Oprócz ogromnych kłopotów na lotniskach, których można się spodziewać na początku nowego miesiąca, w kolejnych dniach mogą też stanąć pociągi Polregio.
Oprócz ogromnych kłopotów na lotniskach, których można się spodziewać na początku nowego miesiąca, w kolejnych dniach mogą też stanąć pociągi Polregio.
Maleją szanse na to, że 1 maja unikniemy ogromnego bałaganu na polskim niebie. Kolejne, niedzielne rozmowy między związkiem kontrolerów ruchu lotniczego a szefostwem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej i Ministerstwem Infrastruktury do momentu zamknięcia tego wydania DGP nie przyniosły efektów.
– Strona rządowa jest nieprzygotowana – usłyszeliśmy w niedzielę po południu. Według naszych rozmówców negocjacje najpewniej będą kontynuowane w tym tygodniu.
Spodziewaną organizację ruchu lotniczego nad Polską od 1 maja przedstawiła w piątek Europejska Organizacja Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej (Eurocontrol). Trzeba się przygotować na ogromne problemy na dwóch lotniskach: na Okęciu i w Modlinie. Przy braku porozumienia oba będą czynne każdego dnia tylko przez 7,5 godziny – od 9.30 do 17. W tym czasie będzie można obsłużyć tylko 170 z zaplanowanych ponad 500 rejsów, czyli tylko jedną trzecią. Piotr Samson, szef Urzędu Lotnictwa Cywilnego, zapowiedział, że dziś lub jutro przekaże liniom lotniczym informacje o tym, które loty trzeba odwołać.
Linie na razie nie kasują rejsów, bo wciąż liczą na porozumienie. – Masowe odwoływanie lotów byłoby problemem na skalę Europy – mówi Andrzej Kobielski, wiceprezes linii Enter Air. Przewoźnik szykuje scenariusze awaryjne. Oprócz kasowania rejsów w grę wchodzi przekierowanie części z nich np. z Okęcia do Katowic. W przypadku LOT-u taki wariant możliwy jest tylko dla lotów czarterowych.
Na porozumienie wciąż liczy też Michał Kaczmarzyk, szef linii Buzz, czyli polskiej spółki córki Ryanaira, która musiałaby odwołać wiele lotów z Modlina.
Na razie nie są zagrożone rejsy z portów pozawarszawskich, ale z problemami trzeba się liczyć w przypadku tych tranzytowych.
Protest dotyczy kontrolerów z Warszawy, którzy odpowiadają zarówno za zbliżanie do portów, jak i za tzw. kontrolę obszaru na dużych wysokościach. Po tym jak 180 z 216 pracowników nie przyjęło nowych warunków zatrudnienia ze zmniejszonym wynagrodzeniem, 1 maja w stolicy zostanie zaledwie jedna szósta kontrolerów. ULC zaznacza, że nie będą zagrożone loty wojskowe, które są obsługiwane przez osobną grupę kontrolerów mundurowych. Tym ostatnim nie da się jednak zlecić obsługi lotów cywilnych, bo wymagałoby to kilkumiesięcznego szkolenia.
Według kontrolerów problemem są nie tylko płace. Przekonują, że w czasie trzyletniej prezesury Janusza Janiszewskiego (odwołano go 30 marca) doszło do zagrożenia bezpieczeństwa lotów. W ramach oszczędności miał on zbyt często wymuszać stosowanie jednostanowiskowej obsługi wieży. Janiszewski przekonywał, że to zgodne z procedurami i w Europie dość częste przy spowodowanym pandemią małym ruchu. W czasie rozmów z nową szefową PAŻP Anitą Oleksiak bezpieczeństwo przestało być kwestią sporną. Trwa konflikt o płace. Oleksiak zaproponowała rozwiązanie tymczasowe: wycofanie wypowiedzeń i powrót do poziomu płac z grudnia 2021 r. W ciągu około trzech miesięcy obie strony miałyby wynegocjować nowy docelowy regulamin wynagradzania. – Kontrolerzy nie godzą się na prowizorkę. Wycofanie wypowiedzeń doprowadziłoby do totalnego chaosu, bo kompletnie podzieliłoby środowisko w całym kraju – odpowiada reprezentująca kontrolerów Anna Garwolińska. Pracownicy z regionów dotąd nie protestowali, bo obniżki płac miały ich nie objąć. Teraz jednak też wyrażają niezadowolenie. Na ubiegłotygodniowym spotkaniu z nowymi władzami PAŻP zwracali m.in. uwagę na przestarzały sprzęt na lotniskach.
Opozycja za bałagan w PAŻP obwinia odpowiedzialnego za lotnictwo wiceministra infrastruktury Marcina Horałę. Ostatnio bronił prezesa Janiszewskiego, a w mediach wypowiadał się konfrontacyjnie o kontrolerach. W ostatnich dniach została odsunięty od kwestii sporu w PAŻP. Próbuje nad nim zapanować bezpośrednio minister Andrzej Adamczyk.
Tymczasem paraliż szykuje się też na kolei. W ostatni czwartek międzyzakładowy komitet protestacyjny w spółce Polregio podjął decyzję o strajku generalnym, który ma się zacząć 16 maja. Pracownicy domagają się podwyżki w wysokości 700 zł. Władze spółki tłumaczą, że większościowy udziałowiec – Agencja Rozwoju Przemysłu (ma 50 proc. plus jeden udział) nie może dokapitalizować spółki, bo uznane byłoby to za niedozwoloną pomoc publiczną. Marszałkowie województw (pozostali udziałowcy) twierdzą, że nie mają dodatkowych środków.
Spór płacowy toczy się także w PKP Cargo, gdzie pracownicy domagają się 600 zł podwyżki i też nie wykluczają strajku. Kolejne negocjacje mają się odbyć w środę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama