Prezydent ogłosił utworzenie Funduszu Medycznego z kwotą niemal 3 mld zł. Ma teoretycznie wspierać głównie onkologię i drogie terapie. To obietnica, która brzmi bardzo ładnie i mogłaby być szachem i matem dla opozycji, która apelowała „tylko” o 2 mld zł na onkologię. Tyle że to jedynie gładka obietnica. Bo jeżeli się przyjrzeć dokładniej, to wydaje się, że jest to dość nieracjonalne czy wręcz szkodliwe posunięcie.
Prezydent ogłosił utworzenie Funduszu Medycznego z kwotą niemal 3 mld zł. Ma teoretycznie wspierać głównie onkologię i drogie terapie. To obietnica, która brzmi bardzo ładnie i mogłaby być szachem i matem dla opozycji, która apelowała „tylko” o 2 mld zł na onkologię. Tyle że to jedynie gładka obietnica. Bo jeżeli się przyjrzeć dokładniej, to wydaje się, że jest to dość nieracjonalne czy wręcz szkodliwe posunięcie.
Po co kolejny fundusz? Z punktu widzenia systemu ochrony zdrowia oraz potrzeb pacjentów jest kompletnie niepotrzebny. Gorzej – może jedynie wprowadzić jeszcze większy bałagan do i tak bardzo mało przejrzystego systemu finansowania kosztownych terapii. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że są opłacane z bardzo wielu źródeł. Ten najbardziej podstawowy mechanizm to lista refundacyjna. Ta jest publikowana co dwa miesiące, a terapie, które są na nią wpisane, to efekt wielomiesięcznych, czasem wręcz wieloletnich negocjacji ministerstwa z firmami farmaceutycznymi. Czasem wpisywane są na nią naprawdę drogie terapie.
Ale co do zasady te najdroższe są dostępne dla pacjentów w ramach tzw. programów lekowych. To taki dziwny system – którego legalność działania jest przez niektórych prawników podważana, ponieważ wprowadza nowe leczenie, ale tylko dla wybranej grupy pacjentów. Takich, którzy spełniają określone kryteria, niejednokrotnie bardzo wyśrubowane, czasem wręcz absurdalne i wykluczające kogoś, np. ze względu na wiek, masę ciała czy zbyt wczesny etap choroby. Taka formuła ma jeden główny cel – kontrolę wydatków.
Kolejnym źródłem jest dość zagadkowy Ratunkowy Dostęp do Technologii Lekowych. To twór, który działa od kilku lat. Miał być nadzieją na leczenie, którego nie ma ani w programie lekowym, ani na listach refundacyjnych. Tyle że korzysta z niego bardzo niewiele osób. De facto nie ma on – choć miało być – osobnego finansowania i właściwie jest dostępny dla pacjentów kilku największych szpitali w Polsce. Między innymi dlatego, że lekarze nie wiedzą, jak mają wypełniać wnioski i o jakie leczenie mogą w ramach tego systemu poprosić. Ostatnio jedna z onkolożek, która „obsługuje” większość takich wniosków o leczenie ratunkowe (w sumie kilkunastu pacjentów), opowiadała nam, że przy jednej z terapii raka piersi już z automatu wypełnia wnioski, potem czeka na zgodę, którą zazwyczaj dostaje, i tak się to toczy – taka gra proceduralna co miesiąc. Po co? Lekarze już się przyzwyczaili do zbędnej biurokracji. Nie pytają. Cieszą się, że coś jest. Wcześniej była np. chemio terapia niestandardowa – leczenie na indywidualny wniosek lekarza, podpisany przez konsultanta krajowego, czasem specjalny zespół. Jeszcze wcześniej była farmakoterapia niestandardowa – która obejmowała szerszy pakiet leczenia, nie tylko onkologiczne.
Ale na tym nie koniec. Jest jeszcze leczenie w ramach opieki transgranicznej – można dostać terapię, jeżeli zbyt długo czeka się na nią w Polsce, w innym kraju Unii Europejskiej (choć częściej dotyczy to zabiegów niż leków). Skomplikowane, prawda? To jeszcze tylko dodam, że np. możliwy jest import docelowy, czyli sprowadzanie leków, których nie ma w Polsce. Ministerstwo osobno wydaje zgodę na sprowadzanie ich z zagranicy, a osobno podejmuje decyzje, czy będzie je finansować. Często nie wydaje. I choć przegrało w tych sprawach już kilka razy z pacjentami, nadal nic się niezmienia.
Czy zatem dodatkowy fundusz, z którego będzie finansowane „drogie leczenie”, jest potrzebny? A może lepiej dodać pieniędzy i uprościć w końcu system. Tak, żeby pacjenci wiedzieli, co im naprawdę przysługuje i do jakiego leczenia mają prawo. Tak, żeby nie byli zdani na los, który skieruje ich do lekarza, który jest świetnie zorientowany w systemie ochrony zdrowia albo wręcz przeciwnie. Może byłoby lepiej zmniejszyć biurokrację, a nie zmuszać pracowników medycznych do wypełniania dodatkowych druczków.
Na potrzeby wyborów liczy się hasło, mające zagwarantować większą liczbę głosów, a w efekcie powstanie coś, co stanie się obciążeniem. Jeżeli kogoś nie przekonują poprzednie argumenty, to dodam jeszcze jedno: resort zdrowia mówi, że już został powołany kolejny… zespół, który będzie się głowił, na co i jak wydać te dodatkowe środki. Nie mówiąc o tym, że nie wiadomo, jak będzie z finansowaniem. Czy to te same środki, które i tak miały być w systemie na ochronę zdrowia, czy coś nowego. Owszem, każde dodatkowe środki na zdrowie są potrzebne, ale naprawdę nie trzeba do tego kolejnego funduszu. Upraszczajmy. Nie komplikujmy.
Kolejny fundusz z punktu widzenia systemu ochrony zdrowia i potrzeb pacjentów jest kompletnie niepotrzebny
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama