Specjaliści od loterii i konkursów SMS-owych przerzucili interes do internetu, by zarobić na mobilnych usługach. Wśród nich działa sporo oszustów. Zagrożeni są zwłaszcza właściciele smartfonów, ściągający darmowe gry i aplikacje
Rynek drogich SMS-ów nadal rośnie, choć wolniej niż przed wprowadzeniem przepisów chroniących konsumentów korzystających z serwisów Premium Rate – wynika z danych zebranych przez firmę badawczą PMR. Najwięcej wydajemy na rozrywkę, ezoterykę i erotykę, trochę mniej na konkursy, quizy i akcje charytatywne.
Według raportu „Rynek usług dodanych i multimedialnych w Polsce. Prognozy rozwoju na lata 2014–2018” w ub.r. wartość usług o podwyższonej płatności wzrosła o 8 proc., osiągając poziom ok. 15 mld zł. – W kolejnych latach należy jednak oczekiwać niższego tempa wzrostu, gdyż do tej pory rynek zwiększał się o 11–13 proc. rocznie – prognozuje Paweł Olszynka, kierownik działu analiz rynku telekomunikacyjnego i IT w PMR. Dodaje, że w rekordowych latach dynamika wzrostu sięgała nawet 17 proc.
W połowie 2012 r. weszły w życie rygorystyczne zasady, które mocno ograniczyły działalność szczególnie tych podmiotów, które w nieuczciwy sposób nakłaniały do korzystania z ich usług. Firmy szybko znalazły jednak sposób na ich ominięcie. Skoro ograniczono im możliwość naciągania w sieci komórkowej, przeniosły biznes do internetu, do którego podłączone są smartfony.
Dalej więc obok uczciwie działających na rynku podmiotów jest wielu kanciarzy stosujących wymyślne triki, by wciągnąć użytkownika w pętlę wydatków. Aby nieświadomie uruchomić subskrypcję płatnych treści lub wysłać SMS kosztujący nawet powyżej 30 zł, wystarczy zainstalować na urządzeniu mobilnym darmową grę czy aplikację lub po prostu otworzyć e-maila. Resztę wykona za nas system smartfona.
Płatne SMS-y możemy też zacząć otrzymywać, jeśli w trakcie gry przypadkowo naciśniemy na dolną część ekranu, na której ukazują się reklamy. Nieprzypadkowo tam właśnie często umieszczane są przyciski służące do sterowania grą. O tym, że uruchomiliśmy kosztowną prenumeratę, dowiemy się pod koniec miesiąca, gdy spojrzymy na fakturę wystawioną przez naszego operatora komórkowego.
Przekonał się o tym Andrzej Biernacki z Warszawy, który już drugi miesiąc z rzędu otrzymuje drogie SMS-y, za które doliczono mu do faktury ponad 60 zł. – Przychodzą na telefon, z którego nie rozmawiam, a na którym jest internet. Złożyłem reklamację w Plusie. Kazano mi zapłacić, mówiąc, że dałem przyzwolenie na tego rodzaju wiadomości. Faktycznie zostały one przeze mnie otwarte, ale to było konieczne do ich usunięcia – tłumaczy Biernacki. Dodaje, że operator odmówił zablokowania przychodzących SMS-ów. – Zablokowali tylko wiadomości przychodzące z numerów, z których są one odpłatne. Nie poskutkowało. Teraz otrzymuję podobne płatne SMS-y z innych numerów. Jedyny plus jest taki, że mogę je usuwać, nie czytając – wyjaśnia.
Do Urzędu Komunikacji Elektronicznej w tym roku wpłynęło już 100 skarg w sprawie nieuczciwych serwisów Premium Rate, ale wiadomo, że to wierzchołek góry lodowej, bo tylko niewielki odsetek oszukanych wpada na pomysł, aby zwrócić się o pomoc do UKE.
Na co skarżą się właściciele smartfonów? – Obok „Owocowych bąbelków” były też „Diamenty”, ale jest jeszcze wiele innych tego typu gier – wyjaśnia Dawid Piekarz, rzecznik UKE. W wielu przypadkach użytkownicy sami są sobie winni, bo nie czytają regulaminów usług i opisów gier, z których jasno wynika, że co prawda zabawa na początku jest darmowa, ale potem trzeba za nią zapłacić. Piekarz dodaje, że prezes UKE nie ma kompetencji do podejmowania interwencji w sprawach dotyczących funkcjonowania serwisów internetowych i zasad działania gier, które wykorzystują krótkie wiadomości tekstowe SMS Premium.
Działalność oszustów na rynku usług dodanych i multimedialnych rujnuje opinię tym, którzy oferują je uczciwie. – W Polsce wysyła się rocznie ponad 52 mld wiadomości SMS. Na świecie ponad 8 bln za 133 mld dol. Jeśli przyjąć, że SMS-y Premium Rate, czyli te, które kosztują kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych, stanowią tylko niewielką ich część, to i tak walka toczy się o rynek wart miliony złotych – ocenia Tomasz Szymanowski z Platformy SerwerSMS.pl. Dodaje, że to powoduje pojawianie się na rynku nieuczciwych podmiotów, które oszukując klientów, psują wizerunek całej branży. Jego zdaniem są to głównie firmy zarejestrowane na Cyprze, aby w ten sposób uniknąć odpowiedzialności za nadużycia i łatwiej omijać polskie przepisy.
Jak wyrwać się z SMS-owej pętli
Usługi o podwyższonej opłacie, świadczone z wykorzystaniem wiadomości SMS, dzielą się na dwa rodzaje. W przypadku MO (Mobile Originated) zapłacimy nawet powyżej 30 zł za każdą wysłaną wiadomość. Ale taką kwotę w treści łatwo wyłapać.
Drugi model, MT (Mobile Terminated), działa sprytniej. Użytkownik najpierw wysyła – najczęściej darmowy – SMS, który uruchamia subskrypcję płatnych wiadomości. I wtedy zaczyna się lawina kosztów. Za każdą otrzymaną wiadomość pobierana jest opłata – aż do czasu, gdy zrezygnujemy pisemnie z subskrypcji. W ten sposób działają różnego rodzaju gry, loterie lub serwisy informacyjne.
Wysoka opłacalność świadczenia usług o podwyższonej płatności (w 2010 r. szacowana na 1,2 mld zł) spowodowała pojawienie się wielu nieuczciwych przedsiębiorców, którzy masowo wyłudzali pieniądze od nieświadomych osób.
Dlatego w połowie 2012 r. zaczęły obowiązywać przepisy, które ściśle określają obowiązki dostawców tych usług, sposób ich reklamowania czy informowania o warunkach uczestnictwa. Firma musi np. podać odpowiednio dużą czcionką i na wyraźnym tle cenę SMS-a. Powinna też uprzedzić klienta, że wysyłając darmową wiadomość, uruchamia subskrypcję płatnej treści lub usług. Użytkownik musi też wiedzieć, jak wstrzymać prenumeratę. Tylko że wciąż wiele osób rzadko wczytuje się w warunki, a potem słono za to płaci.
Trzeba pamiętać, że sieć komórkowa ma obowiązek na nasz wniosek zablokować połączenia wychodzące na numery o podwyższonej opłacie lub po osiągnięciu kwoty, którą wcześniej zgłosiliśmy operatorowi jako maksymalną przeznaczoną na takie opłaty. Obowiązują trzy progi: 35 zł, 100 zł i 200 zł.
Co ważne, reklamację w sprawie takiego konkursu czy loterii składamy do firmy organizującej lub oferującej usługę, a nie u operatora. Prezes UKE prowadzi jawny rejestr drogich numerów, dzięki któremu można zidentyfikować dostawcę. Ich wykaz jest dostępny na stronie urzędu.