Opłaty zależne od emisji CO2 już obowiązują w Niemczech, podwyżki będą też w innych krajach, nie wiadomo jak będzie u nas.

Opłaty drogowe uzależnione od średniego zużycia paliwa Niemcy wprowadziły od 1 grudnia. Stawka poszybowała tam aż o ponad 80 proc., do 35 eurocentrów za kilometr drogi. Od stycznia 2024 r. myto wzrośnie w Austrii. Plany w tym zakresie ogłosiła już m.in. Dania. To kolejne uderzenie w branżę transportową.

Podwyżki opłat za drogi wynikają z konieczności wdrożenia do 25 marca przyszłego roku dyrektywy 2022/362, wskazującej zasady ustalania wysokości stawek myta przez państwa członkowskie UE. W wielu krajach zmiana stawek jest rozłożona na raty. Przykładem jest Austria, gdzie będzie wzrost co roku przez trzy lata średnio o 8–10 proc. Niemcy podniosły myto najwcześniej i jednorazowo, a to rynek, gdzie jest realizowane 40 proc. przewozów z Polski. Jak wyliczają przewoźnicy, nowe stawki oznaczają wzrost kosztów frachtu o kilka procent.

– Podwyżka przyszła w bardzo niedobrym momencie. Firmy, z którymi współpracujemy, mają już zaplanowane budżety na przyszły rok. To sprawia, że nie chcą brać na siebie dodatkowych kosztów. Sugerują np., byśmy podzielili się nimi po połowie. Przy kilkuprocentowych marżach, na jakich pracujemy, dla nas takie rozwiązanie będzie oznaczać stratę – mówi Piotr Magdziak, członek zarządu Magtrans. Jego firma czeka z podsumowaniem na zakończenie pierwszego tygodnia funkcjonowania w nowej rzeczywistości. – Mamy nadzieję, że nasi kontrahenci zmienią zdanie. Inaczej nie wiem, co będzie. Szczególnie że nie bardzo jest jak optymalizować trasę. Opłaty obowiązują nie tylko na autostradach. Do tego korzystanie z innych dróg to dłuższy czas realizacji usługi, ale też większy koszt paliwa – przyznaje.

O tym, że negocjacje z klientami nie są łatwe, mówi też Joanna Wojnarska, szef zespołu Tender w Raben Transport w Gądkach. I dodaje, że w sytuacji rosnących kosztów dla firm, spadku koniunktury musi dojść do przeniesienia dodatkowych opłat na klienta. – Jesteśmy w trakcie rozmów. Na szczęście są tacy, którzy rozumieją, że renegocjacja cen kontraktów nie wynika z chęci poprawy przez nas naszej marżowości, a z konieczności poniesienia wyższych opłat za transport – podkreśla.

Joanna Mleczak, dyrektor INTRA, która współpracuje z ok. 30 kontrahentami, przyznaje, że udało się dojść z nimi do porozumienia, ale to wcale nie znaczy, że firma wyszła na swoje. – To zamknęło nam drogę do zwiększenia marży, na której my pracujemy. Nie mamy szans na podwyżki cen naszych usług, a nasze koszty wzrosną od Nowego Roku. Tym samym będziemy stratni, bo odbije się to w sumie na naszych zyskach – podkreśla.

Wciąż nie wiadomo, jakie stawki za drogi będą obowiązywały w Polsce. Resort infrastruktury milczy na ten temat. – Wysłaliśmy w tej sprawie pismo na przełomie października i listopada. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska. A to sprawia, że firmom jest trudno zaplanować budżet na 2024 r.

Ale nie tylko w ten sposób tracą polscy przewoźnicy. Jak zauważa Maciej Wroński, nowe stawki myta obejmą też samochody napędzane LNG, które do tej pory mogły liczyć na zwolnienie, a w które inwestowały w ostatnich latach firmy przewozowe.

Istnieje też obawa, że dojdzie do wojny cenowej. Niektórzy przedsiębiorcy straszą, że jeśli przewoźnicy nie wezmą na siebie kosztów związanych z wyższymi opłatami drogowymi, to oni odejdą do konkurencji. Ta sytuacja może więc prowadzić do rozwoju szarej strefy. Po niższych kosztach transport będą bowiem w stanie realizować ci, którzy nie stosują się do zapisów pakietu mobilności o czasie pracy czy wynagrodzeniach.

– Szara strefa wciąż jest na rynku. Sprzyja jej brak kontroli za granicą. Zatem nowe przepisy są, ale nikt ich nie weryfikuje. Tracić będą więc ci, którzy uczciwie się do nich zastosowali – mówi Maciej Wroński. Uważa jednak, że jeśli zleceniodawcom uda się powstrzymać wzrost cen, to będzie ich pozorny sukces. Po pewnym czasie, na skutek załamania branży, podaż usług spadnie i wtedy zacznie się walka o przewoźnika. Tyle że już za wyższe stawki, znacznie przewyższające poziom cen, o które dzisiaj proszą przewoźnicy.

Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jedną konsekwencję. W Niemczech, choć myto idzie w górę, są zwolnienia dla aut elektrycznych, do zakupu których obowiązują też dopłaty. W Polsce ciągle brakuje natomiast systemowego wsparcia. – Są już przykłady rodzimych firm, które rozważają założenie oddziału na Zachodzie, by skorzystać z dotacji do wymiany taboru – mówi Maciej Wroński. ©℗

Drobny postęp na granicy z Ukrainą

O oczekiwaniach zarówno polskich, jak i słowackich oraz węgierskich przewoźników rozmawiali wczoraj w Brukseli ministrowie ds. transportu. Do zamknięcia tego wydania DGP nie było informacji o decyzjach. Natomiast jeszcze w weekend udało się doprowadzić do drobnego postępu w rozmowach między stroną polską a ukraińską. Uruchomiony został pas dla ciężarówek o masie od 7,5 t na przejściu Uhrynów-Dołhobyczów – pierwsze kilkadziesiąt z nich przekroczyło przejście wczoraj. To odpowiedź na oczekiwania polskich transportowców, którzy domagali się oddzielnej kolejki dla pojazdów wracających do Polski bez towarów. Polski rząd pozytywnie ocenił porozumienie, ale podkreślił, że to nie rozwiązuje problemu i oczekuje dalszych rozmów i zaangażowania Komisji Europejskiej. ©℗

MR