Prawie 250 mln zł kary domagają się PKP PLK od Astaldi za zerwanie kontraktu na budowę linii kolejowej. Wykonawca twierdzi, że to on skutecznie odstąpił od umowy.
Prawie 250 mln zł kary domagają się PKP PLK od Astaldi za zerwanie kontraktu na budowę linii kolejowej. Wykonawca twierdzi, że to on skutecznie odstąpił od umowy.
/>
O zerwaniu dwóch kontraktów na przebudowanie odcinków dwóch linii kolejowych: nr 7 i E95 zrobiło się głośno na początku października, po protestach podwykonawców, którzy od dłuższego czasu nie dostawali zapłaty. Astaldi, lider konsorcjum, oświadczyło, że pod koniec września to ono odstąpiło od umowy z powodu braku możliwości renegocjowania umów pomimo drastycznego wzrostu cen materiałów budowlanych. PKP PLK wezwały firmę do kontynuowania prac, a gdy ta ich nie podjęła, 5 października same odstąpiły od umowy, uznając, że winę za to ponoszą wykonawcy.
PKP PLK same regulują płatności na rzecz podwykonawców. Jak wynika z udzielonej ostatnio odpowiedzi na interpelację poselską dotyczącą zerwania kontraktu na przebudowę odcinka Dęblin – Lublin, środki na to pochodzą z uzyskanej gwarancji.
„PKP PLK była w posiadaniu gwarancji ubezpieczeniowej należytego wykonania umowy oraz gwarancji bankowej zwrotu zaliczki. Gwarancje były wystawione na kwoty 93 mln zł każda. Po odstąpieniu od umowy spółka (PKP PLK – red.) wystąpiła do gwarantów z wnioskami o wypłatę ww. kwot na rachunek spółki. Oba wnioski zostały pozytywnie rozpatrzone, a wskazane kwoty znalazły się na kontach spółki. Z kwoty uzyskanej tytułem gwarancji należytego wykonania umowy w pierwszej kolejności są zaspokajane zasadne roszczenia podwykonawców” – napisał w odpowiedzi na interpelację Andrzej Bittel, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Jednocześnie też podał kwotę kary umownej, jakiej PKP PLL zażądały od Astaldi. To prawie 249 mln zł. Uznaje ją za wykonalną, bo spółka nie ustosunkowała się do roszczenia w wyznaczonym terminie.
– Stanowisko PKP PLK pomija całkowicie fakt, iż wykonawca odstąpił od kontraktu 27 września 2018 r., podając rzeczowe uzasadnienie takiego działania. By przyjąć stanowisko zamawiającego, PKP PLK zobowiązane są prawomocnie, w sądzie uzyskać potwierdzenie nieskuteczności odstąpienia od umowy przez wykonawcę i niewystępowania okoliczności powołanych przez wykonawcę w odstąpieniu 27 września 2018 r. W związku z tym całość dalszego rozumowania obciążona jest wadą polegającą na założeniu, że jedna strona umowy może arbitralnie uznać, iż zgodne z kontraktem i prawem deklaracje strony drugiej są niebyłe – do tego zaś prawo ma tylko sąd – mówi Mateusz Witczyński, rzecznik prasowy Astaldi.
W praktyce więc to sąd będzie najpewniej musiał ocenić, kto ma rację w tym sporze. Przyznaje to zresztą wiceminister Bittel. „Prawdopodobnie niezbędne będzie dochodzenie należności na drodze postępowania sądowego” – napisał w odpowiedzi na poselską interpelację.
Zdaniem spółki PKP PLK skuteczne pod względem prawnym jest jedynie jej odstąpienie od umowy, które nastąpiło z winy konsorcjum z Astaldi na czele.
Włoska firma twierdzi, że to ona odstąpiła od kontraktu ze względu na nadzwyczajną, wyjątkową i niemożliwą do przewidzenia zmianę okoliczności. A miał nią być przede wszystkim niespodziewany wzrost cen materiałów budowlanych. To brak jakiejkolwiek propozycji na rozwiązanie tego problemu i waloryzację cen skłonił Astaldi do odstąpienia od realizacji umów. Miała ona przez wiele miesięcy korespondować z PKP PLK i zgłaszać im swoje problemy. Zamawiający deklarował chęć znalezienia rozwiązania, o kłopotach wiedział też rząd, ale ostatecznie stanęło na niczym.
– Astaldi nigdy nie występowała formalnie z prośbą o renegocjację wynagrodzenia – twierdzi z kolei Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PKP PLK. – W ocenie PKP PLK nie istniały podstawy (prawne i faktyczne) zmiany umowy ze względu na wzrost ceny materiałów budowlanych, gdyż możliwość zmiany umowy zawartej na podstawie prawa zamówień publicznych musi zostać uprzednio przewidziana w treści umowy lub wypełniać inne przesłanki przewidziane w przepisach o zamówienia publicznych. W tym przypadku brak było takich przesłanek. Nie wystąpiły również okoliczności, które umożliwiałyby dokonanie waloryzacji wynagrodzenia zgodnie z postanowieniami umownymi – zaznacza.
Problemem miał być jednak nie tylko wzrost cen, ale też dostępność materiałów budowlanych. Szczególnie tłucznia stanowiącego podkład pod torowisko. W piśmie, do którego dotarł DGP, włoska firma oprócz przyczyn natury obiektywnej wskazywała też na zaniechania PKP PLK, które jej zdaniem miały opóźniać płatności. Chodzi o tzw. procedurę zmian, czyli akceptowanie prac, które wymagały dodatkowych nakładów. W sumie wyliczono ponad 100 takich pozycji (np. budowa peronu tymczasowego, wyburzenie fundamentów budynków kolidujących z realizowanymi pracami czy odwodnienie torowisko). W piśmie wspomina się też o nieprzekazaniu placu budowy w stanie umożliwiającym prowadzenie robót, przedłużającym się czasie zatwierdzania projektu wiat peronowych, braku odpowiedzi na rewizje projektów wykonawczych czy ignorowaniu roszczeń finansowych.
Najgłośniejszym problemem związanym z zerwaniem umowy jest wypłata wynagrodzenia podwykonawcom. PKP PLK zapewniają, że „wykorzystują wszystkie zgodne z prawem możliwości, by jak najszybciej zrealizować wszystkie należne i uzasadnione płatności na rzecz podwykonawców”. Jednocześnie przyznają, że mają wiedzę wyłącznie o tych podmiotach, z którymi umowy podwykonawcze akceptowały.
Tymczasem, jak wynika z pisma, do jakiego dotarł DGP, wykonawca skarżył się, że zamawiający utrudniał zawieranie umów z podwykonawcami. Miał zgłaszać liczne uwagi nie tylko do umów na roboty budowlane, ale też tych na dostawy i usługi, do czego, zdaniem Astaldi, nie ma prawa.
W swej interpelacji poseł Jakub Kulesza (Koło poselskie „Wolność i Skuteczni”) spytał też o to, w jaki sposób PKP PLK zamierzają sfinalizować inwestycję. „Prace będą kontynuowane w ograniczonym zakresie siłami własnymi, tj. przy pomocy spółek zależnych od zarządcy infrastruktury oraz przy pomocy jednego z podwykonawców. Na pozostałe prace niezwłocznie ogłoszony zostanie przetarg nieograniczony”– odpowiedział wiceminister Bittel.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama