Każdy może sprawdzić w internecie natężenie pola elektromagnetycznego w dowolnym miejscu kraju. To jedna przeszkoda mniej na drodze rozwoju sieci komórkowych

Ruszył system z informacjami na temat natężenia pola elektromagnetycznego (PEM). Powstawał dwa lata. Resort cyfryzacji liczy, że jego uruchomienie uspokoi przynajmniej część przeciwników stawiania nadajników telekomunikacyjnych.
Zobacz, w jakim jesteś polu
W serwisie Si2pem.gov.pl możemy sprawdzić, czy znajdujemy się w zasięgu dopuszczalnego czy też ponadnormatywnego – a więc szkodliwego dla zdrowia – pola elektromagnetycznego. Polska norma wynosi obecnie 28 voltów na metr (V/m). Gdy wybierzemy wartość ponad ten limit, mapa w rządowym serwisie PEM pozostaje biała. To samo w zakresie 14–28 V/m. Pierwsze kropki – w okolicach największych miast – pokazują się na niej przy natężeniu 7–14 V/m. Cała mapa zapełnia się dopiero przy jeszcze niższym poziomie PEM.
Oprócz prezentacji zebranych informacji SI2PEM działa również jako maszyna obliczeniowa. Dla wielu obszarów Polski brakuje bowiem danych o pomiarach pola elektromagnetycznego. Wartości prezentowane przez system są więc estymowane – to znaczy wyliczane przy użyciu algorytmów zdefiniowanych w oparciu o normy krajowe i międzynarodowe. – Obliczenia przeprowadzane są na siedmiu maszynach. Na każdej uruchomiono dwa serwery obliczeniowe i realnie system posiada 14 instancji serwerów obliczeniowych, pracujących nieprzerwanie przez 12 godzin – informuje Rafał Pawlak, kierownik Zakładu Badań Systemów i Urządzeń Instytutu Łączności.
Normy pola elektromagnetycznego były swego czasu jedną z głównych przeszkód do budowy sieci piątej generacji (5G) w Polsce. Przeciwnicy stawiania masztów telekomunikacyjnych obwiniali PEM o powodowanie chorób i niepłodności, a w skrajnych przypadkach posuwali się nawet do podpalania znienawidzonych obiektów. Opór społeczny był też jedną z przyczyn, dla których Polska podniosła dopuszczalne limity do poziomu europejskiego dopiero w końcu 2019 r. Wcześniej obowiązywały ograniczenia ustalone jeszcze w latach 80. Były to normy 100 razy mniejsze niż w większości państw Unii Europejskiej. Operatorom telekomunikacyjnym przeszkadzały już przy rozbudowie obecnej sieci 4G. Natomiast w przypadku 5G waga tego problemu stawała się jeszcze większa, gdyż sieć piątej generacji wymaga gęstszej sieci nadajników.
Uspokoić przestraszonych
Czy dostęp do tych danych uspokoi przeciwników 5G? – Stwierdzenie, że samo to wystarczy, byłoby nadmiernie optymistyczne – odpowiada Janusz Cieszyński, sekretarz stanu ds. cyfryzacji w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. – Natomiast w mojej ocenie poza pewnymi zorganizowanymi grupami – o których z bardzo dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że są wspierane przez zewnętrznych adwersarzy Rzeczypospolitej Polskiej – mamy też osoby, które są zdezorientowane i nie mają pełnej wiedzy. Myślę, że prezentowanie obiektywnych danych i rzetelnych informacji na ten temat to jak najbardziej metoda, żeby rozwiewać mity i wątpliwości – dodaje. – Na pewno jest to krok w dobrym kierunku, ponieważ jasno pokazujemy każdemu zainteresowanemu, że to, co robimy, jest transparentne – podkreśla.
Serwis z pomiarami PEM to wspólny projekt Instytutu Łączności i KPRM. Kosztował ponad 11 mln zł i został sfinansowany z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. Natężenie pola, jakie wytwarzają instalacje radiokomunikacyjne – przede wszystkim należące do operatorów telefonii komórkowej, ale też np. telewizyjne – pokazuje z dokładnością do 1 mkw.
Pierwotnie uruchomienie serwisu zapowiadano na 2020 r. – Opóźnienie wiąże się z tym, co zaskoczyło nas wszystkich, czyli pandemią – wyjaśnia nam Rafał Pawlak. – To nam popsuło szyki na wielu frontach. Przede wszystkim, żeby prowadzić symulacje, musimy „nakarmić” system olbrzymim zasobem danych. Po części są one pozyskiwane z rejestrów publicznych Urzędu Komunikacji Elektronicznej, ale także w dużej mierze od operatorów telekomunikacyjnych – dodaje.
Łącznie operatorzy przekazali do SI2PEM ponad 602 tys. rekordów dotyczących stacji bazowych. Posegregowano je, policzono i porównano z rejestrami UKE. COVID-19 utrudnił też instytutowi szkolenia dotyczące PEM, które prowadzono m.in. dla pracowników samorządowych – trzeba je było realizować zdalnie.
Pasmo czeka na cyberbezpieczeństwo
Gdy toczyły się dyskusje o ich podniesieniu do poziomu europejskiego, normy pola elektromagnetycznego były jedną z głównych przeszkód w budowie sieci piątej generacji. Okazało się jednak, że łatwiej było pokonać opór społeczny w tej sprawie, niż doprowadzić do rozdysponowania między operatorami telekomunikacyjnymi podstawowych częstotliwości przeznaczonych na nową sieć – czyli tzw. pasmo C.
Aukcja została już wprawdzie raz ogłoszona – w ub.r., jeszcze przez poprzedniego prezesa UKE Marcina Cichego. Po wybuchu pandemii została jednak anulowana. Umożliwiły to przepisy dodane do antykryzysowej tarczy 3.0. Na ich podstawie dokonano też zmiany na stanowisku szefa UKE – został nim we wrześniu ub.r. Jacek Oko. Jednym z jego priorytetów było ponowne rozpoczęcie procedury rozdysponowania pasma C. Chociaż jednak branża liczyła na start nowej aukcji pod koniec ub.r., a potem na początku tego roku i wiosną – do dziś do tego nie doszło.
Przeszkodą jest brak nowych przepisów dotyczących bezpieczeństwa sieci, które znajdą się w nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (KSC). Jej projekt wciąż jeszcze nie został przez rząd przekazany do Sejmu.
Jak informuje nas min. Cieszyński (KPRM pilotuje sprawę ustawy KSC), temat aukcji ruszy po wakacjach. – Są jeszcze prowadzone pewne prace legislacyjne i analityczne – mówi Janusz Cieszyński. – Myślę, że jesienią będziemy szerzej informować o ich wynikach i w mojej ocenie to, co na tym polu uda nam się osiągnąć, będzie warunkowało, kiedy już z dużą pewnością powiemy, że rozpocznie się aukcja – dodaje. ©℗