System viaAUTO nie pozwala ominąć bramki bez postoju i jest mało popularny. Z kolei bilet zerowy generuje zatory.
System viaAUTO nie pozwala ominąć bramki bez postoju i jest mało popularny. Z kolei bilet zerowy generuje zatory.
Choć kierowcy jeszcze na dobre nie nacieszyli się nowymi autostradami, to już zaczynają odczuwać skutki organizacji ruchu i wdrażania infrastruktury, która zamiast rozładowywać – tworzy korki.
Miało być nowocześnie: błyskawiczne pobranie biletu na bramkach, równie szybki przejazd autostradą, a na koniec uiszczenie opłaty u uśmiechniętej pani w budce. W praktyce jest inaczej, o czym boleśnie przekonał się nawet operator państwowego systemu e-myta firma Kapsch.
W czerwcu firma wprowadziła usługę płatności elektronicznych za przejazd autostradami dla samochodów osobowych, czyli viaAUTO. Miało to pozwolić zniecierpliwionym kierowcom sprawnie (czyt. bez zatrzymywania się) przejechać przez bramki, z ominięciem kolejek, gdzie opłaty wnosi się w tradycyjny sposób.
Do tej pory sprzedano zaledwie ok. 5 tys. urządzeń pokładowych viaAUTO. I nie chodzi tylko o to, że na razie system może działać tylko na autostradach państwowych.
– Tak naprawdę usługa opłat elektronicznych dla aut osobowych będzie atrakcyjna dopiero wtedy, gdy ukończone zostaną autostrady A1 i A2 oraz gdy infrastruktura będzie w pełni przystosowana, np. pojawią się pasy dedykowane viaAUTO – mówi Krzysztof Gorzkowski z Kapsch.
Na razie takich pasów jednak nie ma, a kierowcy osobówek korzystający z usługi e-opłat nie mogą liczyć na specjalne traktowanie w punktach poboru opłat. Jak argumentują w nieoficjalnych rozmowach z nami przedstawiciele GDDKiA, tacy kierowcy mogą przecież korzystać z pasów, z których korzystają obecnie ciężarówki w ramach systemu viaTOLL. Problem w tym, że korzystają z nich też kierowcy, którzy gotówką płacą za pobrany wcześniej bilet. To zaś tworzy zatory.
– Wszelkie rozwiązania systemowe zależą od centrali w Warszawie – odpowiada krótko Maciej Zalewski z łódzkiego oddziału GDDKiA. Sama centrala Generalnej Dyrekcji Dróg przez kilka dni nie odpowiedziała na nasze pytania.
Za małe place poboru opłat to niejedyny powód, dla którego na autostradach mogą pojawiać się zatory. Najlepszym przykładem wątpliwej organizacji ruchu jest autostradowa obwodnica Gliwic. W obrębie czterech węzłów (Kleszczów, Ostropa, Bojków i Żernica) przejazd jest bezpłatny, bo w większości chodzi o ruch lokalny. Mimo to wybudowano tam infrastrukturę do poboru opłat. Efekt jest taki, że nawet kierowcy biorący udział w ruchu lokalnym zwolnionym z opłat są zmuszeni pobierać tzw. bilet zerowy. Na węźle Bojków stanowią one prawie 70–80 proc. wszystkich pobranych biletów w miesiącu, a na węźle Ostropa – blisko 90 proc. Maksymalna wydajność systemu poboru opłat wynosi 130 pojazdów na godzinę.
– Wszystko to skutkuje kolejkami, a także wysiłkami, by obsłużyć jak największą liczbę kierowców, czyli np. ręcznym wydawaniem biletów lub ręcznym kierowaniem ruchem, by przepuszczać ciężarówki przez pas z otwartym szlabanem – twierdzi jeden z naszych rozmówców. Jak ustaliliśmy, obecnie rozważana jest koncepcja rozbudowy placu w Bojkowie, więc może uda się przynajmniej na jakiś czas rozładować korki.
Trudniej będzie o taki sam efekt na słynnym już rondzie w Strykowie, tuż za zjazdem z autostrady A2. Zbiega się na nim kilka dróg: z Łodzi, Strykowa, Zgierza oraz autostrady A1 i A2. Rondo nie jest w stanie obsłużyć tak dużego ruchu. Na razie więc zamiast uzbrajać się w urządzenia pokładowe, kierowcy powinni raczej uzbroić się w cierpliwość.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama