Rozmowy branży transportowej z przedstawicielami rządu, które odbyły się w poniedziałek wieczorem, nie przyniosły oczekiwanych efektów. – Przedstawiliśmy rozwiązanie, które doprowadziłoby do zakończenia protestu w 48 godzin – mówi Waldemar Jaszczur z Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu.
Chodzi o wprowadzenie zgłoszeń, które zastąpiłyby zezwolenia zniesione umową transportową zawartą między Unią Europejską, a Ukrainą w połowie 2022 r. – Każdorazowo ukraiński przewoźnik wjeżdżający do Polski musiałby składać zgłoszenie, z którego wynikałoby, gdzie jedzie i co wiezie. To ukróciłoby też kabotaż, który został przejęty przez ukraińską konkurencję i również bywa wykonywany bez zezwolenia, na czym tracą polskie firmy. Za niedopełnienie obowiązku groziłaby kara 12 tys. zł – tłumaczy Waldemar Jaszczur. Podkreśla, że takie rozwiązanie jest już przewidziane we wchodzących w życie od 1 stycznia 2025 r. przepisach dotyczących zmiany Systemu Elektronicznego Nadzoru Transportu. – Chcemy tylko, by zaczęło obowiązywać wcześniej. Otrzymaliśmy jednak informację, że wymaga to konsultacji społecznych, rozmowy z koalicjantami oraz analizy ze strony resortu finansów. A to oznacza, że weszłoby dopiero w drugiej połowie roku. To stanowczo za późno – mówi Waldemar Jaszczur.
DGP zapytał resort infrastruktury o stosunek do najnowszych propozycji transportowców. Do czasu zamknięcia tego wydania nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi.
Protest przewoźników zostanie zawieszony?
Z rozmów z przewoźnikami wynika, że nie chcą oni już dalej protestować. Są zniechęceni do tego stopnia, że we wtorek nie miał kto zastąpić chorego przewoźnika pilnującego przejścia w Hrebennem. – Wszyscy, których o to poprosiłem, odmówili. Nie chcą już narażać swojego zdrowia i firm – przyznaje jeden z organizatorów.
Co zatem dalej z protestem? Transportowcy nie chcieliby doprowadzić do sytuacji, w której umarłby on śmiercią naturalną. Dlatego, jeśli nie otrzymają żadnych zapewnień co do wdrożenia proponowanego rozwiązania od strony rządowej, zawieszą najprawdopodobniej akcję. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na dniach.
Według Ministerstwa Infrastruktury wyniki kontroli przeprowadzanych przez Inspekcję Transportu Drogowego nie wykazują licznych przypadków wykonywania przewozów kabotażowych przez zagraniczne firmy, w tym ukraińskie, niezgodnie z przepisami. – Bierzemy pod uwagę sygnały napływające od środowiska przewoźników drogowych w tym zakresie i dążymy do wypracowania mechanizmów, które pozwolą na skuteczne wykrywanie takich przypadków – usłyszeliśmy w biurze prasowym resortu.
Wyniki kontroli nie są zaskoczeniem
Dla przewoźników wyniki kontroli nie są zaskoczeniem. Według nich zagraniczni konkurenci mają bowiem sposób na obejście przepisów, które wymagają od nich zezwolenia na przewozy kabotażowe i cross trade. Mają przy sobie dwa komplety dokumentów. Jeden do okazania podczas kontroli inspekcji, według którego kursują np. z Kijowa, a drugi – dla odbiorcy towaru – pokazuje faktyczną trasę przewozu, która jest już realizowana z miast w Polsce. Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska w rozmowie z DGP tłumaczył, że problem w tym, że inspektorzy nie wnikają w to, skąd faktycznie pochodzi towar. Dlatego branża proponowała, by zakres kontroli został precyzyjnie określony, to znaczy, by zleceniodawca był sprawdzany, a w razie ujawnienia nieprawidłowości każdemu uczestnikowi procederu groziła kara 500 tys. zł.
Resort infrastruktury podaje, że od 20 listopada do 17 grudnia 2023 r. inspektorzy ITD przeprowadzili 2858 kontroli pojazdów należących do przewoźników z Ukrainy. Stwierdzono 1341 naruszeń. Nieprawidłowości dotyczyły czasu pracy kierowców oraz używania tachografów (wykresówek lub kart kierowców). Nałożono 670 mandatów karnych na kwotę 171,4 tys. zł, wydano 96 decyzji administracyjnych na kwotę 146 tys. zł oraz za naruszenia przepisów ruchu drogowego inspektorzy wystawili 120 mandatów karnych na 31,2 tys. zł. ©℗