Stażystka, 26 lat, Warszawa:
Zdałam już egzamin lekarski, ale mam za mało punktów, żeby starać się o wymarzoną specjalizację, czyli ginekologię. Dlatego w czasie mojego stażu będę do niego podchodziła jeszcze dwa razy. Muszę uzyskać przynajmniej 85 proc. punktów. Wszyscy tak robią. Jeśli się nie uda, to wezmę taką rezydenturę, na którą mnie będzie stać punktowo, trudno. Mój chłopak także będzie lekarzem, ale on jest dopiero na VI roku. Obydwoje jesteśmy lekarskimi dziećmi. Mój tata jest urologiem, a mama chłopaka – reumatologiem. My dopiero decydujemy, jak dalej pokierować swoim życiem. I prawdę mówiąc, poważnie bierzemy pod uwagę emigrację. Do Stanów Zjednoczonych lub Australii, na pewno nie do Europy. Dlaczego? Lepsze pieniądze, ale przede wszystkim lepsze warunki i komfort pracy. Być może zdecydujemy się właśnie tam robić też specjalizacje.
W Polsce, żeby się utrzymać na jakimś poziomie, trzeba bardzo dużo pracować. Na początku prawie nic się nie dostaje, a trzeba przecież opłacić kursy i konferencje naukowe, a to dużo kosztuje. OK, nam pomogliby rodzice. Można to też potraktować jako inwestycję w swoją przyszłość. Ale inwestując, chcę mieć pewność, że potem będę dobrze żyć i zarabiać. Wiem jednak, że tak nie będzie. Napatrzyłam się na mojego tatę. A raczej nie napatrzyłam, bo go nigdy nie było w domu. Nawet teraz, gdy przyjeżdżam na święta do domu, to bywa, że się z nim w ogóle nie widuję. Biegał za pieniędzmi, bo na etacie w szpitalu, on, specjalista II stopnia w poszukiwanej, wydawałoby się, dziedzinie, dostaje miesięcznie 3,5 tys. zł. Dorabia na dyżurach, poświęcając cały swój czas, którego nigdy nie zostawało już dla rodziny ani dla niego samego. Jest śmiertelnie zmęczony, bo pracuje po 18 godzin dziennie. Ludzie widzą tylko wierzchołek tej lekarskiej góry: mamy mieszkanie, niezły samochód. Nie widzą jednak tego, że ojciec bierze po dwa 24-godzinne dyżury tygodniowo. Podobnie moja ciocia. Jak przychodzą do domu, to śpią. Mojego chłopaka wychowywała babcia, bo mama wciąż była w pracy. W innych krajach nie trzeba pracować niemal całą dobę, żeby utrzymać rodzinę. Gdzieś jeszcze musi być miejsce na życie. Na rodzinę. Przyjemności. Samorozwój.
zobacz także:
Ale nie tylko o pieniądze chodzi młodym, którzy nie chcą tak ciężko pracować jak ich rodzice. Są jeszcze pacjenci. I to, że wymęczeni lekarze nie są w stanie zająć się nimi tak, jak powinni. Że chorzy muszą czekać w kolejkach, a jak trafią do szpitala, to karmi się ich gorzej niż więźniów. Wszyscy pewnie widzieli zdjęcia tych szpitalnych posiłków wrzucanych przez ludzi na Facebooka. Nie chcemy pracować w takim systemie. Zmienić się w wypalonych, rozczarowanych, rozgoryczonych doktorów, którzy w pogoni za kasą zapomnieli o chorych i nie są w stanie im spojrzeć w oczy. Kolejki to nie jest wina lekarzy, ich lenistwa czy niechęci do pacjentów, tylko systemu, który ma same wady.
Starsi lekarze popierają protest młodych, choć część z nich się do tego nie przyznaje, wytykają im brak idealizmu, rozmijanie się z misją i takie rzeczy. Ale jestem przekonana, że żałują, iż im samym zabrakło determinacji i odwagi, żeby 30 lat temu powiedzieć „dość”. Powołanie powołaniem, ale powinno być jeszcze coś poza tym. To nie jest wojna, stan wyższej konieczności.
W systemie ochrony zdrowia są jeszcze inni pracownicy, o których czasem się mówi, jak zaprotestują, ale szybko zapomina, kiedy kończą protest, bo zostaną sprowadzeni do parteru, zaszantażowani „dobrem pacjentów”. To ratownicy medyczni, pielęgniarki, ale również personel, specjaliści, o których się nawet nie wspomina. Moja mama jest mikrobiologiem, to bardzo ciężkie studia, wymagająca specjalizacja. Pracuje w laboratorium. Nie będę mówiła, ile zarabia, bo to śmieszne. Mniej niż tata na etacie. Pracuje po 12 godzin dziennie.
Nie żałuję, że wybrałam medycynę. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła wykonywać inny zawód. Ale na szczęście mogę robić to na Antypodach. ⒸⓅ
Internista i lekarz medycyny chińskiej, przed pięćdziesiątką, Warszawa:
Wybrałem umiarkowany czasowo model uprawiania zawodu lekarza: pracuję wyłącznie w przychodni, 6–8 godzin dziennie, a potem, do godz. 20, w prywatnym gabinecie. Zarabiam miesięcznie 15–20 tys. zł brutto, od tego muszę odprowadzić składkę na ZUS, podatki, wynajem gabinetu, opłacić dojazdy do pracy (mieszkam 50 km od Warszawy), ale to mi wystarcza. Tak postanowiłem. Kiedyś była jeszcze praca w szpitalu, dyżury, zabójcze tempo. Do rzucenia szpitala zmusił mnie wypadek komunikacyjny. Na jakiś czas wypadłem z obiegu, ale kiedy stanąłem na nogi, postanowiłem tam nie wracać. Wyluzować. Mam dom na wsi, pszczoły, deski do oheblowania. Przychodnia daje mi więcej pieniędzy, gabinet więcej satysfakcji, stworzyłem sobie niszę, w której dobrze się czuję.
Medycyną chińską oraz akupunkturą zainteresowałem się jeszcze na studiach, mieliśmy fakultet z nią związany, porwało mnie. Od tej pory studiowałem i wciąż uczę się tzw. medycyny akademickiej oraz chinskiej. To byla pasja, zauroczenie, które nieoczekiwanie pozwoliło mi znaleźć swoją niszę na rynku ochrony zdrowia.
Obserwuję z zainteresowaniem, lecz także z dystansem tę awanturę o zdrowie, która co jakiś czas wybucha w Polsce. Rozumiem lekarzy, którzy domagają się wyższych i stabilniejszych zarobków, rozumiem pacjentów, którzy mają pretensje co do poziomu ich obsługi. Ale mam także swoje własne obserwacje i diagnozę obecnego stanu rzeczy. Będę mówił tylko o systemie przychodniowym. Bo w nim pracuję. I tylko o internie, bo to środowisko znam.
Jeśli chodzi o stawki godzinowe, to w całej Polsce jest mniej więcej podobnie: lekarzom płaci się od 95 do 120 zł za godzinę. Kto lepiej negocjuje, dostaje większą stawkę. W niektórych sieciówkach lekarze dostają procent od pacjentów pełnopłatnych, nieabonentowych, ale tych jest niewielu. Gros to ci, którym pracodawca w ramach bonusu wykupił jakieś tanie ubezpieczenie. Dla lekarza najlepiej jest pracować dla jednej przychodni, mieć w niej dużo godzin. Ale pracodawcy wolą zatrudniać medyków na krótko, po 4–5 godz. dziennie, żeby w razie choroby czy odejścia nie odczuć za bardzo braku pracownika i w miarę łatwo go zastąpić. Dlatego lekarze biegają z wywieszonymi językami pomiędzy różnymi miejscami pracy – muszą, jeśli chcą zarobić. Dlatego spóźniają się. Ja dość często zmieniam pracodawców, mam swoje zasady, nie daję się wykorzystywać i nie pozwalam robić krzywdy pacjentom. Ale po kolei.
Jeśli ktoś myśli, że celem służby zdrowia, jednej czy drugiej przychodni, jest jak najlepsze obsłużenie klienta, czyli porządne leczenie, ten się myli. Dyrektor czy właściciel takiej placówki (publicznej, niepublicznej, wszystko jedno) chce załapać się na jak największy kontrakt z NFZ. A jak go już ma, jak najszybciej przesuwać masy pacjentów od wejścia do wyjścia. Jest wielka presja, żeby lekarze obsługiwali jak najwięcej osób każdego dnia. Kiedyś kolega mi mówi: przyjąłem 30 dodatkowo. To oznacza, że w ciągu dnia roboczego przez jego ręce przeszło 60 pacjentów. Odpowiedziałem: to jaka jest jakość medyczna takiej sześciominutowej wizyty? Nie było wtedy żadnej pandemii grypy, stanu wyższej konieczności. Lekarze ulegają presji głównie z przyczyn finansowych. Koleżanka przyznała mi kiedyś, że nie ma siły zbawiać świata, pacjentów i służby zdrowia. „Mam rodzinę, dzieci, kredyt, muszę martwić się o siebie” – tłumaczyła. Ja, jeśli się pokłócę z pracodawcą, idę gdzie indziej. Wszędzie brakuje lekarzy.
Nadal będę przeznaczał te niezbędne, moim zdaniem, 20-30 minut na zdiagnozowanie jednego pacjenta. Pod warunkiem, że będzie chciał się leczyć. Bo do przychodni ludzie przychodzą po coś całkiem innego. Niektórzy, nie tylko staruszkowie, żeby spędzić z kimś czas, wyżalić się, pogadać. Do prywatnych placówek mających kontrakt z NFZ przychodzą po zaświadczenia. Tak, bardzo dużą część mojej pracy zabiera mi papierologia. Gros moich pacjentów przychodzi, bo chce ode mnie uzyskać jakiś papierek. Zwolnienie z pracy, orzeczenie do zdolności pracy w jakimś zawodzie, kwitek, że mogą uprawiać jakąś dyscyplinę sportu, że mogą ćwiczyć na wf-ie albo że nie mogą tego robić oraz podobne. Jestem specjalistą chorób wewnętrznych a muszę zajmować się czymś w rodzaju medycyny orzeczniczej. Kiedy domagają się poświadczenia nieprawdy, informuję ich o konsekwencjach karnych, grożących zarówno im, jak i mnie. Lewe L4 to poświadczenie nieprawdy i fałszowanie dokumentów. Tak samo jak wystawienie recepty na leki dla kogoś innego. To bardzo częste żądanie: pan wypisze leki na serce dla męża, ale na moje nazwisko. Ale my w Polsce jesteśmy hipokrytami. I lekarze, i pacjenci. Lekarze dla kasy zrobią wszystko, pacjenci, żeby uzyskać co chcą, nie cofną się przed niczym – groźbami, korupcją. Gdyby było inaczej, wszyscy stanęliby solidarnie i wymusili zmianę systemu.
Najlepiej by było, gdyby finansowanie zdrowia odbywało się jak w USA czy RFN: płacisz tam, gdzie się leczysz. Zostaje wykonana usługa, wystawiona faktura (usługi musiałyby być wycenione, także czas lekarzy). Ubezpieczyciel sprawdza, czy nie zawyżona, i płaci danej placówce, a ta rozlicza się także z medykami. Ale jest jedno niebezpieczeństwo... Pracowałem kiedyś w niemieckiej klinice. Po jakimś czasie zorientowałem się, że pacjenci faszerowani tam byli neuroleptykami. Chodzili zadowoleni, z uśmiechami na twarzach. Nie było awantur. No i co ważniejsze – chętnie tam wracali na leczenie, podczas którego czuli się tak wspaniale.
Ja czuję się dobrze, kiedy mogę komuś pomóc. Dlatego w przychodni najbardziej lubię, kiedy przychodzą do mnie osoby starsze, cierpiące na wiele chorób naraz. ⒸⓅ
Specjalista neurolog, ok. 40 lat, Wielkopolska:
Wszyscy teraz mówią o tym, jak mamy mało lekarzy i jak mało oni zarabiają. Nie mówi się natomiast o tym, jak bardzo podupadł na przestrzeni ostatnich 15 lat system podyplomowej edukacji, czyli jakość szkolenia specjalistycznego na rezydenturach. Co oznacza, że będziemy mieli nie tylko niewielu specjalistów, lecz także kiepsko wykształconych. I ani Ministerstwo Zdrowia, ani rezydenci jakoś o tym nie chcą rozmawiać. Co nie rozwiąże problemu. Bo my nie kształcimy rezydentów, my nimi zapychamy dziury w systemie. O którym nie myślimy przyszłościowo, nie zauważamy, że medycyna dynamicznie się zmienia. Na niektóre specjalizacje, np. na geriatrię, popyt dynamicznie rośnie. Na oddziałach udarowych średnia wieku to 70 lat. A jakoś nie kształcimy masowo geriatrów. Lekarz rodzinny wszystkiego nie załatwi, na pewno nie u nas. Zresztą ja u swojego nie byłem od 10 lat, on nigdy do mnie nie zadzwonił i nie zapytał, czy wszystko u mnie w porządku, choć kasuje za mnie pieniądze.
Dyskutując o służbie zdrowia, dużo się mówi o tym, co tak naprawdę nie jest najważniejsze. Na przykład o kolejkach do operacji zaćmy czy endoprotezach. A to zabiegi elektywne, czyli takie, bez których pacjent może żyć, choć oczywiście mniej komfortowo. Głównym problemem jest medycyna ostra, gdzie pomocy należy udzielić natychmiast, a nie za godzinę czy parę miesięcy. Tu także brakuje specjalistów. Nie załatwi się tego, wystawiając jednego lekarza na cały szpital na dyżur. Chirurg poradzi sobie z dyżurowaniem na neurologii, ale neurolog na chirurgii już niekoniecznie – tam trzeba umieć choćby szyć. A my produkujemy ludków z dyplomami lekarza medycyny i nie mamy pomysłu, w jaki sposób zrobić z nich dobrych specjalistów. Nie chodzi tylko o to, że miejsc na rezydenturach jest za mało. Nawet jeśli ktoś się dostanie, jest spore ryzyko, że nie nauczy się za wiele. Bo nie ma chętnych, by go uczyć. A to dlatego, że nauczycielom zawodu nie płaci się za to, że przekazują wiedzę młodym. Jak im nie płacą za dodatkową robotę, to oni nie uczą. Jeśli państwo chce mieć wykształconą kadrę lekarską, musi inwestować w jej szkolenie i w specjalne placówki, gdzie się to będzie robić. U nas gros kształcenia podyplomowego odbywa się w klinikach uniwersyteckich. Asystenci, którym każe się zajmować rezydentami, zarabiają w nich po 2 tys. zł na rękę. Mniej niż ich podopieczni. To patologia.
Poza tym jest wielka luka pokoleniowa – mamy trochę młodych adeptów zawodu i starych, emerytów, którzy na szczęście wciąż przyjmują pacjentów. Ale nie wykształcą kolejnej generacji. Ci w średnim wieku powyjeżdżali.
Lekarze wbrew temu, co myślą ludzie, nie są jako grupa zawodowa dobrze wyceniani. Właściciel placówki medycznej, który się uwłaszczył na niej, wie, ile dostanie. Lekarz nie wie. Nie wie nawet, ile jest wart jego czas, bo nikt tego nie liczy i nie wycenia. U nas panują stosunki feudalne, właściciele, dyrektorzy traktują swój personel jak chłopów pańszczyźnianych. W USA lekarze są partnerami, lekarz lekarza nie zatrudnia.
Profesor Zbigniew Religa miał pomysł, chciał powyceniać usługi, sporządzić tzw. koszyk. Ale nie zdążył. A po nim nie było już nikogo jego formatu, z autorytetem i wizją, kto byłby w stanie coś takiego przeprowadzić. Umówmy się, Kopacz, Arłukowicz czy Radziwiłł to nie są medyczne czy intelektualne giganty. Wrzucaniem wszystkich pieniędzy i usług do jednego wora kupowali czas, który się już skończył. Radziwiłł był bodaj największym rozczarowaniem, bo środowisko wierzyło, że spróbuje zrobić to, o czym kiedyś mówił. Ale nie. Dlatego młodzi się ruszyli, nie wytrzymali. Oni nie mają zamiaru czekać, dla nich ważne jest tu i teraz. Chcą się uczyć, rozwijać, pracować, ale chcą także żyć. Mieć czas dla siebie. Nie zamierzają się zaharowywać, jak poprzednie pokolenia.
A latanie po dyżurach i pracowanie za innych nie jest edukacją. W Polsce wrzuca się jednego rezydenta na dyżur na pół szpitala, to się nazywa optymalizacja. On się denerwuje, bo jeszcze niewiele umie, robi w majtki ze strachu, nie jest w stanie obsłużyć w pojedynkę tylu przypadków. Nie ma wsparcia, zabezpieczenia, bo co to za wsparcie jakiś starszy kolega w domu pod telefonem, jak zacznie dziać się z pacjentem coś złego? W sądach odbyło się już kilka spraw przeciwko rezydentom, którzy nie poradzili sobie z problemem i zszedł im pacjent.
Powinniśmy brać przykład z najlepszych, np. ze Stanów Zjednoczonych. Tam system kształcenia podyplomowego działa świetnie. Są wyznaczone placówki szkoleniowe, licencjonowane. Nie muszą to być szpitale uniwersyteckie, ale po prostu dobre. I one istnieją po to, aby uczyć nowe kadry. Pod kierunkiem najlepszych specjalistów, którym się dobrze płaci za to, że uczą młodych. Tam się pracuje w kilkuosobowych zespołach, żaden rezydent nigdy nie jest sam. Co nie oznacza, że rezydentura jest łatwa i lekka. Przeciwnie, jest bardzo wymagająca. Nauka odbywa się przez siedem dni w tygodniu, także w weekendy. Tam szpital działa pełną parą przez cały tydzień. To męczące, ale efektywne. Mają rozpisany normalny, precyzyjny plan szkolenia. A personel szpitala obsługuje tych młodych, stara się z nich zrobić jak najlepszych fachowców. Bo im będą lepsi, tym lepsza będzie marka placówki szkoleniowej, kiedy ci pójdą dalej. Bo wykształceni w ten sposób lekarze nie zostają, nie są konkurencją dla swoich nauczycieli. Lepsza marka placówki oznacza więcej chętnych, żeby się w niej uczyć, a więc większe pieniądze z rządowej puli i zarobki dla kadry. Ci młodzi lekarze także dostają pensje od rządu, któremu zależy na tym, żeby mieć dobrze wykształconych lekarzy. Niby to takie proste, ale w Polsce program szkoleń rezydentów (bo te oczywiście istnieją) jest fikcją. U nas wymyślono SMK – elektroniczny system monitorowania kształcenia pracowników medycznych. Dzięki temu od października zeszłego roku nie można uruchomić specjalizacji. Bo SMK nie działa, ma ponoć zacząć działać 12 stycznia, czyli w ten piątek. Zobaczymy.
Z tym programem e-zdrowie to w ogóle ciekawa historia: miał być pomocą, usprawnić pracę, a jest przeszkodą. Ja odmawiam wystawiania zwolnień w systemie, odsyłam do lekarza rodzinnego. Bo przeklikanie się przez podstrony i tabelki zajmuje mnóstwo czasu, z 10 minut. A ja ten czas wolę poświęcić pacjentowi. Na diagnozę potrzebuję z 30–40 minut badania i rozmowy. Rachunek jest prosty. To nie znaczy, że e-system jest zły w założeniu. Ale powinien być dobry, intuicyjny, szybki. To są rzeczy, które można mierzyć.
W ogóle czas najwyższy, abyśmy zaczęli w Polsce liczyć i mierzyć. Wydajność e-systemów, szkoleń, celowość wydawanych na służbę zdrowia pieniędzy. W USA potrafią to robić bardzo dobrze. Placówka medyczna, która wykonała jakąś usługę dla pacjenta, wystawia fakturę i przedstawia ją ubezpieczycielowi. Taka faktura składa się z dwóch rubryk: technical fee i personal fee. Gdybyśmy wprowadzili taki sposób rozliczania, okazałoby się, że jest więcej pieniędzy, niż nam się wydaje. I zniknęłyby kominy płacowe. Bo nie da się ukryć, że w Polsce najlepiej zarabiają nie fachowcy, ale cwaniacy. ⒸⓅ
Lekarz rodzinny, 50 lat, Śląsk:
Dziś zacząłem pracę o godz. 8.15, skończyłem o 18. Przyjąłem 40 osób chorych, dla 30 wypisałem po kilka recept i skierowań. Jestem nietypowy, bo pracuję tylko dla publicznych placówek. Dwie przychodnie plus dyżury w szpitalu na oddziale ginekologiczno-położniczym. A, jeszcze nocna i świąteczna pomoc.
Wypracowuję do 400 godzin miesięcznie, jak byłem młodszy to i 500, ale już nie daję rady. Zacząłem się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Stuknęła mi pięćdziesiątka. A niedawno zmarł kolega, osierocił trójkę dzieci, jedno malutkie. Ja nie chciałbym zostawić swoich dziewczyn ani chorować. Ale może przyjść taki moment... Wszystko jest dobrze, dopóki człowiek zdrowy i przynosi pieniądze do domu. Spłacamy jeszcze hipotekę za mieszkanie, jeden samochód jest w leasingu. Zarabiam miesięcznie 15–20 tys., ale jakim kosztem. Nie odmawiamy sobie niczego, jeździmy na wakacje za granicę, ale nie odkładamy. Jak dostanę udaru, nie będę mógł pracować przez pół roku, to nas komornik zlicytuje. A pracuję dziennie średnio – świątek, piątek – po 12, 15 godzin. I co ja mam z tego życia?
Ale gdybym miał wybierać drogę zawodową, znów poszedłbym na medycynę. Nie miałem lekarzy w rodzinie, po prostu chciałem pomagać ludziom. Idealista. Dziś młodzi mają lepiej. Mogą za granicę wyjechać, tam się specjalizować, pracować za porządne pieniądze. Ja nie miałem takiej możliwości. Można powiedzieć, że jestem ofiarą transformacji. Miałem być ginekologiem, zrobiłem specjalizację I stopnia z tej dyscypliny, ale dalej już nie dałem rady, bo mój profesor potrzebował miejsca dla kogoś swojego i wywalił mnie pod byle pretekstem. Do dziś ten system tak działa: na dobre specjalizacje, dochodowe, mają szansę głównie dzieci profesorów i ordynatorów. I geniusze z najwyższą punktacją. Potem się zmienił system kształcenia podyplomowego, a ja zostałem z tym I stopniem, taki niedorobiony ginekolog. W podobnej sytuacji było kilkanaście tysięcy lekarzy, mieli nam stworzyć możliwość, żebyśmy dokończyli specjalizację, ale tak się nie stało. Zrobiłem więc w nowym trybie specjalizację z medycyny rodzinnej, na wolontariacie, czyli za darmo. Miałem już rodzinę na utrzymaniu, pracowałem, a każdego dnia szedłem na sześć godzin na wolontariat. Ale dałem radę. Lekarz rodzinny to była nowość, miałem wielkie nadzieje związane z tą specjalizacją. Miało to działać tak jak za granicą, gdzie rodzinny jest naprawdę kimś, zna swoich pacjentów, opiekuje się nimi, leczy z różnych chorób. I dobrze zarabia, tyle samo lub więcej niż inny specjalista. Nie u nas.
Nie mówi się o tym, że na początku transformacji część środowiska lekarskiego się uwłaszczyła na państwowej służbie zdrowia. Dogadali się z grupą trzymającą władzę. Powstało mnóstwo niepublicznych placówek. Jeśli ktoś dziś zarabia na służbie zdrowia, to właśnie ich właściciele. Bo taki właściciel wie, ile dostanie z NFZ. I zatrudnia innych lekarzy, którym płaci najmniej, jak tylko może. A ja dla nich pracuję. Ludzie tego nie wiedzą, że to nie minister ani państwo ustalają lekarskie pensje. Tutaj jest Śląsk, więc duża podaż lekarzy na rynku, bo Śląski Uniwersytet Medyczny ma swoje szkoły w Katowicach i Zabrzu. Konkurencja duża, a stawki niskie. Ja oczywiście prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą, sam ponoszę koszty obowiązkowych ubezpieczeń, płacę podatki itd. Na sąsiedniej Opolszczyźnie brakuje lekarzy, więc ci, którzy są, zarabiają o kilkadziesiąt procent więcej niż tutaj. Niemniej jednak zarobki powyżej 20 tys. zł na etacie wydają mi się wątpliwe, no, chyba że dotyczą wyjątkowych specjalistów – jak radiolog inwazyjny, kardiolog inwazyjny – w wyjątkowych miejscach. Zresztą choć za PiS nieco ścięto wyceny, to wciąż kardiolodzy i kardiochirurdzy zarabiają nawet pięciokrotnie więcej niż inni. Teraz dostają nieco mniej, więc krzyczą, że to zagraża życiu pacjentów. Tak naprawdę to „walka o życie” kardiologów. Ja akurat nie bardzo narzekam, czuję się spełniony, bo lubię swoją pracę. Ale wiem, że ponad połowa moich kolegów jest wypalona i zastanawia się, co oni tutaj robią. Zadowolonych, tak na maksa, jest może 10, może 20 – góra – lekarzy zatrudnionych w POZ. I specjaliści leczący wyłącznie prywatnie lub łączący miejsca pracy. To ci, co dobili do poziomu wynagrodzeń europejskich lekarzy. Przy czym nie mówię tylko o zachodniej Europie, trochę jeżdżę, rozmawiam z kolegami po fachu. W Rosji, na Słowacji, nawet w Afryce, choćby w Egipcie, zarabia się lepiej. U nas w środowisku mówi się, że odpowiednik 4 tys. euro brutto byłby odpowiedni dla specjalistów. A to kwota, którą w wielu krajach dostaje lekarz na starcie. Dobrze, że rezydenci zaczęli protest. Oni wiedzą, że mogą wyjechać i zarabiać, więc dlaczego mają leczyć za grosze w Polsce i zabijać się pracą? Jednak obawiam się, że to, co uzyskają, to to, że środowisko medyczne będzie jeszcze bardziej skłócone, a społeczeństwo jeszcze bardziej będzie nienawidzić lekarzy. Politycy tym grają. Wiedzą, że jeśliby podnieśli wynagrodzenie rezydentom, to trzeba dać więcej i lekarzom. I pielęgniarkom. I ratownikom. Więc nie dadzą. Wolą ładować w policję i wojsko, a więc w swoje bezpieczeństwo.

Magazyn 12.01.2018
Inna sprawa, że mnóstwo pieniędzy wsiąka w szarą strefę. Kolejki kolejkami, ale jak człowiek jest naprawdę chory, bierze pieniądze i idzie do pana profesora czy ordynatora, a ten go przyjmuje następnego dnia w publicznym szpitalu i leczy na publicznym sprzęcie. Prywatnie przyjmującym jest jak najbardziej na rękę ten bałagan i niemoc systemu składkowego. Czytałem gdzieś, że 10 mld zł rocznie przepływa w ten sposób, bez faktur, z ręki do ręki. Więc także niektórym lekarzom zależy, żeby był bałagan.
To, co teraz powiem, będzie niepoprawne politycznie, ale nie mogę na to patrzeć, bo to także są pieniądze, których lekarz potem nie widzi na oczy. Chodzi mi o pewne grupy społeczne, o patologię i nieroby, osoby, które dnia nie przepracowały, żyją z opieki, składek też nie płacą. Za to leczone są w pierwszej kolejności: przywiozą pijanego typa z rozwaloną głową, to dostaje pełen pakiet badań, w pierwszej kolejności, tomograf etc. A ludzie stoją w wielomiesięcznych kolejkach, bo brakuje lekarzy.
Był niedawno lansowany taki pogląd, że jak polscy lekarze będą się stawiać, to się ściągnie ich ze Wschodu, z Ukrainy czy Białorusi. To śmieszne. Po pierwsze, im także trzeba będzie zapłacić, nie będą pracować za 2700 zł brutto. Poza tym lekarze stamtąd, jeśli już gdzieś jadą do pracy, to do Niemiec. Od pięciu lat Niemcy ich do siebie ściągają. Więc na coś, proszę państwa, trzeba się będzie zdecydować. I to szybko. Moim największym sukcesem jest to, że już 25 lat pracuję w tym zawodzie i jakoś wytrzymałem. Porażką? Że nie wyjechałem, kiedy miałem trzydziestkę. Teraz jest na to za późno. Ale młodzi wyjadą.
EWA(2018-01-12 09:33) Zgłoś naruszenie 406
Moi rodzice już nie żyją. Byli lekarzami z powołania. Zarabiali grosze. Nie poszłam na studia medyczne, ponieważ chciałam mieć dom. Moich rodziców nie było w domu. W wigilię, w inne święta zawsze któreś miało dyżur. Po przepracowaniu dnia, nocy i następnego dnia padali na pysk ze zmęczenia. A teraz - niech ktoś policzy, ile osób płaci w Polsce składki zdrowotne. Dlaczego nie płacą uprzywilejowani rolnicy? Skąd mają być pieniądze na służbę zdrowia? Wystarczą proste rachunki. W Polsce jest tak patologiczny system podatkowy i emerytalny, że chce się wyć z bezsilności. I absolutnie żadna władza tego nie naprawi, ponieważ bezkarnym "politykom" chodzi tylko o utrzymanie się przy korycie. Oczywiście - ten system zawali się sam pod własnym ciężarem patologii, ale póki co, politycy coś tam zarobią, więc nie myślą o przyszłości, bo myślenie perspektywiczne jest poza ich zasięgiem
Pokaż odpowiedzi (5)OdpowiedzFh(2018-01-12 13:08) Zgłoś naruszenie 22
Do Ewa: lekko pracują bogaci rolnicy a większość na kilka-kilkanaście ha. Tacy mają bardzo ciezko
EWA(2018-01-12 10:20) Zgłoś naruszenie 93
Szanowny Mareksie, opowiedz, jak ciężko pracują właśnie rolnicy w polu...... Najwyższy czas skończyć z propagandą o "ciężkiej" pracy rolnika. I zacząć głośno mówić o przywilejach.
czytelnik(2018-01-12 10:11) Zgłoś naruszenie 63
masz rację system finansowania służby zdrowia jest zły, ale rezydenci niech od razu nie wymagają cudów
Cul-de-sac(2018-01-12 10:06) Zgłoś naruszenie 120
Co do patologicznego systemu "ubezpieczeń" zdrowotnych i jawnego jżz dzisiaj cynizmu polityków - absolutna zgoda.
Mareks(2018-01-12 10:02) Zgłoś naruszenie 417
Droga Pani nie jestem rolnikiem i nigdy nie chciałbym nim zostać aby byli chętni na pracę przez cały rok,bez urlopu,świąt,wolnych dni,muszą mieć jakieś korzyści.Nie gonię za kasa wiec pracuję 8 godzin za mniejsze pieniądze.Brakuje nam lekarzy to fakt ale zarobki ich są adekwatne do pozostałej części zawodów, tym bardziej ze studia są darmowe i powinny być obwarowane koniecznością odpracowania,poniesionych przez społeczeństwo nakładów. Jeżeli ma się coś za darmo apetyt wzrasta.I proszę nie porównywać lekarzy do rolników,bo to są ludzie pracujący ciężko w dodatku fizycznie ,lekarz w czasie dyżuru również odpoczywa za co ma płacone.Oczywiście nie wszędzie da się odpocząć, tam powinien być 8-godzinny dyżur.
loki(2018-01-12 10:45) Zgłoś naruszenie 323
Mnie natomiast, jako dziecko lekarzy, które wybrało zupełnie inną drogę, zastanawia jednak kwestia. Skoro jest tak źle (a jest w znaczeniu takim, że żeby bardzo dobrze zarobić trzeba się narobić, jak w sumie w każdym zawodzie) to czemu tylu młodych idzie na tą medycynę. Pierwsi bohaterowie artykułu napatrzyli się w domu, rodzice ciągle nieobecni i co? Zrobili to samo. Moi rodzice, którzy w chwili gdy ja wybierałem studia bardzo dużo pracowali i dobrze zarabiali powiedzieli wprost: Zrobisz co chcesz, ale po co ci to? Trudne studia, dużo nauki, straszne warunki pracy. A pieniądze? Jasne są na kontraktach, ale to wielki stres, nieprzespane noce. Posłuchałem ich i bardzo dobrze zrobiłem, pracuję w innym zawodzie, nieźle zarabiam (choć nie mam takich możliwości dorobienia, jak lekarze) i mam czas na rodzinę. A rodzice od kiedy skończyli 60-tkę pracują tylko na etatach, żadnych dyżurów i dorabiania. Jasne mogliby dalej tyrać i zamiast nową corollą jeździć nowym lexusem, ale po co? Niektórym ludziom po prostu ciągle mało, niezależnie od zawodu.
Pokaż odpowiedzi (4)OdpowiedzLalala(2018-01-16 21:26) Zgłoś naruszenie 00
Chyba nie doczytałeś czemu te dzieci lekarskie wybrały medycynę - odpowiedz w tekście. Może z powodu trudności czytania ze zrozumieniem nie zostałeś lekarzem? W tym zawodzie to bardzo cenna umiejętność😉
Grześ(2018-01-12 18:08) Zgłoś naruszenie 30
Popieram to co piszesz . Moje dzieci też napatrzyły sięna pracę przedsiębiorcy i powiedziały że to nie dla nich . Nie chcą harować od rana do wieczora świątek piątek . A i tak jak coś się dzieje to musisz być natychmist . Pamiętają że nigdy nas nie było w domu . Nie chcą tak żyć . Wolą spokojniejsze życie i czas dla rodziny i przyjaciół. W jazdym zawodzie jeżeli chcesz coś osiągnsć to okupione jest to ciężką pracą i tyle .
ja(2018-01-12 13:35) Zgłoś naruszenie 20
dokladnie tak
piniusz(2018-01-12 12:32) Zgłoś naruszenie 51
dlatego nigdy podejścia rezydentów nie zrozumiem z powodów które opisujesz i publikuje DGP-Dorabia na dyżurach, poświęcając cały swój czas, którego nigdy nie zostawało już dla rodziny ani dla niego samego. Jest śmiertelnie zmęczony, bo pracuje po 18 godzin dziennie."-mówią to dzieci lekarzy mając styczność na co dzień,w co się pakują,a jest ich naprawdę niemała grupa,co idą na studia lekarskie.Bo powód zawsze jest jeden-a gdy przez to przejdę, to za parę lat to ho,ho-dlatego dzisiejsze ich narzekania są niezrozumiałe i wyłącznie roszczeniowe,bo nikt tak jak oni, za parę lat .....tylko tak robi karierę, każdy młody człowiek, na całym świecie, w każdym zawodzie,nie zaczynając kariery zawodowej od strajku!
Trevor(2018-01-12 09:39) Zgłoś naruszenie 3130
jak chcą wyjechać do USA to najpierw nich oddadzą kasę za studia. W Stanach za takie studia zapłaciliby ciężkie pieniądze. Kolejna ckliwa historyjka jak to doktorkom wiecznie źle. Mogli iść na inne studia to by nie płakali, a i tak się pchają na lekarzy.
Pokaż odpowiedzi (11)Odpowiedz.(2018-01-16 21:41) Zgłoś naruszenie 00
Wiesz ile w Stanach zarabia lekarz. Pozdrawiam😉
A(2018-01-14 15:14) Zgłoś naruszenie 10
W Polsce nie ma ustalonych procedur leczenia. Lekarz jest nieomylny. Jeżeli pacjent umiera, odpowiada siła wyższa.
Żona lekarza(2018-01-12 14:53) Zgłoś naruszenie 82
Trevor!Bierzesz odpowiedzialnośc za cudze życie i zdrowie bedąc informatykiem???Czy uratowaleś komuś życie będąc informatykiem?Czy mozesz mi powiedzieć ile lat musi poswiecić informatyk na ksztalcenie?Lekarz 12-13 lat,by uzyskać tytuł specjalisty.Czy uczenie się na pamię nie wymaga wysilku?Czu chirurg operuje "na pamięć"? A może wstukuje coś na klawiaturze.Czy informatykowi ktoś rzyga,że chce wyjechać po studiach do pracy do Niemiec przykladowo i tluc porzadną kasę?Czy wtedy ktoś mowi,ze masz oddać za studia?
niech najlepiej Nikt nie Studiuje Medycyny(2018-01-12 12:41) Zgłoś naruszenie 20
Z Doktorami tylko kłopot
Trevor(2018-01-12 12:37) Zgłoś naruszenie 36
do Żonki: nie wiem dlaczego nie mogę porównać tych studiów, poza tym studia medyczne to zwykła pamięciówa, kucie całych książek na pamięć, a ponieważ jest tego dużo to trzeba całymi nocami nad tym ślęczeć
Żona lekarza(2018-01-12 11:31) Zgłoś naruszenie 95
Trevor,wybacz,ale jesli porownujesz studia medyczne z informatycznymi,to nie mamy o czym gadać....Ile lat ********* na obowiazkowej nauce?Sorry,gdzie Rzym,a gdzie Krym?
Trevor(2018-01-12 11:00) Zgłoś naruszenie 55
studia informatyczne są tak samo trudne, ale nigdy nie widziałem wiecznie płaczących programistów jak to im źle i ile to w pracy muszą siedzieć.
Iwona(2018-01-12 10:20) Zgłoś naruszenie 22
Dokładnie a poza tym, niby tak pięknie w tych Stanach a średnia życia niższa niż w Polsce. Nie tylko kasa się liczy.
Żona lekarza(2018-01-12 10:18) Zgłoś naruszenie 74
Do O.Nie złote gory.Ale pensję adekwatną do OGROMNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI I STRESU.O ktorych to większość zawodów nie ma pojęcia.Poza tym,gdyby kazdy obywatel kierował się systemem myślenia twojego typu,nie mialby nas kto leczyć-bo przecież wiedzą w co się pakują,nie????Po prostu szedlbyś do szeptuchy.A skadinad,widziałes w krajach cywilizowanych lekarza,ktory nie zarabia dobrze?Bo ja nie.I o czymś to świadczy.Czyli zawiść,zawiśc,polska zawiść.A dowalic lekarzowi,bo ma dom ladny i samochód,czyli wolisz by leczył cię nie lekarz wyspany,dobrze oplacony i zadowolony????Im gorzej,tym lepiej,tak?
o(2018-01-12 10:09) Zgłoś naruszenie 37
do żony lekarza - wiedza jakia jest sytuacja w służbie zdrowia, wiec o co te pretensje, od razu chcieliby mieć złote góry
Żona lekarza(2018-01-12 10:01) Zgłoś naruszenie 148
Moje kochane.Zacznijmy od tego,że,aby dostać się na medycynę musisz zacząć naukę już w liceum,po to,by uzyskać 85% z matury rozszerzonej z biologii i chemii.Udaje się to nielicznym(uczę w renimowanym liceum w dużym miescie wojewodzkim).Jak się już dostaniesz,to musisz zakuwać 6 lat-ucząc się po nocach.Jak przejdziesz studia,musisz zdać Lekarski Egzamin Panstwowy,potem masz OBOWIĄZKOWY rok stażu,po ktorym dostajesz dopiero PRAWO WYKONYWANIA ZAWODU LEKARZA.Potem wskakujesz na specjalizację-jeśli oczywiście masz odpowiednią ilość punktow z Lekarskiego Egzaminu Panstwowego.Potem robisz specjalizację przez ok.5-6 lat i kończysz ją BARDZO TRUDNYM egzaminem specjalizacyjnym.Nadmieniam,ze w miedzyczasie normalnie pracujesz.Moj mąż uczył się codziennie przez pół roku i zdał za 1 razem jako 3 w Polsce. Medycyna jest dla NAJZDOLNIEJSZYM I NAJBARDZIEJ WYTRWAŁYCH I PRACOWITYCH.ONI SWA CIEZKĄ PRACĄ DAWNO ZAPLACILI ZA SWOJE STUDIA.Studiowanie medycyny i bycie lekarzem to NAGRODA dla NAJLEPSZYCH.I skoncz juz te populistyczne brednie,bo rozumujac w ten sposób,kazdy obywatel,ktory.ma kasę poeinien oddawać za edukację.No bzdury pleciesz niemiłosierne.
obser(2018-01-12 12:26) Zgłoś naruszenie 241
"Powinniśmy brać przykład z najlepszych, np. ze Stanów Zjednoczonych." Najpierw zapytaj się pacjentów polaków przebywających w USA jak to tam jest . Zgłaszającego pacjenta przyjmie lekarz obejrzy zmierzy ciśnienie, a na diagnozę i wypisanie zwolnienia lub skierowania wyprosi pacjenta na korytarz ,żeby sobie tam poczekał. Za wszystkie procedury i czekanie na korytarzu są wysokie stawki które pokrywa albo pacjent albo kasa chorych . Za samo czekanie na korytarzu wycenia się 50dolarów. I taka wizyta wyceniana jest na kilkaset dolarów. Myśmy mieli do 89r w miarę dobrze zarządzaną służba zdrowia.Mogliśmy sami decydować gdzie pójść do lekarza . Nie trzeba było mieć skierowania od lekarza I kontaktu. W ciągu 1 dnia można było dostać się do 5-ciu różnych specjalistów . Od 89roku mamy przykłady jak posprowadzano różnych doradców rzekomo wysokiej klasy specjalistów doprowadzając do likwidacji przemysłu , zakładów pracy i służby zdrowia , a nasze państwo zamiast pogonić tych specjalistów opłacało pensje , hotele , przyloty i wyloty samolotami dla całych rodzin. Dlaczego nie można powrócić do dobrych sprawdzonych metod z przed 89r.
OdpowiedzRozwiązanie(2018-01-12 11:23) Zgłoś naruszenie 2119
Edukacja jednego studenta medycyny kosztuje ponad 1 mln zł. Już dawno edukacja na tych studiach nie powinna być darmowa. Uważam, że lekarz powinien pracując w kraju zarabiać na etacie ok. 20.000 zł brutto. Z tej kwoty powinien spłacać studia - czyli przez 10 lat pracy mieć potrącane 10.000 zł. Dopiero po 10 latach może emigrować. Jeżeli chce emigrować wcześniej dług za studia staje się natychmiast wymagalny.
Pokaż odpowiedzi (4)OdpowiedzHow(2018-03-16 12:48) Zgłoś naruszenie 00
Studia kosztują między 20 a 40 tysięcy/ rok ( w zależności od uczelni, ta za 40/rok nie wymaga nawet rozszerzonej matury). Przy nawet najgorszych kalkulacjach wychodzi 240 za całe studia. Skąd ten milion?
Iwona(2018-01-12 19:03) Zgłoś naruszenie 20
Racja 100%. I nie porównywać bibliotekarstwa, z całym szacunkiem, do medycyny. Bo kształcenie bibliotekarza to mniej niż 10% kształcenia medyka.
niech płacą wszyscy(2018-01-12 12:40) Zgłoś naruszenie 40
Studiowałeś - płać, chodziłeś do Podstawówki - płać, mama nosiła do Żłobka - płać !!!!! W ten sposób Polska bedzie Krajem mlekiem i miodem płynącym.
jarek(2018-01-12 12:32) Zgłoś naruszenie 62
Ale przecież tak można by zrobić ze wszystkimi studiami: bibliotekarz, nauczyciel, urzędnik - każdy może wyjechać za granicę.
Ja(2018-01-12 12:13) Zgłoś naruszenie 194
Wszystkie stuia kosztują, Ukończone 3 fakultety za darmo i nigdy nie podjeta praca w zawodzie to marnotrastwo pieniędzy. Dlaczego nie żądacie zwrotu kosztów za studia, po których pracują za granicą na zmywaku. Zazdrościcie lekarzom , bo oni wszędzie znajdą pracę bez niczyjej łaski. A propo, to było się uczyć na lekarza nieuku.
Pokaż odpowiedzi (2)Odpowiedzo(2018-01-13 09:13) Zgłoś naruszenie 01
bo 2 kolejne powinny być płatne
Mareks(2018-01-12 13:20) Zgłoś naruszenie 13
co ty za bzdury opowiadasz,nie dali ci jakiś prochów ???,w wielu zawodach nie maja szans.
sartu(2018-01-12 13:49) Zgłoś naruszenie 1312
kto widział biednego lekarza? ratownik medyczny po 3 latach studiów... ma ok. 5000 zł /m tak robią z 300 h ale 60% z tego siedzą na bazie i oglądają TV lekarze też śpią mówił mi to sam ratownik, a lekarze rodzinni to dopiero fuchai oni jeszcze chcą?? dać ale Policji, urzędnikom, są branże naprawdę biedne...
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzZenek(2018-01-14 10:28) Zgłoś naruszenie 10
Uważasz ,że byłbyś szczęśliwy, gdyby lekarz był biedny. Uważasz,że dobrze być lekarzem, a najlepiej biednym. To masz pole do popisu. Skończ te studia i pracuj najlepiej za darmo. Pojedź durniu za granicę i tam się lecz, to zobaczysz ile to kosztuje, i czy tam są biedni lekarze.
insider(2018-01-12 15:18) Zgłoś naruszenie 112
Nie do wiary, jak bardzo ludzie są ograniczeni. Można nimi manipulowac jak dziećmi. Dużo mówi się o braku lekarzy w PL, tylko że w Japonii, Kanadzie i USA wskaznik liczby lekarzy na tysiąc mieszkańców jest zblizony (Polska 2.2, Japonia 2.3, USA i Kanada po 2.5). Nie muszę chyba dodawać, że poziom naszej ochrony zdrowia ma sie nijak do tej z wymienionych krajów. Polacy nie przyjmują do wiadomości, że brakuje pieniędzy a nie lekarzy. Kolejki są dlatego, że ubezpieczyciel-monopolista narzuca limit finansowania a w rezultacie - świadzczeń. Zatrudnienie dodatkowego personelu nic nie zmieni.
OdpowiedzArtur(2018-01-12 20:21) Zgłoś naruszenie 91
Państwowa służba zdrowia to dojna krowa dla wielu cwaniaków i dlatego nigdy nie będzie działała dobrze choćbyście zwiększyli nakłady 300%.
OdpowiedzMareks(2018-01-12 09:51) Zgłoś naruszenie 915
Ja widzę to inaczej, Nie ma katastrofy jak zamknięto trochę oddziałów w komercyjnych powiatowych szpitalach,gdzie pracowali lekarze o mniejszym doświadczeniu i wiedzy.W dobie samochodów udam się do świadczącego lepszą jakość szpitala, w większym mieście.Dla leczenia bolącego paluszka i drapanka w gardle jak stwierdził to jeden z rezydentów, nie ma sensu utrzymywać takich szpitali i opłacać nie potrzebnie lekarzy.
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzTo ciekawe(2018-01-16 22:08) Zgłoś naruszenie 00
Skoro jazda samochodem do większego ośrodka to dla Ciebie nie problem, może zaoferujesz podwózkę starszym sąsiadom? Ze swoim dzieckiem z drapankiem w gardle i bolącym paluszkiem też pojedziesz dalej? Czy zostawisz je, aż samo przejdzie bo po co w okolicy ktoś kto je obejrzy? Gratulację😉
osmanthus(2018-01-12 22:53) Zgłoś naruszenie 11
Co najmniej polowa powiatowych szpitali w Polsce powinna zostac zlikwidowana jako przezytek. Te szpitale powstawaly w czasach gdy transport na prowincji ograniczal sie do PKS-u 2 x na dzien badz wozu konnego. Specjalisci pracujacych w tych szpitalach nie maja wystarczajacego doswiadczenia w leczeniu skomplikowanych/rzadkich przypadkow, bo ilez mogą ich miec jesli maja 2-3 pacjentow z daną dolegliwoscią rocznie. Fundujcie i rozwijajcie duze szpitale w wiekszych osrodkach. Bedzie to z korzyscia dla pacjentow, lekarzy i budzetu panstwa.
