W poniedziałek ruszają ferie zimowe. I choć w polskich górach brakuje śniegu i wiele ośrodków narciarskich pozostaje zamkniętych, jest rekordowo drogo.
– Ceny rok do roku są wyższe przynajmniej o kilkanaście procent. To sprawia, że tygodniowy pobyt kosztuje już tyle co w Alpach. Takiej sytuacji dotąd nie było. W poprzednich latach różnica między polskimi a alpejskimi ośrodkami zwykle sięgała kilkudziesięciu procent – mówi Jarosław Kałucki z portalu Travelplanet.pl. Jak dodaje, najtańszy tygodniowy wyjazd na szusowanie we włoskich czy austriackich Alpach od początku lutego to koszt ok. 1200–1300 zł od osoby. Średnio to jednak nieco więcej – 1600–1900 zł w zależności od tego, czy z wyżywieniem.
Natomiast w Polsce najtańsze oferty zaczynają się od 1000–1200 zł od osoby; większość tygodniowych pobytów z wyżywieniem HB w obiektach przy stokach narciarskich to jednak wydatek rzędu przynajmniej 1600–1700 zł.
– Jest drożej. Zwłaszcza gdy rezerwacje robi się dziś, czyli z niewielkim wyprzedzeniem. Można przyjąć, że ceny są wyższe średnio od kilku do kilkunastu procent rok do roku w zależności od regionu. W efekcie za noc w apartamencie od osoby trzeba w tym roku zapłacić średnio 96 zł, w pensjonacie – 103 zł, a w hotelu 120 zł – mówi Natalia Jaworska, ekspert turystyczny, do ubiegłego roku związana z portalem Noclegi.pl.
Wyższe ceny to oczywiście efekt inflacji oraz wyższych kosztów działalności (m.in. prądu). – Widać to również w przypadku karnetów. Za granicą ich cena podskoczyła o kilka procent rok do roku. U nas średnio ok. 20 proc. Tygodniowy karnet w Polsce kosztuje dziś ok. 200 euro; w Alpach 270–300 euro. W zamian jednak mamy tam nieporównywalnie więcej tras – dodaje Jarosław Kałucki.
Pozostało
69%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama