Deficyt rąk do pracy, cięcia budżetowe (Wielka Brytania w 2014 roku przeznaczyła 9,1 proc. swojego PKB na służbę zdrowia, więc w porównaniu z polskimi 4,4 proc. to bardzo dużo), przepracowanie lekarzy i pielęgniarek. To jedne z największych bolączek, jakie trawią brytyjską służbę zdrowia. Obecnie w Wielkiej Brytanii brakuje ponad 24 tys. lekarzy, przemęczeni pracownicy służby zdrowia nie są w stanie wypełnić swoich piętrzących się obowiązków, a będzie tylko gorzej. Bez wątpienia, będzie miała na to wpływ demografia. Według statystyk ONZ, do 2030 roku globalna liczba ludności powyżej 60 lat wzrośnie o ponad 55 proc., z 900 milionów do 1,4 miliarda. Wielka Brytania w szeregu z innymi krajami takimi jak Francja, Niemcy, a także Polska (o Japonii nie wspominając) będzie państwem, w którym prawie co czwarty obywatel ma ponad 65 lat. Jak w takiej sytuacji utrzymać nieefektywną służbę zdrowia? Pomocna może okazać się technologia.
Uberyzacja pracy - konieczność czy ostateczność?
Dosłownie na naszych oczach, coraz więcej branż podlega drastycznym przeobrażeniom, dzięki tzw. digital disruptors. Z tego powodu znacząco zmienił się charakter i sposób wykonywanej pracy. Najbardziej znanym przypadkiem technologii dysrupcyjnej jest Uber - największy na świecie start-up z kapitalizacją przekraczającą 68 miliardów dolarów. Działalność firmy miała wpływ na rynek przewozowy na całym świecie (Uber działa w 84 państwach i prawie 800 miastach, w tym we wszystkich większych miastach w Polsce). Za pośrednictwem aplikacji można zamówić kierowcę, wskazać miejsce przyjazdu i odjazdu i zapłacić. Stąd pojawiło się określenie uberyzacji pracy: pracowników zewnętrznych, którzy wykonują swoje obowiązki za pośrednictwem aplikacji i w zależności od bieżącego zapotrzebowania.
Uberyzacja pracy nie dotyczy wyłącznie rynku transportowego. Typowym przykładem branży, która uległa takim przemianom jest szeroko rozumiana branża kreatywna. Freelancerzy odpowiadają na bieżące zapotrzebowanie zleceniodawców, którzy nie muszą ponosić kosztów utrzymania pracowników. Nie dziwi więc, że rozwiązanie to cieszy się coraz większym powodzeniem, zarówno w sklepach spożywczych, a nawet w usługach prawniczych i w służbie zdrowia. W ostatnim przypadku, na popularności zyskują rozwiązania przyspieszające diagnozę i obsługę pacjenta. Przykładowo, brytyjski start-up Cera łączy osoby potrzebujące specjalistycznej opieki pielęgniarskiej z osobami, które mogą taką opiekę zapewnić. Ponadto, przy współpracy z Uberem przewozi pacjentów do szpitali i z powrotem.
Chociaż polskie start-upy medyczne nie zostają w tyle, wyróżniają się swoją ofertą na tle regionu. Jednym z nich jest Remedizer, który ma służyć w długoterminowej opiece pozaszpitalnej, dzięki przesyłaniu na bieżąco danych medycznych pacjentów. Innym rozwiązaniem jest aplikacja Mobilemed, która pozwala umówić się pacjentom z fizjoterapeutami.
Służba zdrowia w aplikacji
Dotychczas propozycje start-upów związanych z obsługą zdrowotną obejmowały głównie sektor prywatny, a nie publiczny. Pomysł brytyjskiego ministra zdrowia, aby wprowadzić aplikację, za pośrednictwem której zarządzano by pielęgniarkami, wydaje się rewolucyjny. Rozwiązanie miałoby funkcjonować razem z giełdą pracy dla pielęgniarzy. Oficjalnie aplikacja miałaby odciążyć personel medyczny w jego obowiązkach. Minister Jeremy Hunt przekonywał, że „[pielęgniarki] powinny mieć elastyczną pracę, wyrabiać nadgodziny z niewielkim wyprzedzeniem, szybciej otrzymywać zapłatę i same podejmować decyzję związane z przełożeniem wkładu pracy na pensję”. Personel miałby przemieszczać się do tych oddziałów, gdzie jest największe zapotrzebowanie. W założeniu, szpitale byłyby efektywniej zarządzane, ponieważ technologia pozwoliłaby wskazać obszary, które są najsłabiej obsługiwane. Mimo że aplikacja ma zostać wprowadzona w przyszłym roku w 12 zakładach opieki zdrowotnej, nadal niewiele o niej wiadomo.
Związki zawodowe storpedowały pomysł brytyjskiego ministerstwa, twierdząc, że rozwiązaniem nie jest nowoczesna aplikacja, a dawno wyczekiwana podwyżka pensji. Wspomniana technologia nie poprawiłaby sytuacji na rynku, a wręcz odwrotnie: przepracowany personel dowiadywałby się w ostatnim momencie, że nie jest potrzebny na konkretnym oddziale. Przewodniczący jednego ze związków wprost zasugerował, że ministerstwo zamiast „wydawać na Ubera w NHS (brytyjski NFZ), powinno dać personelowi medycznemu tak potrzebne podwyżki”.
Jest to kolejny pomysł ministerstwa na wykorzystanie aplikacji łączącej pacjentów z pracownikami służby zdrowia. W zeszłym roku, Jeremy Hunt zaproponował podobne rozwiązanie dla lekarzy, czym rozsierdził całe środowisko medyczne. Związki zawodowe także wtedy przekonywały, że technologia nie zastąpi specjalistów i nie rozwiąże problemu rosnącego deficytu lekarzy na rynku.
Technologia- nie taka straszna jak ją malują?
Propozycje brytyjskiego ministra cieplej zostały przyjęte przez różne think tanki. Instytucje te przekonują, że rynek usług publicznych także będzie musiał przekształcić się w rynek umów krótkoterminowych (ang. gig economy). Dotknie to również służbę zdrowia, w której ważną siłę mają stanowić lekarze zastępczy i na dodatkowe zlecenia. Raport think tanku Reform idzie nawet o krok dalej, postulując wykorzystanie sztucznej inteligencji, która analizowałaby i zapobiegała błędom lekarskim.
Niektóre aplikacje cieszą się zaufaniem środowiska medycznego i nie budzą tyle kontrowersji co sztuczna inteligencja czy propozycje ministra Hunta. W niektórych szpitalach został wprowadzony pilotażowy projekt przy współpracy ze wspomnianym start-upem Cera, który umożliwia efektywne zarządzanie szpitalnymi łóżkami. Jak to wygląda w praktyce? Lekarz ocenia czy pacjent może kontynuować leczenie w domu przy wsparciu wykwalifikowanych pracowników wybranych za pośrednictwem aplikacji. W ten sposób, zostaje zwolnione miejsce dla nagłych przypadków czy takich chorych, którzy potrzebują intensywnej terapii.
Szpitale uczestniczące w tym projekcie nie podzieliły się informacjami, jaki wpływ na ich wyniki finansowe miało wprowadzenie tej aplikacji (program ruszył w tym roku). Można się jednak domyślić, że potrzebujący szybciej otrzymali pomoc lekarską. Natomiast pacjenci leczeni w domu mieli większy komfort. Standard, na który przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.