O przyczynach niedoboru leków w polskich aptekach i pomysłach na rozwiązanie tego problemu, o bezpieczeństwie lekowym Polaków, a także o potrzebach i bolączkach krajowego przemysłu farmaceutycznego rozmawiali uczestnicy debaty DGP.
DGP
Dlaczego Polska miewa kłopoty z dostępnością do leków?
Barbara Misiewicz-Jagielak:
DGP
Zdiagnozowaliśmy trzy przyczyny. Po pierwsze niemal cały świat, Polska również, kupuje tanie substancje czynne z Chin. Wyhodowaliśmy monopolistę, który – jak widzimy – też miewa kłopoty. Druga przyczyna to priorytetyzacja rynku. Produkcja leków jest wysokospecjalistyczna. Gdy pojawiają się trudności, producenci w pierwszej kolejności dostarczają produkt na rodzimy rynek. Niemcy na niemiecki, Amerykanie na amerykański. W Polsce przemysł farmaceutyczny rozwinął się dzięki przedsiębiorcom, ale nie na taką skalę, aby zabezpieczyć wszystkie potrzeby. Polska nie wspierała rodzimego sektora farmaceutycznego, a kraje bogatsze wręcz przeciwnie, dążyły do zwiększania produkcji leków u siebie. Nie ma zachęt do produkcji leków w Polsce, nie zadbano o bezpieczeństwo lekowe polskich obywateli. Trzecią przyczyną są duże różnice w cenach.
Robert Pociupany:
DGP
Dodam jeszcze jeden element dotyczący polityki cenowej związanej z lekami refundowanymi. W Polsce jest duża presja ze strony administracji państwowej, by obniżać ceny leków. Odczuwamy to jako przedsiębiorcy przy negocjacjach z Ministerstwem Zdrowia. Żadna firma produkująca w Polsce nie jest w stanie sprostać tym wymaganiom. I choć rozumiem podejście urzędników, wszyscy stoimy przed dylematem – albo będziemy mieli leki dobrej jakości, produkowane w Polsce, albo będziemy się zmagali co jakiś czas z kłopotem. Niska cena niekorzystnie przekłada się na dostępność leków dla polskich pacjentów. A że ta się pogarsza, widać nawet po ministerialnej liście antywywozowej.
Marian Witkowski:
DGP
Lista produktów zagrożonych brakiem dostępności w swojej historii sięgała 380 pozycji. Dziś jest ich trochę mniej, acz nadal ponad 300. Warto wspomnieć o znaczeniu ustawy refundacyjnej. Kluczowy moim zdaniem jest jej art. 44, który dotyka tzw. substytucji. Regulacja ta dotyczy wydawania zamienników – leku generycznego w miejsce zaordynowanego leku oryginalnego. To narzędzie może być lekarstwem na brak leków oryginalnych, jednak jest to problem dla producentów oryginałów. Bez wątpienia więc wpływa to również na dostępność produktów. Zmiana układu sił po stronie producentów leków oryginalnych i leków generycznych powoduje chaos na rynku farmaceutycznym.
Bogna Cichowska-Duma:
DGP
Obecny problem braków leków w aptekach ma swoje długoletnie i strategiczne przyczyny. Przede wszystkim trzeba wspomnieć o braku właściwego finansowania. Zapotrzebowanie na leki wzrasta na całym świecie. Mamy coraz lepszą diagnostykę, coraz wcześniej wykrywamy choroby przewlekłe, dzięki czemu pacjenci żyją coraz dłużej. To przekłada się na zwiększony popyt na leki. Budżet refundacyjny nie wzrasta jednak proporcjonalnie do wzrostu nakładów na zdrowie. Minister zdrowia przy ciągle za małym budżecie przyjął politykę lekową najniższej ceny. Leki, które są najtańsze w Europie, są następnie nielegalnie wywożone z Polski. Różnica cen jest szalenie kusząca dla zorganizowanych grup przestępczych. Ponad 50 proc. eksportu leków to wywóz nielegalny. Takie zaniżanie cen, zmuszanie przedsiębiorców przez Komisję Ekonomiczną, aby schodzili często poniżej kosztów produkcji, a na pewno poniżej cen rynkowych w Europie, powoduje, że w Polsce zanika konkurencja. Zdarza się również, że niektóre leki w ogóle są wycofywane ze sprzedaży.
Ile w tym utyskiwania producentów, a ile rzeczywistego problemu?
Maria Libura:
DGP
Rynek zdrowia jest silnie regulowany, daleko mu do naiwnie rozumianego wolnego rynku. Nie tylko w skali globalnej, gdzie po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że kapitał ma jednak narodowość. Także w skali lokalnej: zwróćmy uwagę choćby na to, że gdy substancja wraca do Polski po okresie niedostępności, małe apteki niesieciowe zaczynają narzekać, że dostają leki dopiero po dużych hurtowniach i sieciach aptecznych. Rola państwa jako regulatora rynku jest ogromna i nie sprowadza się do kryzysowego uruchomienia infolinii dla pacjentów, gdzie kupić lek, ale wymaga strategii przeciwdziała brakom, chociażby przez stworzenie rezerw określonych substancji. Ostatni kryzys pokazuje zawodność globalnego rynku i rosnącą rolę państwa jako regulatora tego obszaru, na poziomie zarówno zabezpieczenia, jak i dystrybucji zapewniającej równy dostęp bez względu na miejsce zamieszkania.
Grzegorz Rychwalski:
DGP
Żyjemy w czasie globalnej zmiany rynku farmaceutycznego. Do tej pory nie dostrzegaliśmy, że krajowy przemysł farmaceutyczny zapewnia bezpieczeństwo lekowe. Pamiętamy kryzys szczepionkowy sprzed 10 lat. Wtedy było widać wyraźnie, że kapitał ma narodowość, a solidarność europejska bywa czasem tylko sloganem. Warto wyciągać wnioski i podejmować decyzje w perspektywie długofalowej. Trzeba doceniać to, co się ma u siebie, i kreować warunki zapewniające rozwój. Rozwiązania wspierające produkcję farmaceutyczną muszą być więc i polskie, i europejskie.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Producenci, którzy postawili fabryki w Polsce, nie oczekują, że minister zdrowia zwiększy im ceny. Oczekują, by dalej nie obniżać cen do poziomu w krajach pozaeuropejskich. Nie jesteśmy w stanie w tych cenach produkować w warunkach polskich.
Jeśli chodzi o to, by utrzymać ceny i ich nie obniżać, to jak produkcję z Chin sprowadzić do Polski?
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Ceny zgodne z ustawą refundacyjną pozwalają nam się powoli rozwijać i zwiększać zarówno skalę, jak i asortyment produkcji. Stabilne otoczenie prawne, w tym cenowe, zachęca do inwestowania. W tej chwili takiej stabilizacji nie ma, decyzje refundacyjne leżą w rękach komisji ekonomicznej, która dąży do uzyskania jak najniższej ceny, dużo niższej od ceny możliwej do ustalenia w świetle obecnego prawa.
Słyszę rozwiązanie – wystarczy, że będzie się płaciło nie mniej. Dlaczego nie?
Janusz Cieszyński:
Minister zdrowia podejmuje decyzję o refundacji na wniosek podmiotu, który produkuje lek. Korzystając ze stale rosnącego budżetu na refundację zaprasza wszystkich producentów do złożenia wniosków na konkretne leki o udowodnionej skuteczności. Pojawia się zarzut, że płacimy najmniej w Europie. Dla nas ważne jest, by efektywnie wydawać pieniądze publiczne. Ci, którzy zajmują się tym rynkiem, wiedzą, że nie wszystkie elementy decydujące o cenie danego leku są ujęte w publicznie dostępnym cenniku. Póki nie mamy informacji, jaka jest rzeczywista cena, porównania mogą być obarczone błędem. Ocena poszczególnych technologii leków i świadczeń służy temu, by, mówiąc w uproszczeniu, za środki, którymi dysponujemy, i których jest rekordowo dużo, kupić jak najwięcej „zdrowia”. Widząc, jak istotna jest rola leków, wypracowaliśmy dokument „Polityka lekowej państwa na lata 2018 – 2022”, w którym wskazano mechanizmy i cele, które chcemy osiągnąć. Jednym z nich jest minimalny poziom nakładów na zakup leków.
Gdyby wszyscy producenci dogadali się i powiedzieli, że nie są w stanie za tyle sprzedawać, zakładam, że sytuacja ministerstwa byłaby inna.
Janusz Cieszyński:
Trudno sobie wyobrazić taką sytuację, bo byłoby to niezgodne z prawem unijnym antykonkurencyjne porozumienie. Warto podkreślić, że decyzje są wydawane na określony czas, a minister nie zawsze przyjmuje rekomendację komisji ekonomicznej. Ostateczna decyzja uwzględnia postulaty, jakie państwo podnoszą, w większym stopniu niż rekomendacja komisji.
Bogna Cichowska-Duma:
Mamy świadomość, że komisja ekonomiczna nie bierze w rekomendacjach pod uwagę kwestii medycznych, tylko skupia się na negocjowaniu jak najniższej ceny. Rekomendacje dotyczące refundacji najczęściej są negatywne po to, by minister na ostatnim etapie mógł wynegocjować jeszcze niższą cenę. Komisja ekonomiczna jest organem zarządzanym przez ministra zdrowia. Proces doprowadzenia leku do refundacji powinien mieć na celu udostępnienie pacjentom za określony budżet jak najszerszej gamy jak najskuteczniejszych leków. Wydaje się, że komisja nie widzi tego strategicznego celu, nie patrzy na potrzeby pacjentów, zajmuje się wyłącznie zbijaniem ceny. Obniżki wymagane od producentów są kilkukrotnie poniżej ceny akceptowalnej.
Jeżeli ceny są zbyt niskie, to albo nie opłaca się produkować, albo trzeba produkcję wyprowadzać do Azji, co może zagrażać jeśli nie bezpieczeństwu, to dostępności. Dlaczego więc producenci nie powiedzą, że nie mogą sprzedać leków w takiej cenie? Wszyscy cały czas na to narzekają, ale wszystko wskazuje na to, że resort jest bardzo skuteczny i wszyscy się na to godzą.
Bogna Cichowska-Duma:
Mówimy o kwestiach systemowych. Nie do końca tak jest. Często producenci nie zgadzają się na tak niskie ceny. Procesy refundacyjne dochodzą do pewnego momentu i jeśli nie ma zgody na cenę proponowaną przez komisję ekonomiczną, nie dochodzi do refundacji. W efekcie do większości innowacyjnych, nowoczesnych leków Polacy w ogóle nie mają dostępu, bo nie są one przez państwo refundowane.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Ależ my mówimy, że nie możemy produkować w zaproponowanej przez komisję ekonomiczną cenie, mówimy także, że w tym sektorze trzeba dużo inwestować, aby sprostać konkurencji. Niestety często jesteśmy stawiani w sytuacji, że albo zgodzimy się na cenę, albo lek nie będzie objęty refundacją. Bywa tak, że zgadzamy się na określoną cenę, by wyprzedać produkt.
Czyli prawdą jest, że polski pacjent nie ma dostępu do wszystkich leków oryginalnych.
Janusz Cieszyński:
Nie jest prawdą, że komisja ekonomiczna nie kieruje się względami medycznymi. Decyzje refundacyjne wydawane są na podstawie ustawy refundacyjnej, która jasno wskazuje kryteria wyboru. Jednym z nich jest np. skuteczność kliniczna.
Marian Witkowski:
Każdy z nas, będąc na miejscu ministra Cieszyńskiego, broniłby finansów publicznych, a w konsekwencji niskich cen leków – bo wynegocjowana cena przekłada się na zapłatę pacjenta. Dlatego jako farmaceuta mam pytanie do producentów. W erze globalizacji kupujecie państwo substancję czynną u tego samego wytwórcy. Dlaczego lek o tej samej cząsteczce w jednej firmie kosztuje 8 zł, w drugiej 17 zł, a w trzeciej 93 zł?
Barbara Misiewicz-Jagielak:
A proszę powiedzieć, dlaczego ten sam lek tego samego producenta w jednej aptece kosztuje 7 zł, w drugiej 9 zł, a w trzeciej 30 zł?
Marian Witkowski:
Zarządzanie marżą w aptekach dotyczy tylko leków spoza wykazu leków refundowanych. Produkty te stanowią mniejszą część obrotu. Na pozostałą część obowiązuje nas marża urzędowa.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Podobna odpowiedź dotyczy producentów leków. Z marży inwestujemy w rozwój kolejnych produktów, nowoczesne linie technologiczne. Jeden producent inwestuje w taki obszar jak biotechnologia, drugi w leki z wartością dodaną. Poza tym minister ustala nam różne ceny urzędowe na ten sam produkt. Na jednym produkcie zarabiamy na wiele nierentownych, które jako jedyni nadal produkujemy, bo są potrzebne pacjentom, z innych natomiast inwestujemy w przyszłość. To specyficzna dziedzina produkcji, bardzo specjalistyczna i kosztochłonna. A teraz jest wyjątkowy czas – albo zainwestujemy i będziemy w czołówce, albo stracimy szansę i uzależnimy się od zagranicznych dostawców.
Marian Witkowski:
Gdyby apteki nie zarządzały marżą na produkty spoza wykazu i miały się utrzymać wyłącznie z leków refundowanych, mielibyśmy ich w Polsce ok. 500. Producenci natomiast obracają produktem, który w konsekwencji ma cenę regulowaną, a jednak ceny wyjściowe są różne dla tej samej cząsteczki i dawki.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Obowiązkiem ministra zdrowia jest kupienie tanio, ale tak, by lek był dostępny.
Grzegorz Rychwalski:
Mówimy o tym samym. Pewne produkty są deficytowe. Nie chodzi o to, by więcej czy mniej wydawać, lecz by wydawać mądrzej.
Przewodniczący komisji zdrowia poseł Tomasz Latos mówi, że trzeba coś zrobić, by produkcja w Polsce się opłacała. Czy należy wspierać polskich przedsiębiorców, czy przedsiębiorców, którzy w Polsce decydują się produkować?
Janusz Cieszyński:
Jak zrobić, żeby się opłacało? Najlepiej zapytać siedzącego przy stole przedstawiciela Polpharmy, która w jednym z ostatnich lat miała 350 mln zł zysku. Chciałbym się odnieść do metod wspierania przedsiębiorstw, które lokują produkcję leków w Polsce. Materia jest niezwykle skomplikowana i było to przedmiotem prac resortu zdrowia od momentu, w którym wiceminister Krzysztof Łanda, który był tego pomysłodawcą, zbudował podwaliny refundacyjnego trybu rozwojowego. To, w czym potrzebujemy wsparcia innych resortów, to obiektywne, przejrzyste, niebudzące wątpliwości i mierzalne kryteria oceny, kto jest partnerem polskiej gospodarki. Mówimy tu o wielomiliardowym budżecie i musimy mieć stuprocentową pewność, że publiczne środki będą wydane zgodnie z interesem obywateli. Chcemy sfinalizować prace nad tą koncepcją, ale takich projektów nie da się wprowadzić z dnia na dzień. Ze względu na kalendarz sejmowy nie ma możliwości wprowadzenia zmian ustawowych w tej kadencji. Nie oznacza to jednak, że prace zostają zawieszone. Krajowi producenci leków inwestują setki milionów złotych i dlatego słusznie oczekują od państwa, że będzie wiarygodnym partnerem. Nasz projekt ma zagwarantować stabilność działania i uczciwe zasady wsparcia.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Fakt, Polpharma to największa polska firma farmaceutyczna i dobrze sobie radzi. Dzięki temu jesteśmy w stanie inwestować w przyszłość. Firma znajduje się w największym procesie inwestycyjnym w historii: w roku 2017 w infrastrukturę i rozwój produktów zainwestowaliśmy ponad 400 mln zł, w 2018 r. już ponad 450 mln, a plany na następne pięć lat to 1,5 mld zł w zależności od kondycji finansowej spółki. Jak widać, nie da się tego finansować tylko z zysków.
Czego przedsiębiorcy oczekują?
Bogna Cichowska-Duma:
Rozpatrywanie proponowanych mechanizmów wsparcia producentów nie jest odpowiedzią na pytanie, jak zapobiec sytuacjom braku leków na rynku ani teraz, ani w przyszłości. Musimy mieć świadomość, że w Polsce nie jesteśmy w stanie wyprodukować wszystkich potrzebnych leków. Eksperci wskazują, że to nakłady na zdrowie bezpośrednio przekładają się na wskaźniki zdrowotne społeczeństwa. Dotyczy to zarówno leczenia chorób, jak i długości życia. Odnosząc się do wypowiedzi ministra, że nominalnie budżet na leki wzrasta, chcę zwrócić uwagę, że procentowo jest to coraz mniej w rosnącym budżecie NFZ. Obecny kryzys wynika właśnie z tego, że leki nie były i nie są priorytetem. Może czas dostrzec problem. Polska wydaje 0,5 proc. PKB na leki. Czechy 0,9 proc., Słowacja 1,5 proc.
Janusz Cieszyński:
Ale czy znaczy to, że Słowacy dostają za te pieniądze trzy razy więcej zdrowia niż Polacy? Zamiast mówić, ile wydawać, powinniśmy zapytać, jak kupić dla Polaków najwięcej zdrowia i jak to zrobić w obszarze leków. Jesteśmy otwarci na zwiększanie nakładów na leki i zostało to zapisane w przyjętej przez rząd Polityce lekowej państwa.
Marian Witkowski:
Warto zaakcentować, że Słowacja to jeden z nielicznych krajów w UE, które uporały się z problemem nielegalnego wywozu leków przez zastosowanie mechanizmów regulujących.
Grzegorz Rychwalski:
Jak wspierać? Trzeba przyznać, że pewne mechanizmy już działają. Są zachęty podatkowe, możliwość wytwarzania leków na rynki europejskie, inwestycje w działania przemysłowe, ulgi badawczo-rozwojowe. Wciąż nie ma jednak podstawowego wsparcia, którym jest rozwijany od czterech lat refundacyjny tryb rozwojowy. Koncepcja ta początkowo nie dotyczyła producentów krajowych. Jednak ona ewoluuje. I dobrze, bo celem RTR ma być rozwój przemysłu farmaceutycznego w Polsce.
Maria Libura:
Nie ma jednego, prostego rozwiązania. Trudno sobie wyobrazić, aby Polska nagle stała się światowym potentatem przemysłu farmaceutycznego, potrzebne są więc działania wielotorowe. Być może czas na redefinicję roli resortu zdrowia na bardziej aktywną? Taką, w której instytucje publiczne zajmują się w większym stopniu prognozowaniem sytuacji i podejmują działania wyprzedzające. Pamiętajmy, że priorytetem nie jest zakup leków, ale bezpieczeństwo pacjentów.
Na ile to jest problem polski, a na ile ogólnounijny?
Barbara Misiewicz-Jagielak:
To, że kupujemy leki w Azji, to nie jest problem tylko Europy, ale też całego świata. Tyle że świat się obudził. Polska późno dostrzegła kwestię bezpieczeństwa lekowego i potrzeby wzmocnienia sektora farmaceutycznego. Nie jest tak, że jeden kraj sobie poradzi, że w jednym kraju będą produkowane wszystkie substancje czynne i wszystkie leki. Potrzebna jest dobra współpraca w ramach Unii. Wszyscy przez wiele lat ciężko pracowaliśmy na sukces gospodarczy Chin. W Polsce sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo kolejne rządy nie dbały o rozwój produkcji leków w Polsce i uzależniliśmy się od dostaw leków z zagranicy. Ostatni kryzys pokazał, że jesteśmy potrzebni w systemie opieki zdrowotnej, produkujemy leki, a powinniśmy ich produkować jeszcze więcej. Nie uda się to jednak bez strategii rządowej polegającej na zachęcaniu producentów polskich i zagranicznych do produkowania leków w naszym kraju. To jest warunek bezpieczeństwa lekowego. Rozumiem, że refundacyjny tryb rozwojowy to skomplikowana materia. Musimy jednak do czasu wejścia w życie tego projektu dotrwać i dlatego apelujemy o protezę. Jeżeli Polpharma nie zainwestuje w przyszłość, wyprzedzi ją setka innych firm, które mają wsparcie w swoim kraju i mogą angażować się na rynkach zagranicznych.
