobne z przyczyn politycznych) lub poprzez ukierunkowane dofinansowanie z budżetu państwa. Warto wspomnieć, że Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 20 listopada br. (sygn. akt K4/17) uznał, że za finansowanie świadczeń gwarantowanych odpowiada państwo.
Sądzę, że pomysły w tym zakresie już się rodziły w głowach rządzących. Tworzenie Narodowej Sieci Onkologicznej może zakończyć się zmianą źródła finansowania tak priorytetowego zakresu systemu jak onkologia. To duże koszty, które mogą być przeniesione do budżetu państwa, uwalniając tym samym środki NFZ.
Szukając pieniędzy na wprowadzenie tego rozwiązania, w pierwszej kolejności myślę o świadczeniach udzielanych w leczeniu szpitalnym, które można wykonać ambulatoryjnie. Sądzę, że „delikatność” płatnika w zakresie egzekwowania prawa w tym zakresie (bo przecież już teraz powinniśmy odchodzić od hospitalizacji, jeśli nie są one konieczne) jest związana z obawą, że wówczas wiele placówek nie zrealizuje kontraktów, a co za tym idzie, nie pokryje kosztów utrzymania. Zdobyłbym się też na odwagę rezygnacji z finansowania pobytów w uzdrowiskach. W ten sposób można zaoszczędzić ok. 800 mln zł. Uważam, że można tu poszukiwać innych rozwiązań. Polem do weryfikacji jest także stomatologia dorosłych, w której mamy już współpłacenie, a według mnie powinna obowiązywać pełna odpłatność (może z wyjątkiem stanów nagłych).