Przewoźnicy domagają się od rządu dodatkowych pieniędzy na wymianę tachografów. Wyliczają, że potrzeba im na to 1,5 mld zł.

Do końca tego roku branża transportowa musi wymienić tachografy analogowe i cyfrowe zamontowane do połowy czerwca 2019 r. w pojazdach. Do sierpnia 2025 r. to samo będzie dotyczyło urządzeń instalowanych w samochodach po 2019 r. Mowa w sumie o 300 tys. urządzeń, które mają być wyposażone w geolokalizację, rejestrować załadunek i rozładunek towaru czy zdalnie się łączyć z inspektorami. Przy koszcie 5 tys. zł za jedno przekłada się to na inwestycje w sektorze rzędu 1,5 mld zł. Jeszcze do zeszłego roku problemem był dostęp do tachografów nowej generacji. Dziś na przeszkodzie ich wymianie stoją pieniądze.

– Poprzedni rok i pierwsze miesiące obecnego roku są dla przewoźników najgorsze od ponad 30 lat. Wciąż walczą z brakiem zleceń oraz konkurencją ukraińską. Ma to przełożenie na sytuację finansową firm – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.

Z danych BIG Info Monitor wynika, że długi w branży przekraczają 2,1 mld zł, wobec 1,8 mld przed rokiem. Odsetek firm z należnościami przeterminowanymi o ponad 60 dni wynosi 54 proc. wobec 27 proc. na koniec 2023 r.

Maciej Wroński dodaje, że marże na działalności są obecnie o połowę niższe niż przed wybuchem wojny w Ukrainie. Sięgają 1–2 proc. Dodaje, że po raz pierwszy w historii mamy też do czynienia z tym, że ceny spotowe usług są niższe niż kontraktowe.

Dlatego przewoźnicy odwlekają wymianę w czasie, co potwierdzają serwisy. Te informują, że mają pojedyncze zlecenia.

– Więcej jest telefonów z pytaniami, jaki jest koszt i czy można go obniżyć. To sondowanie rynku w celu wybrania najtańszej oferty – uważa pracownik firmy Tacho Tax. O pojedynczych zleceniach mówi też Marek Herma, dyrektor w Lontex Group.

– W pierwszych miesiącach tego roku moje przychody spadły o 20–30 proc. w zależności od miesiąca. Priorytetem staje się opłacenie bieżących rachunków. Wymiana tachografów zeszła na dalszy plan – mówi właściciel jednej z firm transportowych z siedzibą przy wschodniej granicy, który brał aktywny udział w niedawnych protestach przewoźników.

Związek Pracodawców TLP i ZMPD wysłały do resortu infrastruktury apel o to, by państwo dołożyło się do kosztów wymiany urządzeń. Przekonują, że obowiązek wymiany wynika z prawa. Do tego nie przynosi korzyści przewoźnikom. W apelu nie wskazano, na jaką pomoc liczy branża. W rozmowach z DGP przedstawiciele organizacji przyznają, że chodzi o 100 proc. wsparcia, ale dodają, że będą zadowoleni z każdej kwoty.

– Branża polskiego transportu wpłaca do budżetu krajowego i samorządowego 16 mld zł rocznie. Do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej pomocy od rządu. Dodam, że w innych krajach przewoźnicy mogą liczyć na pomoc przy inwestycjach. Mamy przykłady dopłat do wymiany taboru, szkoleń dla kierowców czy wymiany tachografów, czego przykładem są Niemcy – mówi Maciej Wroński.

Piotr Mikiel, dyrektor ZMPD, dodaje, że temat dofinansowania ma zostać poruszony na czwartkowym spotkaniu z resortem infrastruktury. I dodaje, że związek otrzymał jednocześnie pismo z ministerstwa, które z kolei napłynęło z KE, a dotyczy tego, by branża nie zwlekała z wymianą tachografów do ostatniej chwili. To, jak uważa, może wskazywać, że przedstawiciele UE dostrzegają problem. Szczególnie że były wnioski od przewoźników o przesunięcie w czasie montażu nowych tachografów. Z przyczyn proceduralnych to jednak nie wchodzi w grę.

Przewoźnicy w nieoficjalnych rozmowach mówią jeszcze o innym powodzie braku montażu nowych urządzeń. Nie chcą być już teraz na świeczniku inspektorów.

Stary tachograf uniemożliwi dalsze świadczenie międzynarodowych przewozów drogowych i będzie się wiązał w Polsce z nałożeniem kary finansowej wynoszącej 10 tys. zł dla firmy transportowej oraz 2 tys. zł dla osoby zarządzającej transportem. ©℗