Dogoniliśmy średnią UE w liczbie posiadanych aut. Niestety, nasze samochody są najstarsze w Europie.
Dogoniliśmy średnią UE w liczbie posiadanych aut. Niestety, nasze samochody są najstarsze w Europie.
Z najnowszych danych opublikowanych przez Centralną Ewidencję Pojazdów wynika, że w całym 2011 r. zarejestrowano u nas milion samochodów osobowych (chodzi o pierwsze rejestracje na terytorium RP), podczas gdy wyrejestrowano ok. 300 tys. Jak wyliczył „DGP”, oznacza to, że łącznie po naszych drogach jeździ już ponad 18 mln aut, i to nie licząc ciężarówek, autobusów, maszyn i innych pojazdów mechanicznych. Wniosek? Na każdy tysiąc mieszkańców przypada dokładnie 471 samochodów. Czyli tyle, ile wynosiła średnia dla całej Unii Europejskiej w 2010 r.
Jeszcze lepiej liczby prezentują się, gdy weźmiemy pod uwagę to, że z kraju wyjechało 1,1 mln Polaków i przebywa poza nim dłużej niż rok. Na miejscu jest nas nie 38,3, ale 37,2 mln. Tym samym rzeczywisty wskaźnik nasycenia pojazdami rośnie do 484 pojazdów na tysiąc mieszkańców, wliczając w to nawet niemowlaki, osoby, które nigdy nie miały prawa jazdy, i wszystkich stulatków. Wynik ten pozwala nam bez zbędnej skromności porównywać się z Wielką Brytanią, Francją, Belgią czy Hiszpanią. Szwedów, Holendrów, Duńczyków, Węgrów czy Czechów wyprzedziliśmy już jakiś czas temu.
/>
Przed 1986 r., gdy nie istniał jeszcze indeks Big Maca i nie dało się w prosty sposób porównywać pensji w poszczególnych krajach ze względu na szalejącą w niektórych z nich hiperinflację, często stosowanym wskaźnikiem, na podstawie którego określało się bogactwo danego społeczeństwa, była liczba samochodów przypadająca na każdy tysiąc mieszkańców.
Gdyby dzisiaj zastosować taką metodologię, okazałoby się, że właśnie znaleźliśmy się w europejskiej superlidze. Wciąż jednak motoryzacyjna śmietanka jest poza naszym zasięgiem. We Włoszech na tysiąc mieszkańców przypada 605 pojazdów, i to nie wliczając skuterów. W bogatym Luksemburgu wskaźnik wynosi 660, a w Niemczech – 510 aut. Niemniej pod względem poziomu zmotoryzowania gonimy te kraje niebywale szybko. U nas poziom nasycenia autami rośnie w tempie ponad 30 pojazdów na tysiąc mieszkańców rocznie. Z danych Eurostatu wynika, że jeszcze w 2000 r. na statystycznego Polaka przypadało zaledwie ćwierć auta. Dziś już połowa. Rynki włoski i niemiecki rozwijają się w tempie zaledwie 3 – 4 aut na tysiąc mieszkańców rocznie.
Jeżeli wierzyć statystykom, w kwestii nasycenia rynku samochodami osiągnęliśmy już unijną średnią. I to nawet wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę, że w systemie CEPIK nadal jako zarejestrowane widnieje również ok. 1 mln samochodów, które w rzeczywistości już dawno zniknęły z dróg. – Zostały po prostu rozebrane i sprzedane na części, a ich właściciele przedstawili w urzędach komunikacji fałszywe umowy kupna-sprzedaży, aby nie musieć opłacać od takich aut składek OC – wyjaśnia Adam Małyszko, prezes Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów.
Jak wynika ze statystyk GUS, średni wiek aut w Polsce na koniec 2010 roku wynosił 15,5 roku. Zdaniem ekspertów to wynik nieco zawyżony. Część samochodów, które zniknęły z dróg, nadal ujęta jest w ewidencji.
Ale nawet odejmując od statystyk milion samochodów w wieku około 20 lat, średnia dla pozostałych wyniesie 13 – 14 lat. To czyni nas niechlubnymi unijnymi rekordzistami. Nawet Rumuni i Bułgarzy jeżdżą samochodami młodszymi niż nasze. Średnia unijna to 8,2 roku.
Paradoksalnie, karierę stare auta zaczęły robić w Polsce dopiero w 2004 roku, tuż po naszym wstąpieniu do UE. Wtedy granicę na Odrze bez przeszkód przekraczać zaczęły warte 200-300 euro auta wyprodukowane na przełomie lat 80. i 90. Niemcy przeznaczali je na złom. W Polsce postawiono przed nimi zadanie zmotoryzowania milionów rodzin. I to dosłownie. Od maja 2004 roku do końca 2011 Polacy przywieźli do Polski niemal 7 mln aut używanych (aż jedną piątą z tego stanowiły volkswageny, głównie golfy i passaty). Ponad połowa z nich już w momencie sprowadzenia miała ponad 10 lat.
W tym czasie sprzedaż nowych pojazdów nie może odbić się od dna – od wstąpienia do Unii z salonów dilerskich wyjechało zaledwie około 2 mln pojazdów. W porównywalnej pod względem wielkości Hiszpanii tyle aut sprzedaje się w ciągu dwóch lat, i to w czasach kryzysu.
Jak wytłumaczyć tak duże dysproporcje? Po pierwsze Polaków nie stać na nowe samochody. Z analiz instytutu Samar badającego rynek motoryzacyjny wynika, że średnia cena sprowadzanego w 2011 roku auta wynosiła 9,5 tys. zł. Nowego – prawie 79 tys. zł. - Na Zachodzie promuje się nowe, ekologiczne i bezpieczne pojazdy, rządy przychylniej traktują je podatkowo. U nas jest dokładnie odwrotnie – za sprowadzonego grata, który ma 300 tys. km, trzeba, zapłacić 300 zł akcyzy, podczas gdy ten sam podatek w przypadku nowoczesnego, bezpiecznego auta może wynieść nawet 20 tys. zł – wylicza Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Wysokie miejsce w rankingu nasycenia samochodami zdobyliśmy po trupach. Co roku na polskich drogach ginie 5–6 tys. osób, czyli o tysiąc więcej niż w dwukrotnie większych Niemczech, po drogach których jeździ ponad 40 mln samochodów i gdzie na wielu autostradach nadal nie ma ograniczeń prędkości.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama