- Tu chodzi głównie o tak zwane marki własne. Jest odgórny przykaz, że trzeba to wciskać. My tak mówimy - „wciskać”, bo to nic przyjemnego. Ale jeżeli chce się pracować, to nie ma innego wyjścia - mówi Marta Penczak, technik farmaceutyczny, z którą rozmawiało TOK FM. - Najgorsze, kiedy trzeba kupującym leki proponować suplementy jakiejś nieznanej jakości. To już jest sytuacja skandaliczna, ale są apteki i sieci, w których tak się dzieje - dodaje. Suplementy, co ważnie, nie podlegają tak rygorystycznej kontroli, jak produkty, które mają status leku.
Sytuacja w większości przypadków wygląda bardzo podobnie. Do aptek przychodziły maile, w których informowano o konieczności wymieniania leków na jakieś inne. W wielu przypadkach nie zgadzała się dawka substancji aktywnej. Problemem jest również to, że są to produkty niewiadomego pochodzenia. Jak wynika z reportażu TOK FM na opakowaniach często nie ma nawet nazwy producenta. Jest tylko informacja „wyprodukowano dla”. Jak mówią pracownicy aptek może to oznaczać jakiś podmiot, który jest „garażem pod Warszawą”. - Wydając suplement za lek, człowiek się bił z myślami, czy to robić, ale chcąc zachować pracę, musiał - dodaje technik stażysta, który zapewnia, że w jego aptece lista preparatów, które trzeba „wciskać”, zajmowała kilkanaście kartek zadrukowanych z obu stron.
Rozmówcy TOK FM mówią: od podporządkowania się wytycznym zależały warunki pracy, a nawet to, czy pracownik apteki nie zostanie zwolniony. - Było to narzucone z góry. Straszono nas, rozliczano, nie dostawalibyśmy premii, podwyżek. Zdarzały się zwolnienia - mówi w rozmowie z radiem jeden z techników, i dodaje, że każdy się bał, ale stosował do tych poleceń. Farmaceuci przyznają, że nie ma to nic wspólnego ani z ich wiedzą, ani z etyką. Jak mówią, ciężko byłoby znaleźć kogokolwiek, kto chciałby te produkty sprzedawać.