Pod koniec roku coraz trudniej kupić auto w okazyjnej cenie. Dilerzy ograniczają zapasy, a wraz z nimi znikają wielkie wyprzedaże
Coraz więcej producentów sprzedających samochody osobowe na polskim rynku wstrzymuje się z ogłaszaniem promocji na końcówki roczników. Powód? Mała liczba dostępnych aut i zmieniające się preferencje klientów.
– Od kilku lat importerzy bardzo ostrożnie zamawiają auta pod koniec roku, co automatycznie przekłada się na ich liczbę na stokach (czyli w magazynach, gdzie są dostępne od ręki – red.). Dzieje się tak z dwóch powodów. Raz że klienci rzadziej niż kiedyś decydują się na auta stokowe, częściej sięgając po samochody szyte na miarę. Po drugie, klienci indywidualni kupują mniej. Rynek ciągną firmy, a stoki nie powstają z myślą o zakupach flotowych – tłumaczy Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Dilerzy potwierdzają ograniczanie zapasów. – Są mniejsze niż w latach ubiegłych. Dbamy jednak o to, by na stoku były zawsze auta popularne wśród klientów – tłumaczy Stanisław Dojs z Volvo Car Poland.
Kia, która oferuje dziewięć modeli, na stokach dysponuje zaledwie trzema: cee’d, sportage oraz rio. – Od 4–5 lat sukcesywnie zmniejszamy stoki o kilka procent. W tej chwili liczą one ponad sto samochodów. To efekt zmiany polityki podyktowanej nowymi potrzebami klientów. Ci robią bowiem zakupy przemyślane. Wolą auta skonfigurowane pod swoje potrzeby. Nie chcemy więc zostawać z zapasem, który trzeba sprzedać z mniejszym zyskiem – wyjaśnia Monika Krzesak z działu marketingu Kia Motors Polska.
Co to oznacza w praktyce? To, że osoby, które zdecydowały się wymienić samochód pod koniec roku, m.in. dlatego że ich dotychczasowe auto wejdzie zaraz w kolejny rocznik i straci jeszcze bardziej na wartości, będą musiały się zadowolić niewielkim wyborem lub uzbroić się w cierpliwość. Zwłaszcza że wiele firm potwierdza, iż na zamówiony samochód klientowi przyjdzie poczekać nawet trzy miesiące. Tak jest w Kii, Volvo czy Volkswagenie. W Kii zamawiający modele: picanto, rio, soul, optima, carens, sorento, według własnej konfiguracji muszą poczekać na realizację zamówienia nawet cztery miesiące. – Będzie szybciej, jeśli klient wybierze auto ze stoku. Wówczas samochód jest do odbioru w kilka dni – zaznacza Monika Krzesak.
W Skodzie, najlepiej sprzedającej się marce w Polsce, czas oczekiwania to dwa miesiące. Wyjątek stanowi model superb, na który ze względu na liczbę złożonych zamówień czeka się dwa razy dłużej.
Mniej cierpliwości wymagają od klientów w Fiacie, Jeepie czy Alfa Romeo. Pierwsza z marek zapewnia, że może dostarczyć pojazd już w cztery tygodnie. Tak będzie w przypadku fiata 500, który jest produkowany w Polsce. W pozostałych markach czas oczekiwania to 6–8 tygodni. Pod warunkiem jednak, że auto będzie wyprodukowane na zamówienie klienta w Europie. Duże szanse na szybki odbiór zamówionego samochodu mają też klienci Toyoty, gdzie czas oczekiwania wynosi już od kilku dni. – Wszystko zależy od miejsca produkcji, zamówionej wersji i modelu – zaznacza Robert Mularczyk z Toyota Motor Poland Company.
Przedstawiciele Nissana jako jedni z nielicznych deklarują, że auta stokowe stanowią mocny punkt ich sprzedaży. – W tej chwili mamy praktycznie pełną dostępność modeli u naszych dilerów – twierdzi Dorota Pajączkowska z Nissan Europe. Producent kilka lat temu zrezygnował z jednego stoku centralnego i dziś kusi klientów szeroką ofertą bezpośrednio u dilerów.
Ograniczanie zapasów pozwala sprzedawcom ograniczać liczbę promocji i dawać klientom upusty niższe niż kilka lat temu. Dominują pakiety dodatkowe dokładane do zakupu. Przykładem może być Jeep, który oferuje jedynie 2–3 proc. upustu. W zamian proponuje np. przedłużone gwarancje w pełnym zakresie na 3 lata bez limitu kilometrów czy ubezpieczenie awarii elektromechanicznych. Alfa Romeo kusi zniżkami od 10 do 21 proc., a Skoda upustem rzędu 12,2 tys. zł w przypadku modelu Yeti. Klienci zainteresowani rapidem otrzymają natomiast już tylko komplet kół zimowych.
Daje idzie Volvo. – Największe upusty, przekraczające 20 proc., przewidzieliśmy dla modeli s80, v70, xc70, które w przyszłym roku doczekają się następców – zdradza Arkadiusz Nowiński, prezes Volvo Car Poland.

Na samochody większości marek trzeba czekać 2–4 miesiące