Ubiegły rok przyniósł kolejny z rzędu spadek liczby samobójstw z powodów ekonomicznych.
DGP
W zeszłym roku ogólna liczba zamachów na własne życie nieco wzrosła – z 5182 w 2018 r. do 5255 w 2019 r. (głównie tych z powodu choroby fizycznej).
Jak będzie wyglądał bilans tegoroczny? Pierwsze miesiące, w tym marzec, nastrajają optymistycznie. Spadła liczba zarówno prób, jak i zgonów z powodu targnięcia się na własne życie.
Sytuacja gospodarcza ma duży wpływ na stan psychiczny populacji, a co za tym idzie – na skalę samobójstw. Widać to w danych. Z powodu pogorszenia się warunków ekonomicznych samobójstwo w 2017 r. popełniło 219 osób. Rok później były to już 192 osoby, a w 2019 r. – tylko 154. Spadła też liczba zamachów na własne życie w wyniku nagłej utraty pracy czy miejsca zamieszkania. W 2017 r. pierwszy z powodów podały 53 osoby, które chciały się zabić, a drugi – dziewięć. W 2019 r. było to odpowiednio 36 i siedem osób. Te liczby znajdują odbicie we wskaźnikach gospodarczych – ostatnie lata to poprawa sytuacji na rynku pracy – przede wszystkim zmniejszyło się bezrobocie, a poza tym, m.in. dzięki chociażby 500 plus, spadł poziom ubóstwa.
Konsultant ds. spraw psychiatrii prof. Piotr Gałecki podkreśla, że w związku z epidemią mamy do czynienia z zupełnie nową sytuacją i niewiadomymi konsekwencjami. Z jednej strony – jak mówi ekspert – dla ludzi niezwykle ważne jest posiadanie pracy – z powodów materialnych, ale i statusu społecznego. Z drugiej strony zauważa, że w czasie dużych kryzysów ludzie się mobilizują (np. w trakcie wojny spada liczba samobójstw), w związku z czym jego następstwa są widoczne z opóźnieniem.
W lutym w medycznym czasopiśmie „Lancet” podsumowano wyniki badań analizujących zachowania ludzi po kwarantannie przy epidemiach m.in. eboli i SARS. Z większości z nich wynika, że efektem izolacji i ograniczeń są objawy stresu pourazowego, gniew oraz obniżenie samopoczucia. Istotną rolę odgrywa w tym aspekt ekonomiczny. Podczas izolacji ludzie nie mogą pracować, ale też nie mają możliwości planowania dalszej drogi zawodowej. Konsekwencje tego są więc długotrwałe, widoczne nawet wiele miesięcy po ustaniu kwarantanny. Znajdują odzwierciedlenie w sytuacji społeczno-ekonomicznej, ale też stanowią ryzyko różnych zaburzeń psychicznych i obniżenia nastroju. W jednym z badań analizowano stan osób izolowanych z powodu wirusa eboli. Okazało się, że choć otrzymały pomoc finansową, to według niektórych przyszła ona za późno i była niewystarczająca. W efekcie wielu badanych uzależniło się finansowo od swoich rodzin, co z kolei nasiliło konflikty wśród bliskich.
O tym, jak istotne w czasie kryzysu jest wsparcie rządu, przekonują natomiast badania kanadyjskie zrobione po SARS. Wyszło z nich, że aspekt finansowo-ekonomiczny nie odgrywał zbyt dużej roli, bowiem trudności finansowe były rekompensowane przez pracodawców albo przez rząd.
Analizy pokazują jeszcze jedną rzecz – bardziej na finansowe skutki pandemii narażone są osoby o niższych zarobkach. Dlatego, jak podkreślają autorzy artykułu, należy zapewnić im wsparcie finansowe. To pozwoli ograniczyć stres z nią związany, ale też strach i poczucie niepewności o to, co będzie dalej. „Lancet” wymienia też, co powinno być spełnione, żeby minimalizować negatywne efekty uboczne izolacji społecznej. Przede wszystkim kluczowe jest, aby ludzie zrozumieli, dlaczego została wprowadzona. Do tego czas jej trwania powinien być jak najkrótszy, a uczestnictwo w niej dobrowolne. „Taka kwarantanna wiąże się z mniejszym niepokojem i mniejszymi powikłaniami długoterminowymi” – zauważają autorzy artykułu.
Psychologowie mają jeszcze inną receptę na to, jak łagodzić efekty uboczne sytuacji, w której się znaleźliśmy. Agnieszka Guzowska, psycholog, psychoterapeuta, członek Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej podkreśla, że obecnie wiele osób szuka wsparcia. – I dobrze. W razie problemów nie należy zwlekać z kontaktem ze specjalistą. Szczególnie że teraz łatwiej jest przełamać barierę wstydu – przecież wszystkim jest trudno. Ale także dlatego, że można zasięgnąć porady przez telefon, co dla niektórych jest prostsze – dodaje.
Także lekarze publicznych placówek przyznają, że mają dużo więcej pacjentów, niż przed epidemią. – Chodzi przede wszystkim o osoby starsze, samotne, które zaczynają popadać w depresję ze względu na brak kontaktu z bliskimi czy znajomymi – opowiada psycholog jednej z warszawskich przychodni.
Alternatywą jest prywatna wizyta. Ta jednak kosztuje – co najmniej 100 zł za konsultację. Nie każdego stać na taki wydatek. – Dlatego polecam kontakt z telefonem zaufania – zaznacza Agnieszka Guzowska.