Choć przejście graniczne z sąsiadami są otwarte od 10 lat, to nadal brakuje zintegrowanej komunikacji publicznej.
W grudniu minie dziesiąta rocznica wejścia Czech, Litwy, Polski i Słowacji (oraz pięciu innych państw) do strefy Schengen. Z pełnej swobody podróżowania mogą się jednak cieszyć jedynie zmotoryzowani, bo lokalna komunikacja transgraniczna praktycznie nie istnieje. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa zrzuca winę na urzędy marszałkowskie, które jego zdaniem powinny organizować transport transgraniczny. Marszałkowie o takiej możliwości dowiedzieli się dopiero od nas.
W innych krajach unijnych połączenia transgraniczne są standardem. Doskonale skomunikowane jest np. pogranicze słowacko-austriackie czy słowacko-węgierskie. Z Bratysławy do austriackiego miasta Hainburg an der Donau co godzinę jeżdżą autobusy bratysławskiej komunikacji miejskiej. W Polsce lokalna komunikacja dość dobrze funkcjonuje jedynie na granicy z Niemcami. Przykładem jest Świnoujście, które jest lepiej skomunikowane z Heringsdorfem niż z Międzyzdrojami.
Taksówką bez koguta
Podobnie jest w Lubuskiem. – Współpraca ze stroną niemiecką w zakresie kolejowych połączeń transgranicznych przebiega bez zakłóceń. Wojewódzwo współpracuje z organizatorem transportu po stronie niemieckiej, w ramach tej współpracy uruchamiane są połączenia z Gorzowa Wielkopolskiego i Zielonej Góry do Berlina i Frankfurtu nad Odrą, na linii Żagań – Żary – Forst (Lausitz) i wiele innych – informuje rzecznik zarządu województwa lubuskiego Michał Iwanowski.
W relacji z Czechami bez problemu dotrzemy do dużych miast, takich jak Praga, Ostrawa czy Brno. Koleje Śląskie obsługują lokalne połączenia do Bogumina, a České dráhy zajeżdżają do Cieszyna i Głuchołazów. Ale nawet między Cieszynem i Czeskim Cieszynem nie funkcjonuje wspólna autobusowa komunikacja miejska. Przykładem biurokratycznej niemocy są taksówki. Polski taksówkarz w przypadku kursu na dworzec w Czeskim Cieszynie musi tuż przed granicą zdjąć koguta i dalej jechać incognito jako prywatny samochód. Wykonanie legalnego kursu wiązałoby się ze skomplikowanymi i drogimi formalnościami.
Nic lokalnego nie kursuje na Litwę. Z zamieszkanych przez mniejszość litewską Trakiszek czy Puńska nie dostaniemy się żadnym lokalnym autobusem do Kalwarii, Olity ani Druskiennik. Przed wejściem do UE takie połączenia istniały.
Rozjechani biurokracją
Nieżyciowe formalności blokują także powstanie lokalnych, transgranicznych linii autobusowych na Słowację. Jedyna funkcjonuje od czerwca do października między Zakopanem a Popradem. Jest opłacalna tylko dlatego, że polskiemu przewoźnikowi udało się w drodze wyjątku uzyskać zgodę na kabotaż, czyli zabieranie pasażerów na odcinkach krajowych. Większość wpływów z biletów pochodzi od pasażerów, którzy jadą np. z Jaworzyny Tatrzańskiej do Zdziaru lub ze Starego Smokovca do Popradu. W zimie jednak z Zakopanego do Popradu ani Starego Smokowca nie pojedziemy. Ze względu na zakaz kabotażu narzucony na ten okres połączenie byłoby nieopłacalne.
Rozwiązaniem mogłoby być zawarcie przez Polskę dwustronnych porozumień z Czechami, Litwą i Słowacją, liberalizujących przepisy koncesyjne w strefie przygranicznej. Chodzi o to, by polskie autobusy mogły bez zbędnej biurokracji zajeżdżać kilka kilometrów w głąb tych krajów (i odwrotnie) do pierwszej większej miejscowości po drugiej stronie, gdzie pasażer mógłby się przesiąść na lokalny autobus lub pociąg.
„Te sprawy określa rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady nr 1073/2009. Przepisy rozporządzenia nie przewidują możliwości zawierania umów międzynarodowych w celu traktowania międzynarodowych przewozów drogowych osób sięgających w głąb innego państwa członkowskiego jako przewozów krajowych” – twierdzi resort infrastruktury. Tymczasem art. 25 wspomnianego rozporządzenia nosi nazwę „Porozumienia między państwami członkowskimi” i brzmi: „Państwa członkowskie mogą zawierać dwustronne i wielostronne porozumienia dotyczące dalszej liberalizacji usług wchodzących w zakres niniejszego rozporządzenia, szczególnie odnośnie do systemu zezwoleń i uproszczenia bądź likwidacji dokumentów kontrolnych, w szczególności w regionach przygranicznych”.
MIB twierdzi też, że postulaty zorganizowania transportu autobusowego należałoby kierować do samorządów, głównie wojewódzkich. Zapytaliśmy więc rzeczników wszystkich ośmiu urzędów marszałkowskich województw graniczących z unijnymi sąsiadami, jak ta kwestia wygląda w ich regionie. – Na terenie województwa opolskiego nie funkcjonują połączenia lokalnej transgranicznej komunikacji autobusowej i kolejowej. Aktualnie nie planuje się uruchomienia takich połączeń – poinformowała nas Violetta Ruszczewska, rzecznik urzędu marszałkowskiego w Opolu.
Odpowiedzi w podobnym duchu napłynęły ze wszystkich pozostałych województw przygranicznych. Każdy urząd marszałkowski oprócz małopolskiego angażuje się mniej lub bardziej w przygraniczne połączenia kolejowe z sąsiadami. Żaden jednak nie prowadzi ani nie planuje uruchamiać lokalnych transgranicznych połączeń autobusowych, wskazując na niejednoznaczność przepisów w tym zakresie i brak międzyrządowych umów dwustronnych, które by to ułatwiały.