Powodzenia(2018-01-12 18:16) Zgłoś naruszenie 87
W KAŻDYM ZAWODZIE czy sporcie jeżeli chcesz coś osiągnąć to okupione jest to CIĘŻKĄ PRACĄ. Medycyna nie jest wyjątkiem !!! Niestety duża cześć medyków uważa że są Poprostu nadzwyczajni i przewyższają intelektem inne grupy zawodowe . Skoro tak to niech zmienią zawód na informatyka , pilota , architekta , bardzo dobrze zarabiają inżynierowie robotyki i automatyki , piosenkarze , wybitni artyści , reżyserzy , piłkarze itd itd . Skoro skończyli najcięższe studia to zmiana kierunku jest ,, jak bułka z masłem,,
OdpowiedzBrak Pieniędzy ??????(2018-01-12 12:35) Zgłoś naruszenie 88
Specjaliści garną Kasę aż Furczy po 20 tys...więc nie starcza dla Młodziaków. Zróbmy po równo np. po 7 tys na Doktora - A Kasy w systemie będzie full. Lekarzy full i Wszyscy wypoczęci. A nie jak teraz Krezusy zarabiają (bo pracują setki godzin)...... a reszta płacze
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzmed(2018-01-12 15:15) Zgłoś naruszenie 11
bzdury pleciesz
nie wykształcona(2018-01-13 02:11) Zgłoś naruszenie 75
NA GŁUPIE WPISY NIE MOŻNA ODPOWIADAĆ .MATOŁ RADZI ABY LEKARZ ZMIENIŁ ZAWÓD NA ARCHITEKTA CZY INFORMATYKA .BEZ KOMENTARZA. URZĘDNICY I POLICJA TEŻ NIE POWINNI ZARABIAĆ TYLE CO LEKARZ.LAIK JAK JA UWAŻAM , ŻE LEKARZE POWINNI NAJWIĘCEJ ZARABIAĆ ZE WSZYSTKICH ZAWODÓW. TO JEST NIESPRAWIEDLIWOŚĆ = POLITYK CZYLI POSEŁ ZA SIEDZENIE I NIC NIE ROZUMIENIE DOSTAJE 30 TYSIĘCY A LEKARZ ZA WIEDZĘ , STRES I O D P O W I E D Z I A L N O Ś Ć PARĘ ZŁOTYCH.
OdpowiedzJola(2018-01-14 10:17) Zgłoś naruszenie 60
Lekarze wszędzie, w każdym kraju zarabiają dobrze legalnie pracując na jednym etacie. W Polsce też tak będzie, to tylko kwestia czasu. Niech wszyscy przyjmą to do wiadomości. Drogie studia, spłata kredytu po studiach wymaga proporcjonalnych zarobków, żeby młodym chciało się chcieć uczyć i później pracować. Alternatywa lekarze z zagranicy. A może radni z zagranicy. prezesi z zagranicy, dyrektorzy z zagranicy no i oczywiście urzędasy z zagranicy z płacą jak w krajach trzeciego świata, a koszty utrzymania polskie, europejskie. Składka zdrowotna płacona przez wszystkie grupy społeczne, bez zwolnień nieuzasadnionych żadnymi racjonalnymi argumentami.
OdpowiedzPodatnik(2018-01-13 10:49) Zgłoś naruszenie 63
Zlikwidować państwową służbę zdrowia i pobierany podatek zwany składka zdrowotna. Każdy za uwolnione w ten sposób środki tj. Ok. 1,5 miesięcznej pensji rocznie opłaci sobie te dwie wizyty rocznie u internista prywatnie, opłaci sobie ubezpieczenie na wypadek operacji lub kosztownego leczenia. W Polsce zostaną wtedy tylko lekarze niezbedni bez tego balastu urzedniczego i patologii pozerajacej składki zdrowotne. Tak patologii która są np. roszczenia rezydentów, chcą zarabiać tak jak w USA to niech tam jadą i zapłacą za studia 0.5 mln usd a potem niech splacaja kredyt na studia przez całe życie. Chcą mieć amerykańskie zarobki przy polskich kosztach życia.
Odpowiedzwieloszczet(2018-01-12 23:11) Zgłoś naruszenie 50
oświadczam, że przeczytałem wszystko, co napisano dwa razy. ja pacjent, wszystko to, co opisano rozumiem i potwierdzam, że te obserwacje są PRAWDĄ najprawdziwszą (widziane z pozycji pacjenta). wyróżniam stwierdzenie faktu, że stosunki w państwie lekarskim są "FEUDALNE". konsekwencje tego są patologiczne, tak, jak opisano w innym akapicie. system musi być uczciwy, skuteczny i wydajny. w tym układzie gospodarki tylko PRYWATYZACJA daje szansę na przyzwoity poziom usługi lekarskiej, mniej ideologii, lepiej organizować pracę(?). żadne pieniądze nie nauczą uczciwości, a ten zawód jest jak biały fartuch, jedna plama i... jest ubabrany. reformy muszą być takie, żeby się wszystkim chciało chcieć, w co nikt w kraju wierzących nie wierzy. ale... prywatnie: podziękowania dla Pani Doktor POZ, której się chciało nauczyć, jakie objawy ma, czy może mieć, SM.
Odpowiedzzs(2018-01-14 13:00) Zgłoś naruszenie 40
W kom. jest dużo wniosków dla Rządu !!!!. Jak można dobrze oceniać służbę zdrowia jak już 5.01.18r brak jest nr. do wielu specjalistów na cały rok 2018 , ZOZ W-wa Szajnochy. Co na to "nowa lepsza zmiana" , ciągle poprawiają, pakowano za każdym razem mldy i nie ma efektu . Tyle razy pakowano w ten rozhuśtany system, w płace 3-4 i 26 tys.za podobna pracę ,kto to wytrzyma. Tam jest dużo patologii ,marnotrawienia ,nie ma efektywności leczenia w przychodniach-kontroli stosownej i nadzoru ,byle jakość ,odfajkowywanie wizyt , traktowanie ZOZu jako płatnika ZUS i dalej pędzą na 2-3 fuchy. Wyjeżdzają za granicę (bez zwrotu kosztu np.miln.do budżetu RP) mając wykształcenie i praktyki wykonane za nasze podatników pieniądze . Płace zrównać do zachodu ,to należałoby tak też uczynić mgr,inżynierom ,dr. itp, ale nas wszystkich RP na to nie stać!. Nowa zmiano tu potrzeba zrobić wielkie porządki !!!.
Odpowiedzmw(2018-01-12 16:22) Zgłoś naruszenie 25
Czy mam rozumieć, że za rządów PO-PSL lekarzom było lepiej?
Odpowiedz