Robert Pociupany:
Zapewnienie bezpieczeństwa lekowego dla Polaków to nie jest kwestia tylko resortu zdrowia, ale też zgodnej polityki rządu. Czujemy presję cenową. Nie wszystkie leki innowacyjne są dostępne. Duża część pozostaje poza możliwościami terapii w Polsce. Na renegocjacjach ciągle słyszymy mało realistyczne propozycje ze strony komisji ekonomicznej, żebyśmy obniżyli cenę o kilkadziesiąt procent. Od wejścia ustawy refundacyjnej prowadziliśmy negocjacje już cztery razy. Bardzo się cieszę, że prace nad refundacyjnym trybem rozwojowym trwają, ale już teraz mamy w ustawie refundacyjnej przepisy, które mówią o tym, że ministerstwo powinno uwzględniać działalność inwestycyjną firm. Zachęcam resort, by korzystać z tych regulacji. Może warto zwrócić uwagę na element inwestycyjny.
Janusz Cieszyński:
Przyjęliśmy strategię rządową, która jednoznacznie wskazuje kierunek działania w obszarze dostępu do leków – jest to zapewnienie stabilnego udziału tej pozycji w planie finansowym NFZ. To działanie długofalowe, ale trzeba też powiedzieć o tym, co jest obecnie. Gdy informacje o problemach z dostępnością leków trafiły do przestrzeni publicznej, sprzedaż konkretnych leków wzrosła, a teraz widzimy jej spadek. Sytuacja była wyjątkowa i dlatego sięgnęliśmy po wyjątkowe środki, np. infolinię. Jesteśmy otwarci na dialog, spotykamy się ze wszystkimi stronami dyskusji. Być może efekty nie są satysfakcjonujące, ale na pewne rzeczy potrzeba po prostu czasu.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Rzeczywiście spotkania się odbywają. Na temat refundacyjnego trybu rozwojowego odbywały się w Ministerstwie Przedsiębiorczości. Potem pojawiały się projekty zupełnie inne, niezgodne z tym, co sugerowaliśmy. Rozmawialiśmy też w Ministerstwie Zdrowia na temat refundacyjnego trybu rozwojowego i protezy oraz zagrożenia bezpieczeństwa lekowego. Nasze uwagi nie są niestety brane pod uwagę.
Maria Libura:
Lepiej mieć strategię, niż jej nie mieć. A wracając do wypowiedzi ministra dotyczącej pacjentów i nagłego wzrostu popytu na leki... Słuchając wypowiedzi różnych polityków, można było odnieść wrażenie, że to nadmierne zakupy pacjentów spowodowały problem. Oczywiście, jest taki moment, w którym wywołana niedoborami panika wtórnie nakręca kryzys. Trzeba jednak podkreślić, że to nie pacjenci są źródłem obecnych problemów. Kryzys był wcześniej. Poza tym odpowiednia polityka bezpieczeństwa powinna zapobiegać uruchomieniu mechanizmów paniki.
Na ile da się bezkosztowo, bez wzmocnienia chociażby Inspekcji Farmaceutycznej, bez zmiany instytucjonalnej zwalczyć wywóz leków?
Maria Libura:
Aby prawo nie było martwe, trzeba mieć silne państwo, by je egzekwować. Bez adekwatnych sankcji karnych i finansowych, bez sprawnego aparatu kontrolnego najlepsze rozwiązania niewiele wniosą.
Przyjęta ustawa przewiduje sankcje karne za nielegalny wywóz leków. Ma to pomóc ograniczyć nielegalny wywóz leków. Co z pionizacją Inspekcji Farmaceutycznej? Co ze zwiększeniem jej kompetencji? Co z możliwością zatrudniania jako inspektorów informatyków, byłych śledczych? Jak się pan minister odniesie do pomysłu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, konkretnie ministra Macieja Wąsika, dotyczącego zwiększenia kompetencji Inspekcji na wzór Krajowej Administracji Skarbowej, czyli stworzenia policji lekowej?
Janusz Cieszyński:
Zgadzam się z postulatem ministra Wąsika, co znalazło odzwierciedlenie w konkretnych działaniach. Należy do nich m.in. podpisanie porozumienia o współpracy pomiędzy Inspekcją Farmaceutyczną a Krajową Administracją Skarbową. Leki zostały objęte systemem monitorowania przewozu towarów. To system, który z bardzo dużą skutecznością był wykorzystywany przy okazji walki z mafiami paliwowymi. Nie wykorzystujemy rozwiązań zagranicznych, ale krajowe, które na polskim podwórku zdały egzamin. Można też sięgnąć do protokołów posiedzeń Stałego Komitetu Rady Ministrów, gdzie jako przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia miałem okazję przekonać komitet i udało mi się uzyskać od ministra finansów dodatkowe środki na wzmocnienie inspekcji. To jest kwestia systematycznego wzmacniania Inspekcji Farmaceutycznej. Chodzi o zatrudnianie informatyków, analityków danych, którzy będą w stanie analizować, wyciągać wnioski. Takie działania są prowadzone już teraz, m.in. w Narodowym Funduszu Zdrowia i CSIOZ. Jeżeli chodzi o dalej idące postulaty modernizacji służb farmaceutycznych, trudno sobie wyobrazić, by taka regulacja została przygotowana w tej kadencji. Prace legislacyjne związane ze wzmocnieniem Inspekcji Farmaceutycznej trwają. One będą obejmowały wiele rozwiązań, także z wykorzystaniem najnowszych technologii, które mogą być znacznie bardziej skuteczne niż człowiek, który fizycznie udaje się na miejsce kontroli, czego dowiodły chociażby zmiany w ściągalności VAT.
Marian Witkowski:
Państwo jako producenci kierujecie się innymi priorytetami. Dla mnie jako dla aptekarza w centrum uwagi znajduje się pacjent i jego bezpieczeństwo. Wszyscy tu siedzący jesteśmy zgodni, że mamy do czynienia z brakiem rozwiązań centralnych w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa terapii pacjenta, jak też z nieustanną walką z nielegalnym wywozem leków z Polski. Likwidacja tych patologii to dla nas priorytet. Jeżeli nie uda nam się znaleźć efektywnych rozwiązań, to wszyscy odczujemy tego konsekwencje.
Bogna Cichowska-Duma:
Celem polityki lekowej i refundacyjnej ministerstwa powinien być dostęp do skutecznego i zgodnego z najnowszą wiedzą medyczną leczenia. Tak rozumiem bezpieczeństwo lekowe Polaków. Ceny leków w Polsce, na tle innych krajów Unii Europejskiej, są niskie, ale jednocześnie niskie koszty ponoszone przez płatnika publicznego nie przekładają się na niskie dopłaty pacjentów w aptece. Polityka refundacyjna i budżet lekowy powinny stać się wreszcie priorytetem Ministerstwa Zdrowia. Jeżeli oszczędzamy i chcemy opierać politykę lekową na uzyskaniu jak najniższych cen, to mamy najniższe ceny, ale nie mamy leków.
Grzegorz Rychwalski:
Priorytetem każdego rządu powinno być zdrowie. Długofalowa polityka w tym obszarze niezależnie od barw politycznych przyniosłaby korzyść pacjentom. A w końcu wszyscy nimi jesteśmy lub będziemy. Celem długofalowej polityki powinno być bezpieczeństwo lekowe Polaków, które można zagwarantować poprzez wykorzystanie możliwości krajowego przemysłu farmaceutycznego. Chodzi o stworzenie całego ekosystemu, w którym opłaca się produkować leki i pracować nad wynalezieniem nowych. Im bardziej będziemy wspierać rozwój tej branży, tym państwo będzie silniejsze. Umożliwi to też powstanie rodzimych technologii objętych patentem.
Robert Pociupany:
Problemy związane z dostępnością leków są faktem. Oby nie występowały zbyt często. Paradoksalnie może ta nasza dzisiejsza dyskusja zainspiruje decydentów do tego, aby się zastanowić nad polityką bezpieczeństwa lekowego w naszym kraju. Z całą pewnością presja cenowa, o której wspominaliśmy, jest jednym z elementów wpływających na incydenty ograniczonej dostępności leków. Myślę, że interesującą strategią jest dywersyfikacja dostaw, dywersyfikacja produkcji leków, promowanie produkcji w kraju, bo ustaliliśmy, że kapitał ma narodowość. Warto inwestować w produkcję leków i rozwój firm farmaceutycznych. Dziś stoimy przed wyborem – albo produkty dobrej jakości i bezpieczeństwo lekowe, albo polityka niskich cen. Warto mieć świadomość, że tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić. Jestem zwolennikiem tego, by ceny były racjonalne, ale ich poziom nie może stawiać firm przed dylematem, czy produkować leki w Polsce, czy też nie.
Barbara Misiewicz-Jagielak:
Ostatnich zaburzeń w dostawach niektórych leków nie nazwałabym kryzysem lekowym, ale poważnym sygnałem ostrzegawczym, że prace nad zwiększeniem bezpieczeństwa lekowego w Polsce należy przyspieszyć. Po pierwsze, należy rozpocząć współpracę z rządami krajów Unii Europejskiej, aby się uniezależnić od dostaw z Chin. Po drugie, należy przyspieszyć prace nad zwiększeniem produkcji farmaceutycznej w Polsce. Jestem przekonana, że nie może to być projekt jednego resortu, lecz projekt rządowy. Apeluję o to, aby ziściło się marzenie premiera Morawieckiego, by wszystkie resorty grały do jednej bramki.
Janusz Cieszyński:
Leki są dostępne wtedy, kiedy pacjentów stać na to, żeby je kupić. W ocenie Ministerstwa Zdrowia Polaków nie stać na to, by za leki płacili tyle, ile płacą pacjenci bogatych krajów Zachodu. Ministerstwo Zdrowia myśli w interesie pacjentów i dlatego negocjuje ceny z producentami. Niemniej jednak przemysł farmaceutyczny ma bardzo istotną rolę do odegrania przy realizacji celów strategii odpowiedzialnego rozwoju, a także zapewnienia bezpieczeństwa lekowego Polaków. Ze względu na to resort aktywnie uczestniczy w pracach nad wprowadzeniem narzędzi pobudzających inwestycje w tym obszarze, ponieważ silne polskie firmy farmaceutyczne to jest silna Polska i bezpieczny polski pacjent. Liczymy na to, że we współpracy, na którą jesteśmy otwarci, uda nam się odpowiednie mechanizmy wdrożyć.
Maria Libura:
Obecna zawierucha wokół leków ma złożone źródła, nie ma też jednego rozwiązania. Kryzys globalny nałożył się na niedostatki polskiej polityki lekowej, które oczywiście sięgają wcześniejszych rządów. Dotychczas w kontekście braku leków mówiło się przede wszystkim o innowacyjnych, drogich lekach, które w naszym kraju dzięki negocjacjom między producentem a Ministerstwem Zdrowia uzyskiwały ceny na tyle niskie, by hurtowniom/aptekom opłacało się odsprzedawać je za granicę. Ostatni kryzys pokazuje jednak, że może być jeszcze gorzej. Jeśli leku brakuje w całej Europie, bez dobrej strategii zabezpieczenia odpowiedniego poziomu dostaw i skutecznej kontroli ich stanu leki mogą zacząć znikać niezależnie od różnic w cenie. W przypadku globalnego kryzysu jesteśmy w kolejce za innymi krajami Unii Europejskiej. Dla pacjenta nie ma znaczenia, jaka jest przyczyna tego, że nie może kupić leków. Czy to jest kryzys w Chinach, czy odwrócony łańcuch dystrybucji, czy problemy na rynku krajowym. ©℗