Polska musi z jednej strony zapewnić prawo do protestu na granicy, z drugiej – ograniczyć jego skutki. Bruksela grozi procedurą naruszeniową, a rząd chce zwołania komitetu do rozstrzygnięcia skutków umowy z Ukrainą. Dziś o wpływie umowy na europejskich przewoźników będą rozmawiać unijni ministrowie.
Według związku pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP) nadużycia ukraińskich kierowców na rynku UE mogłoby ukrócić uchwalenie przez Sejm ustawy epizodycznej, czyli obowiązującej do momentu wygaśnięcia obowiązywania umowy o przewozach drogowych między Unią a Ukrainą. Zobowiązywałaby polskich eksporterów i importerów do tego, by przynajmniej połowę przewozów w ramach wymiany towarowej z Ukrainą zlecały polskim przewoźnikom. Jeśli firma, która handluje z naszym wschodnim sąsiadem, złamałaby tę zasadę, groziłaby jej kara w wysokości 30 proc. rocznej wartości dochodów tej firmy.
– Obowiązek zabezpieczenia co najmniej 50 proc. przewozów drogowych w polskim eksporcie i imporcie do i z Ukrainy pozwoliłby osiągnąć te same cele, które leżały u podstaw reglamentacji przewozów za pomocą systemu zezwoleń. Polska nie naruszałaby przy tym postanowień umów zawartych pomiędzy Unią a Ukrainą – mówi Maciej Wroński, prezes TLP. Dodaje, że ustawa powinna wprowadzić też obowiązek rejestracji w systemie monitorowania SENT transportu wszystkich towarów przez ukraińskich przewoźników.
Projekt zmian legislacyjnych trafił do sejmowej komisji infrastruktury. Jej szef Mirosław Suchoń mówi DGP, że propozycje TLP są analizowane. – Nie jestem jednak zwolennikiem administracyjnego wymuszania stosunków gospodarczych. Być może jednak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów powinien wydać rekomendacje rozwiązań prawnych, które wprowadzałyby jakieś regulacje wymuszające równowagę na rynku – mówi poseł. Według niego w pierwszej kolejności powinno się jednak wymusić na stronie ukraińskiej likwidację konieczności rejestrowania się w tzw. e-kolejce ciężarówek, które wracają do Polski „na pusto”. – To jest absurdalna sytuacja, w której puste polskie ciężarówki muszą czekać na granicy po kilkanaście dni. To jest nieakceptowalne. Niezbędne są rozmowy na jak najwyższym szczeblu ze stroną ukraińską – mówi poseł Suchoń. Według niego rząd Mateusza Morawieckiego, a także dotychczasowy minister infrastruktury Andrzej Adamczyk zlekceważyli problemy branży transportowej. – Już 22 marca tego roku doszło do protestu przedsiębiorców. Jednym z postulatów była sprawa powrotu do pozwoleń na kierunku ukraińskim. Już wtedy firmy transportowe dawały jasny sygnał, że coś jest nie tak. Wszystkie działania, które można było podjąć, w tym na forum UE, zostały przespane przez rząd – mówi Mirosław Suchoń.
Rozmyta odpowiedzialność
Umowa między UE a Ukrainą w sprawie transportu drogowego towarów obowiązuje od końcówki czerwca 2022 r. I to już w treści umowy zapisano mechanizm ewaluacyjny w postaci specjalnego komitetu, który ma oceniać wpływ obowiązywania umowy na unijny rynek. Komitet zebrał się, ale na początku tego roku i już w marcu zatwierdził przedłużenie umowy do końca czerwca 2024 r. Podstawą do obowiązywania umowy i jej przedłużenia są decyzje Rady UE, czyli unijnych ministrów, które mogły być podjęte większością kwalifikowaną, ale nikt nie zgłaszał wówczas sprzeciwu.
Ówczesny szef resortu infrastruktury Andrzej Adamczyk określał wręcz decyzje z marca jako wielki sukces. – Dzięki interwencji Polski umowa została przedłużona jedynie do 30 czerwca 2024 r. – mówił wówczas minister. Rozmowy w UE dotyczyły wtedy przedłużenia umowy bezterminowo, tj. do zakończenia wojny.
Niezależnie jednak od tego, że została podjęta decyzja o przedłużeniu, umowa zezwala na zwoływanie komitetów w trakcie jej obowiązywania. Nie może on zebrać się później niż trzy miesiące przed wygaśnięciem, ale nie oznacza to, że nie można go zwoływać wcześniej. Problem jednak w tym, że KE, która początkowo nawet nie chciała odgrywać roli moderatora w sporze, uważając, że musi on zostać rozwiązany pomiędzy władzami polskimi a ukraińskimi, jednak zabrała głos.
A dokładniej komisarz ds. transportu Adina Vălean, która stwierdziła, że po stronie polskich władz nie ma dobrej woli do rozwiązania sporu, i zastrzegła, że możliwe jest wszczęcie procedury o naruszeniu prawa UE. Według naszych źródeł wypowiedź ta wywołała zdziwienie w samej Brukseli, a KE nie planowała interweniować, choć istotnie Bruksela ocenia, że obecny rząd niedostatecznie zaangażował się w rozstrzygnięcie sporu. Rzecznik KE próbował jednak prostować w ubiegły czwartek wypowiedź Vălean, podkreślając, że komisarz nie powiedziała o jakimkolwiek formalnym wszczęciu procedury, ale o takiej możliwości.
Doktor hab. Magdalena Słok-Wódkowska z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że polityka handlowa jest wyłączną kompetencją UE, a blokada to odstępstwo od umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Jednak przyznaje, że Polska w pojedynkę nie może rozwiązać tego problemu.
O wątpliwych podstawach do wszczęcia wielostopniowej i trwającej co najmniej kilka tygodni procedury naruszeniowej mówią też polscy dyplomaci. – Nie bardzo rozumiemy, na jakiej podstawie Komisja miałaby rozpocząć procedurę za protesty obywateli dotyczące procesu, w którym sama uczestniczy – mówi nam jeden z nich. Poza wniesieniem sprawy na agendę dzisiejszego posiedzenia ministrów ds. transportu Polska wnioskuje też o zwołanie komitetu przewidzianego w umowie.
Rada zamiast komitetu
Ukraińscy transportowcy przyznają, że część postulatów protestujących powinna zostać spełniona. Wołodymyr Balin, wiceprezes Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Ukrainy, na piątkowej konferencji w Warszawie przyznał, że powinno zostać wyznaczone jedno przejście graniczne, na którym wracające „na pusto” ciężarówki powinny przejeżdżać bez rejestracji w elektronicznej kolejce. To powinno znacznie skrócić oczekiwanie na przekroczenie granicy.
Okazją do omówienia propozycji polskich i ukraińskich przewoźników będzie dzisiejsza Rada, natomiast wątpliwe, żeby doszło podczas niej do wiążących rozstrzygnięć. Te mogłoby przynieść spotkanie komitetu, który może zostać na mocy umowy zwołany przez stronę ukraińską, reprezentującą UE prezydencję w Radzie (do końca roku to Hiszpania) lub KE. – Mam wrażenie, że konsekwencje tej umowy nie do końca zostały przewidziane. Właściwym jednak do rozstrzygnięcia sporu jest komitet wskazany w umowie i słusznym działaniem jest zawnioskowanie o zwołanie jego posiedzenia – ocenia prof. Słok-Wódkowska. ©℗