To, że w niektórych krajach rejestruje się już więcej aut niż przed wybuchem pandemii, to w głównej mierze efekt rządowych programów wsparcia nabywców.
Opublikowane wczoraj dane o rejestracji nowych aut w Polsce dają powody do umiarkowanego optymizmu. Rodzima branża wciąż notuje spadki, choć ich skala powoli wyhamowuje i to bez szerokiego programu pomocowego dla nabywców nowych aut – instrumentu, z którego chętnie korzystają kraje wychodzące właśnie na plus, odbijając się od kwietniowych spadków w skali przekraczającej nawet 80 proc.
– Prognozujemy, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to jest szansa, że rok skończymy ze spadkiem 20–25 proc. Nadrobimy więc część straty, która po półroczu wynosi 35 proc., ale nie uda się teraz w każdym kolejnym miesiącu wychodzić na zero względem miesięcy z 2019 r. – przyznaje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).
Według danych PZPM samochody dostawcze do 3,5 t osiągnęły nawet wzrost rejestracji o 1,7 proc. – Zwiększyło się zapotrzebowanie na przewóz towarów, coraz więcej firm działa normalnie. To sprawia, że następuje wymiana floty – ocenia prezes PZPM.
Największe europejskie rynki odnotowują mniejsze od Polski spadki, a nawet wracają do dodatnich wyników. Francja, w której już w czerwcu obowiązywały szerokie programy pomocowe dla nabywców nowych aut, odnotowała drugi miesiąc z rzędu wzrost sprzedaży w stosunku do 2019 r. Tam na pobudzenie sektora przeznaczono łącznie ok. 8 mld euro.
W tym samym kierunku poszła Hiszpania, która osiągnęła w lipcu pierwszy po COVID-19 wzrost sprzedaży. Okupione to jednak zostało szerokim planem wspierającym wymianę samochodów na nowe, kosztującym ponad 3,7 mld euro. Kierowcy mogą liczyć na dopłaty sięgające do 4,5 tys. euro, jeśli zdecydują się na zakup elektrycznego samochodu przy jednoczesnym zezłomowaniu starego, 20-letniego pojazdu. Dodatkowo dealerzy mogą udzielić rabatu do 1 tys. euro. Rząd w ramach programu pomocowego udzieli też wsparcia instytucjom publicznym i samorządom na zakup nowej floty. Program już daje pierwsze efekty – według ANFAC w lipcu zezłomowano o 11 proc. więcej pojazdów niż w tym samym miesiącu w 2019 r.
We Włoszech rynek automotive nadal znajduje się w recesji. Najprawdopodobniej w sierpniu na Półwyspie Apenińskim również nastąpi odbicie – od początku miesiąca obowiązuje bowiem podobny program wsparcia sektora – każdy, kto pozbędzie się co najmniej 10-letniego auta i zakupi niskoemisyjny pojazd, otrzyma 3,5 tys. euro dofinansowania. Wartość dopłat to ok. 1 mld euro.
Wszystkie te państwa wdrażają programy pomocowe, by ratować tamtejszą produkcję i zatrudnienie, dlatego oprócz dopłat branżę motoryzacyjną obejmują też inne pakiety pomocowe. W przypadku Francji działania są ukierunkowane przede wszystkim na wzmocnienie grupy PSA i Renault, we Włoszech – Fiata-Chryslera Automobiles (FCA). Hiszpania natomiast wciąż toczy batalię o utrzymanie u siebie działalności Nissana, który zapowiedział zamknięcie zakładu pod Barceloną. Jak przyznał w połowie lipca hiszpański minister przemysłu Reyes Maroto, rząd ma nadzieję, że uda się przynajmniej znaleźć dla fabryki innego inwestora.
Wczoraj swoje wyniki za lipiec opublikowały również Niemcy, które zdecydowały się na powiększenie wsparcia na zakup aut elektrycznych do 9 tys. euro i również spodziewają się powrotu do wzrostów wraz z kolejnymi miesiącami. I choć część branży narzeka, że wsparcie zignorowało 90 proc. sektora, to bodźce przynoszą skutek – w lipcu zakupiono o ponad 180 proc. więcej elektrycznych aut niż rok wcześniej. Ich udział we wszystkich zarejestrowanych w minionym miesiącu pojazdach to ponad 5 proc.
Wielka Brytania to z kolei pierwszy kraj, który odnotował znaczący wzrost sprzedaży bez konieczności uruchamiania dopłat. Rząd w Londynie na razie unika wsparcia przeznaczonego dla poszczególnych sektorów, którego domagają się producenci aut.
Rejestracje nowych aut dołowały na Wyspach jeszcze przed pandemią, nastąpił więc pierwszy wzrost od grudnia i od razu jeden z największych w całej Europie, a to dlatego, że dla Brytyjczyków lipiec był pierwszym od lockdownu miesiącem, w którym salony samochodowe były otwarte przez cały miesiąc.
Branża na Wyspach wciąż jednak znajduje się w kryzysie – świadczą o tym dane za całe półrocze, w którym odnotowano spadek o ok. 40 proc. Prognozy na koniec roku są nieco lepsze – branża liczy, że spadek będzie o 10 pkt. proc. mniejszy. To jednak wciąż oznacza stratę ok. 20 mld funtów.
Jak ocenia tamtejsze Stowarzyszenie Producentów i Sprzedawców Motoryzacyjnych (SMMT), zapaść potęguje również niepewność dotycząca tego, jak na rynek aut ostatecznie wpłynie brexit. To z kolei wiąże się z narastającymi problemami w tamtejszej produkcji i handlu – pracę straciło już ponad 11 tys. osób. Jednomiesięczny wzrost sprzedaży nie pozwoli na zwiększenie produkcji – spowoduje jak na razie jedynie zmniejszenie zapasów zgromadzonych wcześniej. Zwłaszcza że wciąż nie wiadomo, jak ostatecznie ukształtują się taryfy pozwalające na handel z kontynentem. To sprawia, że powrót do normalności będzie rozłożony w czasie.
– Straciliśmy w tym roku 300 tys. produkowanych aut – to wartość 8 mld funtów. Fabryki będą miały trudności z ich nadrobieniem – mówił Mike Hawes, szef brytyjskiego stowarzyszenia motoryzacyjnego SMMT.
– W Europie Zachodniej w kwietniu i maju sprzedaż spadła niemalże do zera, stąd teraz odbicie jest bardziej widoczne niż w Polsce. Pewną rolę odgrywają też rozszerzone pakiety stymulujące elektromobilność. Nie sądzę jednak, by długofalowo i zasadniczo zmieniły one popyt na nowe samochody w poszczególnych krajach. Z biegiem czasu i poprawą sytuacji zarówno sytuacja u nas, jak i za granicą będzie zbliżać się do poziomów sprzed pandemii – ocenia Jakub Faryś.
Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów (ACEA) szacuje, że w całej UE tegoroczna sprzedaż spadnie o 25 proc. Lockdown spowodował zamknięcie fabryk na ok. 30 dni, co przełożyło się na spadek produkcji o 2,4 mln egzemplarzy. Zdaniem organizacji obroty sektora zatrudniającego 14,6 mln osób to ponad 7 proc. unijnego PKB.