Sprzedaż leków antydepresyjnych i uspokajających zwiększyła się o jedną czwartą. W ostatnim miesiącu Polacy wydali na ten cel 200 mln zł.
Eksperci nie mają wątpliwości, że wzrost popytu na antydepresanty ma związek z pandemią. Z jednej strony pojawiają się lęki związane z samą chorobą, z drugiej – wiele osób odczuwa już stresogenne skutki gospodarcze. Jak przyznaje Marek Balicki, pełnomocnik ministra zdrowia ds. reformy w psychiatrii, choć terapia psychologiczna jest o skuteczniejsza, Polacy sięgają po leki.
Jak wynika z analizy przygotowanej dla DGP przez doradczą firmę PEX PharmaSequence, sprzedaż preparatów uspokajających i nasennych między 9 marca a 10 kwietnia wyniosła 4,5 mln sztuk. Oznacza to 24-proc. wzrost względem tego samego okresu 2019 r. Wzrósł też popyt na preparaty antydepresyjne i przeciwpsychotyczne. Sprzedaż tych pierwszych zwiększyła się o 33 proc. – do 2,8 mln sztuk. Jeśli chodzi o leki przeciwpsychotyczne, Polacy kupili ich w sumie 1,6 mln sztuk, czyli o 24 proc. więcej niż rok temu. Na poprawę samopoczucia w ciągu ostatnich 30 dni wydaliśmy – pacjenci i NFZ w wyniku refundacji – ponad 200 mln zł.
Polacy mają coraz większy kłopot z dostosowaniem się do nowej rzeczywistości. Większość z niecierpliwością czeka na koniec obowiązujących zakazów. Zwłaszcza osoby starsze i samotne, dla których kwarantanna stała się swoistym więzieniem. Jak dla pani Anny z Warszawy, samotnej emerytki. – Nie widuję się z dziećmi i wnukami. Nie mogę pójść do sąsiadki czy wyjść do parku z koleżanką i psami. Ta sytuacja zaczyna mi coraz bardziej ciążyć. Zaczęło się od problemów ze snem. Teraz doszło kołatanie serca, coraz częściej zastanawiam się też, co przyniesie przyszłość. Boję się, że już ciągle będę sama – tłumaczy i dodaje, że zaczęła szukać porady u psychologa. Jest umówiona u lekarza rodzinnego na teleporadę. – Chcę, by przepisał mi jakieś leki na uspokojenie – dodaje.
Lekarze przyznają, że mają coraz więcej pacjentów z problemami psychicznymi. Uważają, że grozi to falą samobójstw. Jak mówi prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy ds. psychiatrii, takie zjawisko było widoczne po kryzysie w 2008 r. I dodaje, że w naszej kulturze brak pracy jest większym problemem czy stygmatem niż choroba. i choć nie wiąże się z głodem, to utrata statusu społecznego jest bardzo bolesna. – Dla właściciela niewielkiego biura podróży informacje podawane przez ministra zdrowia, że w tym roku nie będzie wakacji, jest druzgocąca. Dla niego oznacza to koniec biznesu i życia, jakie dotąd miał. Otrzymuję wiele pytań, jak sobie poradzić w tej sytuacji, skąd wziąć pieniądze na opłacenie rachunków – mówi lekarka pracująca w warszawskiej przychodni.
Prezes PEX PharmaSequence Jarek Frąckowiak wylicza, że epidemia ma olbrzymi wpływ na nasze samopoczucie. – Nowa sytuacja, niepewność, przymusowy areszt domowy, brak kontaktu fizycznego z bliskimi, obawy o pracę i zdrowie powodują pogorszenie samopoczucia wielu z nas, objawiające się spadkami nastroju, stanami depresyjnymi, lękami, niepokojem i wieloma innymi symptomami wskazującymi na pogorszenie kondycji psychicznej. W efekcie mimo ograniczeń w dostępie do lekarzy, epidemia przyczyniła się do znaczącego wzrostu stosowania preparatów uspokajających, nasennych, stosowanych w depresji oraz leków antypsychotycznych – tłumaczy.
Dlatego tak istotne jest zapewnienie wsparcia psychologicznego, skuteczniejszego niż leki. NFZ finansuje teleporady, ale nie zawsze łatwo je otrzymać, bo opieka psychologiczno-psychiatryczna nie jest dobrze zorganizowana. Pandemia nadeszła, kiedy system był w przebudowie.