Na stole leży już spora suma – 2,4 mld zł, a końca wyścigu nie widać. To może trwać w nieskończoność
Aukcja LTE trwa dopiero 24 dni, a ceny wystawionych do sprzedaży częstotliwości wzrosły już o ponad 65 proc. W tej chwili operator, który chce otrzymać przynajmniej jeden z pięciu bloków najcenniejszego pasma 800 MHz (służącego do zapewnienia zasięgu sieci LTE na obszarach wiejskich), musi za niego zapłacić ponad 415 mln zł. Urząd Komunikacji Elektronicznej sprzedaje także siedem bloków pasma 2600 MHZ, które mają zwiększyć przepustowość internetu w miastach. Tutaj ceny sięgają blisko 30 mln zł za sztukę. Łącznie telekomy zaoferowały już grubo ponad 2,4 mld zł.
Kiedy ogłaszano aukcję, szacowano, że budżet państwa może z niej uzyskać nawet 3 mld zł. Wygląda zatem na to, że jest jeszcze przestrzeń do wzrostu cen. Problem w tym, że im będą one wyższe, tym wolniej będą modernizowane sieci komórkowe i tym więcej za usługi zapłacą potem ich klienci.
– Operatorzy nie są organizacjami charytatywnymi. Jeśli wydadzą dużo pieniędzy na częstotliwości, to będą je chcieli odzyskać od swoich klientów – mówi Tomasz Kulisiewicz, analityk rynku z firmy Audytel. Ekspert przypomina, że kiedy w latach 2000–2001 w Europie sprzedawano częstotliwości UMTS służące do budowania sieci 3G, telekomy zapłaciły za nie 100 mld dol., najwięcej w Wielkiej Brytanii i Niemczech. – Wtedy operatorzy myśleli, że to jest ostatnia okazja, by zaopatrzyć się w częstotliwości niezbędne do funkcjonowania na rynku. Dlatego zostały wylicytowane gigantyczne kwoty, co przez kilka lat było ogromnym hamulcem w rozwoju samej branży – przypomina Kulisiewicz. Dodaje, że spadły też ceny akcji spółek telekomunikacyjnych takich jak France Telekom czy Deutsche Telekom. Inwestorzy odwrócili się od nich, bo za bardzo zadłużyły się na poczet aukcji.
– W Polsce też nie będzie łatwo odzyskać pieniądze wydane na częstotliwości. Pamiętajmy o spadku przychodów operatorów oraz o wyczerpywaniu się ich dotychczasowych źródeł – mówi Kulisiewicz. Tłumaczy, że aby zbudować sieć LTE, trzeba będzie wyłożyć dodatkowo po kilkanaście miliardów złotych. Tymczasem rynek telefonii komórkowej jest nasycony. – Już nawet większość osób w wieku powyżej 65 lat ma przynajmniej jeden telefon. Tak naprawdę jedynym segmentem, który wykaże duże wolumeny wzrostu, jest internet rzeczy M2M, ale tu mówimy o kilku złotych przychodów miesięcznie w przeliczeniu na jedną kartę – stwierdza ekspert. Jeśli zatem nawet takich kart przybędzie kilkadziesiąt milionów, to nie wpłynie to znacząco na przychody operatorów.
Nic więc dziwnego, że najmniej zdeterminowani z nich, bo dysponujący już dużymi zasobami częstotliwości, jak Polkomtel należący do grupy Zygmunta Solorza-Żaka, ogłosili, że przestają licytować pasmo 800 MHz. Operator może sobie na to pozwolić, bo inna spółka Aero2 kontrolowana przez Solorza jako pierwsza w Polsce uruchomiła komercyjną sieć LTE 800, obejmującą ponad tysiąc lokalizacji. Dzięki nowym nadajnikom sieć LTE Cyfrowego Polsatu i Polkomtela obejmuje swoim zasięgiem ponad 90 proc. populacji kraju. Przypomnijmy, że jest to możliwe dzięki jednemu blokowi 5 MHz pasma 800 MHz, które w wyniku ugody od Skarbu Państwa bezpłatnie otrzymała w 2013 r. Sferia, także kojarzona z Solorzem.
Pozostali operatorzy nie mają wyjścia – aby dorównać CP, muszą kupić częstotliwości, więc licytują dalej. Play rozpoczął nawet w marcu sprzedaż obligacji o wartości 516 mln zł, które mają zagwarantować, że nie zabraknie mu pieniędzy podczas trwającej aukcji. Licytować musi także Orange, które nie dysponuje żadnymi zasobami LTE, ale oferuje tę usługę dzięki pasmu użyczonemu mu przez T-Mobile w ramach wspólnej sieci Networks.