Coraz częściej jeździmy na narty za granicę. Bo jest taniej niż w Tatrach. Za pobyt we Włoszech czy w Austrii mniej zapłacą przede wszystkim ci narciarze, którzy wyjazd na narty planują w ostatnich dwóch tygodniach stycznia. Wówczas ferie rozpoczynają w Polsce cztery województwa: mazowieckie, opolskie, dolnośląskie i zachodniopomorskie. Powód jest prosty: w tym czasie w Alpach ciągle trwa niski sezon, czyli zimowe wakacje z karnetem narciarskim można mieć w cenie pobytu.



Najtaniej wychodzi urlop we Włoszech. Jak wynika z danych przygotowanych dla DGP przez portal TravelPlanet.pl, tygodniowy pobyt w trzygwiazdkowym hotelu z dwoma posiłkami można wykupić już za nieco ponad 1,5 tys. zł od osoby. W cenę analizowanej przez eksperta imprezy wliczony jest już skipass, który umożliwia szusowanie po w sumie 100 km tras. Z kolei w porównywanym przez specjalistę miejscu w Austrii, gdzie długość dostępnych tras wynosi ok. 60 km, za taki wypoczynek trzeba zapłacić już bliżej 2 tys. zł za osobę – czyli podobnie jak w największych polskich kurortach. Bo na początku ferii w Zakopanem na sam hotel o podobnym standardzie co w Alpach trzeba wydać przykładowo prawie 1100 zł od osoby, w Zieleńcu – 1295 zł, a w Szczyrku – 1160 zł. Do tego jednak należy doliczyć cenę karnetu narciarskiego. A na niego trzeba dodatkowo wygospodarować od 320 do nawet 665 zł. Najwięcej nielimitowane korzystanie z wyciągów kosztuje oczywiście w stolicy Tatr. Tu trzeba mieć na ten cel właśnie 665 zł. Niewiele mniej wydamy, chcąc szusować przez tydzień z Jaworzyny Krynickiej – 525 zł, a w Szklarskiej Porębie czy Czarnej Górze – ok. 450 zł od osoby. Po zsumowaniu noclegu z wyżywieniem i karnetem narciarskim okazuje się, że tygodniowy pobyt w naszym kraju kosztuje prawie 1,8 tys. zł.
Przeciwnicy zagranicznych wojaży wytkną oczywiście, że Polska i tak wychodzi taniej, bo koszt dojazdu jest niższy. I faktycznie samochodem za podróż np. z centralnej Polski do Zakopanego, Szklarskiej Poręby czy Krynicy wydamy 120–130 zł od osoby. Do przejechania mamy bowiem ok. 700–800 km w dwie strony, czyli nawet trzykrotnie mniej niż do Włoch i ponad dwukrotnie mniej niż do Austrii (w przypadku tych krajów wydatek na podróż autem to do 320–480 zł od osoby).
Ale jeśli wziąć pod uwagę, że we Włoszech tygodniowy pobyt ze skipassem może być tańszy o prawie 250 zł/os., różnica w cenie dojazdu niweluje się do zera lub wypada na korzyść zagranicy. Poza tym zapobiegliwi miłośnicy białego szaleństwa mają do wyboru również coraz liczniejsze oferty tanich linii lotniczych. Jeśli zarezerwują bilety odpowiednio wcześnie, cena dojazdu do zagranicznego kurortu spada nawet więcej niż o połowę – w porównaniu z kilkuosobową wyprawą samochodem. Jeszcze teraz, rezerwując przelot w dwie strony do Mediolanu, który leży w pobliżu takich kurortów narciarskich jak Cervinia, Livigno i Val di Sole, zapłacimy według wyszukiwarek połączeń ok. 170 zł od osoby.
– Taniej samolotem jest też do Szwajcarii. Na lot do Genewy z Warszawy i z powrotem wydamy 348 zł. Prawda jest taka, że ten, kto rezerwował bilet wcześniej, mógł liczyć na jeszcze korzystniejszą cenę. A ceny biletów do miejscowości usytuowanych blisko kurortów narciarskich z dnia na dzień będą coraz wyższe z uwagi na sezon – komentuje Marcin Kobyec z Internetowego Centrum Podróży eSky.pl.
Zwolennicy nart w Alpach tłumaczą, że opłaca się nawet odrobinę przepłacić w porównaniu do polskich kurortów. Bo zyskuje się dostęp do 3-, 4-krotnie większej liczby dłuższych, dobrze przygotowanych tras. Do tego nie ma kolejek do wyciągów, z których znane są już polskie kurorty, szczególnie w okresie ferii. Bywa, że trzeba odstać w nich nawet kilkadziesiąt minut.
– W przypadku polskich ośrodków właściwie tylko Szczyrk, który od tego sezonu rozrósł się z 21 do 35 km tras, trzyma standardy i w zasadzie tam oraz jeszcze w Zieleńcu można nie zanudzić się na tych samych stokach podczas zimowych wakacji. Polacy potrafią liczyć i wielu woli wydać ok. 800–1000 zł za tydzień szusowania po setkach kilometrów nartostrad niż zapłacić 500–650 zł i mieć do dyspozycji kilka, kilkanaście kilometrów – wyjaśnia Radosław Damasiewicz, dyrektor marketingu i commerce w TravelPlanet.pl.
Do rezerwowania narciarskiego wyjazdu w biurach za granicą przekonuje jeszcze jedno. Gwarancja śniegu, jakiej udziela większość touroperatorów. W praktyce oznacza to bezkosztową zmianę rezerwacji, jeśli najpóźniej na 10 dni przed wyjazdem w wybranej przez nas miejscowości nie ma śniegu.
Ruch w biurach rośnie. – O ile w sezonach 2011/2012 i 2012/2013 odsetek narciarzy wśród wyjeżdżających zimą z biurami podróży wynosił około 21–22 proc., o tyle ubiegłej zimy wzrósł on do 28 proc. A na nadchodzący sezon narciarskie wakacje zarezerwowało aż 38 proc. turystów planujących zagraniczny wyjazd – dodaje Radosław Damasiewicz.
Mocny złoty, tańszy urlop za granicą
W ostatnich tygodniach kurs złotego wyraźnie się umocnił, a za jedno euro mogliśmy znów płacić niecałe 4,15 zł. Jak oceniają eksperci, do dalszych podróży – w tym tych zagranicznych – zachęcają też malejące ceny paliwa. Jeśli taka sytuacja się utrzyma przez cały sezon zimowy, możemy zyskać na wyjeździe z rodziną na ferie np. w Alpach nawet kilkaset złotych. Bo mniej zapłacimy za benzynę, tańsze w przeliczeniu na złote będą winiety na autostrady, nie wspominając o posiłkach i napojach po drodze czy na stoku.
– To, jak w kolejnych miesiącach będzie się kształtował kurs złotego względem głównych walut, zależy od bardzo wielu czynników. Po pierwsze od tego, czy Europejski Bank Centralny rozszerzy skup aktywów w przyszłym roku. To może umocnić polską walutę. Jednak równocześnie można oczekiwać nasilenia oczekiwań inwestorów na zaostrzenie polityki pieniężnej przez Fed, co będzie oddziaływać w kierunku odpływu kapitału z rynków wschodzących i osłabienia kursu – ocenia Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
I dodaje: – Dobrą wiadomością jest to, że paliwa nadal będą tanieć. Po pierwsze dlatego, że nie zmaterializował się jeszcze efekt ostatnich obniżek cen ropy. Dziś za baryłkę na giełdach trzeba zapłacić średnio 66–68 dol. Po drugie istnieje duże prawdopodobieństwo, że cena ta spadnie do ok. 60 dol. Przyczyn spadku cen ropy upatrywać należy w niskim globalnym popycie na ten surowiec przy utrzymującej się jego wysokiej podaży. Pieniądze zaoszczędzone dzięki niższym cenom paliw gospodarstwa domowe będą mogły wydać na inne dobra, w tym w szczególności na świąteczne zakupy.