Po starych, organizowanych z wielką pompą, obfitujących w zaskakujące premiery targach motoryzacyjnych we Frankfurcie nie pozostał nawet ślad. Dziś to spotkanie towarzyskie na miarę Oktoberfest – zamiast benzyny w powietrzu unosi się zapach piwa i wurstu.
Nigdy nie powinniście wierzyć w to, co piszą gazety motoryzacyjne o nowych samochodach. Z prostego powodu – naprawdę trudno jest znaleźć wady w aucie, które zostaje zaprezentowane dziennikarzom w pięciogwiazdkowym hotelu położonym przy samej plaży na Sardynii. PR-owcy wszystkich marek doskonale wiedzą, że im gorszy jest samochód, w tym bardziej egzotycznym zakątku globu należy go zaprezentować. Jeszcze w terminalu odlotów trzeba zaserwować uczestnikom imprezy taką ilość alkoholu, aby po wylądowaniu nie potrafili odróżnić przodu nowego modelu od jego tyłu. Czynność należy powtórzyć wieczorem podczas kolacji, a także następnego dnia rano podczas śniadania.
Mimo takich zabiegów zawsze znajdzie się jednak podstarzały abstynent po technikum samochodowym, który postanowi za wszelką cenę sprawdzić, czy aby końcówki drążka kierowniczego (czymkolwiek one są) umieszczono pod właściwym kątem względem osi czegoś tam gdzieś tam. Wówczas należy oddać mu najlepiej wyposażoną wersję z samego szczytu cennika, a także równiutki jak stół tor, ewentualnie tak zaplanować trasę prowadzącą po drogach publicznych, aby skupiał się na podziwianiu widoków, a nie na tym, że na pierwszym zakręcie odpadł tłumik, a skrzynia biegów ma tylko dwa przełożenia. Ponadto konieczne jest zatrudnienie hostess o tak zjawiskowej urodzie, aby większej części uczestników przez głowę przebiegła myśl o rozwodzie i ułożeniu sobie życia na nowo z gadającą parą nóg, które kończą się w miejscu, gdzie u normalnego człowieka zaczynają się uszy.