Szpitale powiatowe walczą o setki milionów złotych. Starostowie, jak wynika z informacji DGP, rozmawiali o złej sytuacji finansowej w siedzibie partii na Nowogrodzkiej.
O 5 proc. wyższe finansowanie dla lecznic samorządowych – taką podwyżkę zaproponowało Ministerstwo Zdrowia. Placówki chcą dwa lub trzy razy więcej. Negocjacje dotyczące dodatkowych pieniędzy toczą się między dyrektorami szpitali a resortem od pół roku. W styczniu odbyło się kilka spotkań w tej sprawie. Na razie bez porozumienia.
Do rozmów zostali też zaproszeni starostowie. W piątek prowadzono je w siedzibie PiS w Warszawie. Minister zdrowia Łukasz Szumowski, który brał przez chwilę udział w spotkaniu, przyznaje, że omawiano sytuację służby zdrowia. W tym szpitali. – Nie jest dobrze: brakuje lekarzy, a lecznice są zadłużone – mówi jeden ze starostów, który był na Nowogrodzkiej. Podczas spotkania starostowie przedstawiali dane, np. zakład w Głuchołazach zamknął rok z zadłużeniem ok. 7 mln zł. W zeszłym roku szpital musiał też zamknąć oddział internistyczny z powodu braku kadry. W Żywcu dług wynosi ok. 10 mln zł.
Resort zdrowia w zeszłym tygodniu przedstawił swoją ofertę dla placówek powiatowych – dodatkowe 350 mln zł, czyli mniej więcej o 5 pkt proc. więcej niż dotychczasowy budżet. Ponieważ trudno jest przekazać pieniądze tylko wybranej grupie jednostek medycznych – pojawił się pomysł, aby zwiększyć finasowanie leczenia na oddziałach internistycznych. Dzięki temu najbardziej skorzystałyby szpitale powiatowe, te najbliżej pacjenta, w których jest najwięcej oddziałów wewnętrznych. Narodowy Fundusz Zdrowia musiałby wprowadzić nowy wskaźnik zwiększający wycenę leczenia na tych oddziałach. Jednocześnie musiałby też zwiększyć środki przekazywane szpitalom, tak aby nie zmniejszyć liczby przyjęć. Wyższe środki trafiałyby do dyrektora szpitala i to od jego decyzji zależałoby, na co je przeznaczy (od roku działa finansowanie ryczałtowe, które daje większą elastyczność w planowaniu wydatków ze strony zarządzających palcówkami).
Skąd miałyby być pieniądze? Jednym z pomysłów jest uruchomienie funduszu zapasowego NFZ. Zgodę na to musiałoby wydać Ministerstwo Finansów.
Na tę propozycję nie zgadzają się na razie dyrektorzy szpitali. Ich zdaniem to zdecydowanie za mało pieniędzy. I przekonują, że różne zmiany wprowadzone w 2018 r. były wyjątkowo dotkliwe dla ich budżetów. Musieli wydać średnio od 10 do 15 proc. więcej, niż otrzymali z funduszu. – Kluczowe jest to, że zwiększenie wydatków było związane z różnymi nowymi pomysłami wprowadzanymi odgórnie przez ministerstwa Zdrowia lub Finansów – mówi Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. I wymienia: zwiększenie wydatków na kadry (to efekt wynegocjowanego porozumienia między lekarzami a ministrem zdrowia), zwiększenie minimalnego wynagrodzenia w gospodarce oraz inflacja – w tym podwyżki za media, wywóz śmieci etc.
W przypadku lekarzy zwiększenie pensji (tylko tej podstawowej) pokrywało w dużej mierze Ministerstwo Zdrowia. Jednak wpłynęło to na zwiększenie wynagrodzenia np. za dyżury. – Również lekarze pracujący na kontraktach, których nie obejmowała podwyżka ustalona z resortem, negocjowali z dyrekcją podwyżki, żeby nie być poszkodowanymi w porównaniu z etatowymi kolegami – wylicza Malinowski. Wpływ na większe obciążenia budżetowe miała również podwyżka płacy minimalnej, co zwiększyło koszty obsługi firm sprzątających, cateringu czy prania. Do tego doszły podwyżki dla pielęgniarek, co również wiązało się z dodatkowymi wydatkami. Oraz wprowadzenie minimalnych norm zatrudnienia obsady pielęgniarskiej – szpitale muszą zatrudniać dodatkową kadrę. Dla niektórych to nowe wydatki rzędu milionów złotych.
W szpitalu powiatowym w Lublińcu, by wypełnić normy, dyrekcja musiałaby zatrudnić dodatkowo 40 pielęgniarek, czyli jedną trzecią obecnego składu. Podobnie jest w Jaworznie. – Przy rocznym budżecie wynoszącym 26 mln zł jest to znacząca kwota. Tym bardziej że ten rok zakończyliśmy stratą. To nie poprawi naszej sytuacji finansowej – mówi Barbara Szubert, dyrektor placówki. Część lecznic likwiduje łóżka, żeby nie musieć zatrudniać takiej liczby pielęgniarek. Jednak to tylko papierowa zmiana – fizycznie łóżka nie znikają, koszty ogrzewania czy liczba pacjentów pozostaną takie same.
Pierwsze próby negocjacji zaczęły się w lipcu ubiegłego roku. Dyrektorzy wystosowali pismo m.in. do resortu zdrowia, wskazując, że dotychczas inne placówki – np. instytuty czy szpitale kliniczne – dostały różnego rodzaju wsparcie finansowe, a sytuacja jednostek powiatowych była pomijana. W grudniu wystosowali kolejny apel, w którym protestowali przeciw „pogarszającej się sytuacji ekonomicznej” i oczekiwali „podjęcia stosownych działań prawnych zmierzających do zniwelowania negatywnych skutków ww. regulacji”. Starostowie, którzy byli na spotkaniu w Warszawie, przekonują, że chcieliby usłyszeć jakieś konkretne propozycje.
– Możemy zaproponować nie tylko dodatkowe środki, ale także zmiany organizacyjne, które mogą odciążyć szpitale powiatowe – przekonuje Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia. Jednym z rozwiązań byłoby wprowadzenie mniejszych wymagań na oddziałach w szpitalach o niższym poziomie referencyjności. Zdaniem resortu zdrowia np. oddział kardiologii może spełniać inne wymagania w szpitalu specjalistycznym, a inne w powiatowym, który i tak cięższe przypadki odsyła do placówki z większym doświadczeniem i zapleczem medycznym
Kolejne spotkanie ma się odbyć w połowie lutego. Dyrektorzy lecznic zaznaczają, że chcieliby ustalić nowe zasady jeszcze przed końcem marca – wtedy nastąpi podział pieniędzy za I kw. tego roku. I liczą, że przy wsparciu starostów, na których barki spada zadłużenie szpitali, uda się w okresie przedwyborczym uzyskać pomoc.
Dyrektorzy liczą, że w przedwyborczym czasie będzie łatwiej otrzymać pomoc