Ubiegłoroczna skala upadłości w sektorze transportowym zaskoczyła największych pesymistów. Niewykluczone jednak, że to dopiero początek. Szczególnie że sektor TSL czekają dalsze wzrosty kosztów.

W 2022 r. niewypłacalność ogłosiły 273 firmy, czyli ponad dwa razy więcej niż w 2021 r. i trzy razy tyle co w pandemicznym 2020 r. Powodem była inflacja, rosnące koszty działalności, do których przyczyniła się nie tylko wyższa cena paliwa, lecz także wejście pakietu mobilności. W tym roku lista powodów, dla których kolejne podmioty mogą wypaść z rynku, wydłuża się.
Sektor upatruje dużego zagrożenia m.in. w nowelizowanej ustawie o systemie monitorowania drogowego i kolejowego przewozu towarów oraz obrotu paliwami opałowymi, prawa energetycznego, ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw. Zawarte w niej zmiany mają usprawnić proces kontroli i pozwolić na redukcję nadużyć w zakresie obrotu towarami akcyzowymi.
– Zaproponowane rozwiązania są jednak nadmierne i nieuzasadnione. Do tego nie spowodują takiego efektu, jak przy wdrożeniu systemu SENT, kiedy szara strefa obrotu np. paliwami została zlikwidowana niemal do zera. Narażą natomiast przewoźników i ich kontrahentów na dodatkowe obowiązki, wydatki i zwiększą ryzyko prowadzenia biznesu – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska”.
Firmy podliczają, że będą musiały znaleźć kolejne tysiące złotych na wdrożenie nowych zapisów. Tymczasem już z powodu samego wejścia pakietu mobilności i zmian w naliczaniu wynagrodzenia koszty zatrudniania pracowników wzrosły o 17 proc. w 2022 r. i o kolejne 17 proc. w tym roku. Firmy wskazują, że czekają je analizy prawne, przeszkolenie pracowników czy zmiany procedur wewnątrzzakładowych. A to wiąże się z nakładami, o które trudno, szczególnie że pod kątem wzrostu kosztów prowadzenia działalności transportowej ostatni rok był jednym z rekordowych.
– Do tego dojdą koszty związane z koniecznością dokonania zmian w oprogramowaniu do zarządzania transportem, na jakim pracują przewoźnicy – mówi Kinga Przytocka-Krupa, dyrektor zarządzająca FF Fracht.
Ważne z punktu widzenia przewoźników będzie doprecyzowanie odpowiedzialności w przypadku powierzenia zadania przewozowego innemu przewoźnikowi. – W takim przypadku za obowiązki wynikające z ustawy SENT, a w konsekwencji kary za brak ich wykonania, odpowiadać będzie ten podmiot, któremu jako pierwszemu powierzono przewóz towaru – tłumaczy Mateusz Włoch, ekspert z Grupy INELO.
Uwagę zwracają także zmiany w wykazie towarów podlegających pod system monitorowania przewozu. Wymieniona jest lista w postaci kodów CN.
– To sprawi, że trzeba będzie dokładnie przeanalizować i nauczyć się, jakie przewozy podlegają pod monitorowanie, a jakie nie. Ryzyko pomyłki, a co za tym idzie narażenia się na karę, wzrasta – dodaje.
Nowe obowiązki spadną też na podmioty, z którymi firmy transportowe współpracują. – Wiele, zwłaszcza tych małych, może nie być w stanie ich spełnić albo ryzyko prowadzenia dalszej działalności w nowych warunkach będzie zbyt wysokie. To oznacza skurczenie się rynku, czyli mniej przewozów do obsługi – zauważa Maciej Wroński.
Kolejna sprawa to nowelizowany obecnie kodeks pracy. Ten również nakłada dodatkowe obowiązki na przewoźników, które będą trudne do spełnienia. – Przewoźnicy stracą możliwość weryfikacji, czy zatrudniony u nich kierowca jeszcze gdzieś pracuje. I to pod groźbą kary – mówi Maciej Wroński. A to oznacza, że za kierownicą może zasiąść kierowca, który zamiast pracować, powinien odpoczywać. – To nie tylko narażanie wszystkich uczestników ruchu drogowego, lecz także narażanie firm na odpowiedzialność i wypłatę odszkodowania w razie, gdy dojdzie do wypadku.
Pracodawcy, którzy dziś informują kierowców o normach czasu pracy, będą też musieli dostarczać im informacje o tygodniowym wymiarze czasu pracy. W transporcie trudno to określić, bo kierowca może np. stać w korku.
Tymczasem wszelkie nieprawidłowości będą rodziły spory. Dlatego Kinga Przytocka-Krupa nie wyklucza wzrostu liczby spraw w sądach po wejściu nowych regulacji. ©℗