Stany Zjednoczone zapowiadają, że wyprzedzą Chińczyków. Nie uda się to jednak bez współpracy z chińskimi firmami

Rządzący w Waszyngtonie demokraci chcą, by do 2030 r. większość produkowanych w USA aut miała napęd elektryczny. Za 10 lat z fabryk miałyby przestać wyjeżdżać samochody zasilane paliwami kopalnymi. Ma w tym pomóc szeroki program wsparcia bezemisyjnych napędów. W całym kraju miałoby powstać pół miliona nowych stacji ładowania (w I kw. tego roku było ich ok. 41 tys.). Elementem programu ma być wymiana taboru transportu publicznego – autobusów szkolnych i miejskich.
Aspiracją władz jest uniezależnienie się od zewnętrznych dostawców materiałów wykorzystywanych do produkcji baterii. Prezydent Joe Biden zlecił szczegółowy przegląd zasobów USA pod kątem surowców takich jak kobalt, lit czy nikiel, które są wykorzystywane do produkcji ogniw. Mają one uzupełniać zasoby uzyskiwane z państw, z którymi Stany Zjednoczone już blisko współpracują, jak Australia, Brazylia czy Kanada.
Biden liczy też na recykling. Prace nad takimi rozwiązaniami zapowiedziały już takie amerykańskie korporacje, jak Apple czy Amazon, a administracja chce je przyspieszyć – m.in. poprzez ukierunkowanie pracy instytucji badawczych.
W ramach zaproponowanego przez Biały Dom pakietu infrastrukturalnego sięgającego 2,3 bln dol., blisko 174 mld miałoby pójść na rozwój elektromobilności. Jaka będzie ostateczna skala programu, nie wiadomo. Republikanie starają się go okroić do mniej niż 1 bln dol. Od negocjacji w tej sprawie zależy też, ile ostatecznie trafi na rozwój „elektryków”.
Dzięki wydatkom na zielony transport Stany Zjednoczone chcą zdetronizować Chiny, które są dziś liderem produkcji baterii do aut elektrycznych – ich firmy produkują ponad 70 proc. akumulatorów na światowym rynku. – Mają większą skalę produkcji niż wszystkie inne kraje. Eksportują pojazdy elektryczne na cały świat, celując też na rynek amerykański. Myślą, że wygrają. Ale mam dla nich wiadomość, że nie wygrają tego wyścigu. Nie możemy im na to pozwolić – wprost mówił Joe Biden podczas wizyty w fabryce Forda w Michigan.
Apelował, by amerykańskie firmy motoryzacyjne korzystały z lokalnego know-how i stawiały swoje fabryki w kraju. Ambicją Białego Domu jest też przyciągnięcie kolejnych producentów. Pomóc mają planowane ulgi podatkowe.
Międzynarodowe koncerny wciąż jednak wybierają Azję. W ubiegłym miesiącu Nissan zapowiedział, że w rozwój bezemisyjnego transportu zainwestuje 1,8 mld dol. w Wielkiej Brytanii, gdzie ma już swoje zakłady, ale i w Chinach. Za trzy lata chce dostarczać ok. 700 tys. akumulatorów rocznie do swoich pojazdów. Rozmawia z dwoma azjatyckimi dostawcami – chińskim CATL i południowokoreańskim LG Chem.
Po rozwiązania z Dalekiego Wschodu sięgają też firmy z USA. Według Reutersa, Apple, który przygotowuje samochód pod własną marką, negocjuje dostawy akumulatorów z dwoma kontrahentami z Państwa Środka – CATL i BYD. Chce jednak (nalegała na to też administracja USA), by zakłady powstały w Ameryce.
Nie ustępuje też Europa. Wczoraj szwedzki Northvolt poinformował o zamknięciu prywatnej emisji akcji dla nowych udziałowców. Pozyskał 2,75 mld dol., które mają być przeznaczone na zwiększenie mocy produkcyjnych i nowe projekty badawczo-rozwojowe w Szwecji i Polsce. Francuski Renault zapowiedział z kolei połączenie w jednej spółce trzech fabryk w północnej Francji. Stworzy „hub”, który do 2025 r. ma osiągnąć wydajność 400 tys. samochodów elektrycznych w skali roku. ©℗