Nawet gdyby doszło do porozumienia, niewiele by ono zmieniło, bo brakuje specjalistów, i to głównie poza wielkimi ośrodkami.
Choć resort zdrowia chciał zaoferować kolejne podwyżki młodym lekarzom oraz zmianę w systemie ich pracy, do rozmów na ten temat w ogóle przed weekendem nie doszło. Kilkugodzinna dyskusja zatrzymała się na sporach dotyczących odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i nakładów na służbę zdrowia.
– Nie możemy rozmawiać o podwyżkach tylko dla jednej grupy lekarzy. Co byśmy powiedzieli specjalistom, którzy przyłączyli do naszej akcji? – tłumaczy Łukasz Janowski, jeden z przedstawicieli rezydentów, który brał udział w piątkowym spotkaniu.
Dlatego dyskutowano wyłącznie o tym, ile pieniędzy będzie w systemie opieki zdrowotnej i to bez konsensusu. Wszystko rozbija się o to, ile rząd będzie co roku przeznaczał na ochronę zdrowia. W dopiero co przyjętej ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych pojawiło się zobowiązanie, że nakłady na ten cel, które dotychczas były uzależnione wyłącznie od zebranej składki zdrowotnej, do 2025 r. sięgną 6 proc. PKB. Rezydenci od początku akcji protestacyjnej żądali 6,8 proc. do 2021 r. Podczas spotkania w piątek zaproponowali kompromisową wersję: 6 proc. do 2022 r.
Minister Konstanty Radziwiłł zadeklarował, że „rząd dołoży wszelkich starań, aby przyspieszyć wzrost nakładów na ochronę zdrowia, jeżeli warunki gospodarcze na to pozwolą”. – To nic nie znaczy. Jest to warunkowa, niekonkretna propozycja – ocenia Łukasz Jankowski. Uwiarygodnieniem dla lekarzy miało być to, że w tym roku rząd przekazał z budżetu więcej pieniędzy na zdrowie, więc może tak być i w kolejnych latach.
Obie strony zadeklarowały, że są gotowe do dalszych negocjacji. Rezydenci przekonują, że mogą z powrotem usiąść do rozmów, jeżeli ministerstwo złoży im jakąś propozycję na piśmie.
Jednak pozytywny wynik rozmów niewiele jest w stanie zmienić. Oznaczałby bowiem przerwanie protestu lekarzy polegającego na odmowie pracy więcej niż 48 godzin tygodniowo, czyli wypowiadaniu klauzuli opt-out, umożliwiającej dłuższą pracę w miesiącu. W tej formie sprzeciwu uczestniczy od 3,5 tys. (według resortu zdrowia) do 5 tys. osób (według rezydentów) na ok. 80 tys. lekarzy pracujących w szpitalach. Jednak z rozmów prowadzonych z dyrektorami placówek wynika, że głównym problemem nie są opt-outy, ale brak specjalistów. Głównie w małych miejscowościach. – Obecnie szukamy anestezjologów, chirurgów, neonatologów, internistów. Właściwie na każdym oddziale mamy braki – mówi w rozmowie z DGP Roman Ryznar, pełniący obowiązki dyrektora Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Nisku. To kłopot, z którym boryka się większość placówek. Pensje mają znaczenie o tyle, że coraz częściej specjaliści uciekają już nawet nie za granicę, ale ze szpitala do... poradni, gdzie mogą zarobić więcej za lżejszą pracę.
Dyskutowano o tym, ile pieniędzy będzie w systemie opieki zdrowotnej
ROZMOWA
W Oleśnie można zarobić kilkanaście tysięcy złotych brutto
/>
Na jakie warunki mogą liczyć lekarze, którzy chcieliby podjąć pracę w pana szpitalu?
Starszemu asystentowi płacimy 65 zł za godzinę, zastępcy ordynatora 75 zł, ordynatorowi 85 zł. Jeśli lekarz nie podpisuje klauzuli opt-out, czyli nie pracuje więcej niż 48 godzin tygodniowo, wychodzi średnio ok. 200 godzin miesięcznie, to daje odpowiednio kwoty: 13 tys. zł, 15 tys. zł i 17 tys. zł. Jeden dyżur więcej to co najmniej 1560 zł dodatkowo. Są to kwoty brutto. Chodzi o lekarzy, którzy pracują na umowach cywilnoprawnych. Nigdy nie mówiłem o tym, że płacę kilkanaście tysięcy złotych jako podstawową stawkę na etacie.
Nieco trudniej wyliczyć całkowite wynagrodzenie na umowie o pracę, bo jest stawka zasadnicza, a dyżury traktuje się jako nadgodziny. Inaczej płaci się za dyżur świąteczny, inaczej za pełniony w dzień powszedni.
Jakie wynagrodzenie zasadnicze otrzymują lekarze na etacie?
Specjalista otrzymuje stawkę zasadniczą 5 tys. zł brutto, zastępca ordynatora dostaje poza tym 30-proc. dodatek. Ordynator ma pensję zasadniczą w wysokości 5,5 tys. zł, do tego dochodzi m.in. 45-proc. dodatek funkcyjny.
Wydatki szpitala są takie same w przypadku dyżurującego lekarza etatowego oraz lekarza kontraktowego, którzy pracują podobną liczbę godzin. Forma zatrudnienia jest wyborem pracownika. Jednak umowy cywilnoprawne dominują w szpitalach, bo mają wiele zalet dla lekarzy.
Dlaczego przy takich warunkach nie może pan znaleźć chętnych do pracy?
Nasz szpital jest dobry, ale położony w małym mieście. Problemem jest odległość od dużych ośrodków akademickich, od autostrady, co utrudnia np. codzienne dojazdy. Możliwości awansu czy zrobienia doktoratu w ośrodku klinicznym są nieporównanie większe. W dużym mieście lepsze są też perspektywy pracy dla współmałżonka, kształcenia dzieci. To się zmienia, ale wciąż ludzie chętniej osiedlają się w dużych miastach.
Są też korzyści. W dużych ośrodkach jest więcej lekarzy, większa konkurencja i dlatego zarobki mogą być mniejsze niż u nas. Zakres leczenia jest też zupełnie inny i zabiegów jest więcej niż u nas, za wcale nie większe pieniądze.
Ta grupa lekarzy, która u nas pracuje, pojawiła się w Oleśnie, bo oferty pracy zawierały mieszkanie, taka była polityka miasta. Były też oferty stypendialne, które już na studiach wiązały absolwentów.
Czyli potrzebne są dodatkowe zachęty?
Tak, ale ja je oferuję. Możliwość zakwaterowania, możliwość robienia dodatkowej specjalizacji z etatu, nie rezydentury. Chciałbym, żeby ten przekaz dotarł do ludzi, którzy są zainteresowani zatrudnieniem w naszym szpitalu. O szczegółach możemy rozmawiać.