Widmo odłączania internetu w całym państwie krąży po świecie. Znane są już setki przypadków selektywnego zmniejszania prędkości przesyłu danych, blokowania stron, mediów społecznościowych i komunikatorów. Wydarzenia ostatnich dni w Iranie pokazują, że możliwe jest również odłączenie dostępu do sieci na skalę całego kraju.
Na naszych oczach staje się to narzędziem kontroli społeczeństwa, a wyłączeń podobnych do tego, o którym zdecydowały władze w Teheranie, będzie więcej.
Irańczycy mieli już nieprzyjemność odczuć czasowe ograniczenia prędkości transmisji lub dostępu do sieci. To, co stało się w połowie miesiąca, jest jednak precedensem na skalę światową. Tłem były niepokoje związane ze wzrostem cen benzyny. Ograniczanie dostępu do sieci odczuto 15 listopada. Następnego dnia proces przyspieszył i w ciągu mniej niż doby prawie całe 80-mln społeczeństwo pozostało w trybie offline. Wyłączenie internetu umożliwiła świadomie budowana architektura sieci i nowe uprawnienia władz.
Dostęp dla uprzywilejowanych grup, takich jak urzędnicy, został utrzymany. Połączenie mogą mieć także uniwersytety czy systemy finansowe. Niektórzy znajdują zapewne sposoby na ominięcie blokady, choćby za pomocą łącz satelitarnych, których przepustowości nie utrzymałyby jednak ruchu całego kraju. Całkowite odcięcie dostępu do internetu na poziomie kraju jest bardzo trudne. W decyzji władz mniej jednak chodziło o to, czy pojedyncze osoby lub nawet małe grupy mogą obejść blokadę. Celem była możliwie powszechna izolacja społeczeństwa.
W Iranie przeprowadzenie takiej operacji jest proste. Dwóch operatorów telekomunikacyjnych kontroluje tam sieci komunikacji międzynarodowej. Poprzez regulacje znajdują się one pod wpływem władz, co nie dziwi, bo w pewnym sensie podobny stan rzeczy występuje w wielu innych krajach. W wyjątkowych sytuacjach brytyjski regulator telekomunikacyjny Ofcom także ma uprawnienia ingerencji w działania telekomów.
Podstawy prawne istnieją także w Polsce. Ustawa o prawie telekomunikacyjnym w „sytuacji wystąpienia szczególnego zagrożenia” umożliwia prezesowi UKE nakazanie operatorowi „ograniczenia niektórych usług telekomunikacyjnych” (art. 178 ust. 2). Nakaz można przekazać ustnie, wykonalność jest natychmiastowa, a ustawa nie przewiduje odwołania. Przewiduje za to możliwość „niezwłocznego blokowania połączeń telekomunikacyjnych lub przekazów informacji” (art. 180.1) np. w przypadku ryzyka dla porządku publicznego.
Na globalny internet składa się dziś ponad 65 tys. tzw. systemów autonomicznych. W tej dekadzie Iran rozbudowywał infrastrukturę telekomunikacyjną, przekraczając liczbę 450 takich aktywnych systemów (w Polsce jest ich ponad 2500). Na specyficzną konstrukcję sieci krajowej wpłynęły uwarunkowania regionalne, chociażby brak bezpośredniego połączenia z Arabią Saudyjską, oraz międzynarodowe sankcje nałożone na Iran w ostatnich latach. Konstrukcja ta umożliwia autonomiczne działanie sieci w przypadku odcięcia od światowego internetu, także z powodu blokady zewnętrznej.
Odcięcie od internetu byłoby odczuwalne dla gospodarki każdego kraju. Irańska będzie liczyć straty w setkach milionów dolarów. W przypadku Polski mogłyby one wynieść 150–300 mln zł. W Polsce nie budowano jednak architektury internetu tak, aby możliwe było jej łatwe i szybkie odcięcie. Dziś nie wydaje się, by w świecie liberalnych demokracji ktokolwiek odważył się na publiczne ogłoszenie prac strategicznych nad zwiększeniem kontroli internetu, umożliwiającej shutdown.
Na taki proces składa się jednak szereg nie zawsze łatwo dostrzegalnych kroków. To stopniowe uprawnienia ustawowe, decyzje, działania, wdrożenia, testy. Co najmniej kilka lat prac, które na pewnym etapie w warunkach liberalnej demokracji dałoby się zauważyć, łącząc pewne decyzje i realizacje techniczne. Liczy się suma drobnych elementów procesu. Od tego zaczynano w Chinach. W Rosji właśnie następuje przyspieszenie – legislacje umożliwiające odcięcie kraju od globalnej sieci już są gotowe, choć pierwsze testy techniczne zawiodły.
Wprowadzenie takich przepisów w Rosji uzasadniano koniecznością obrony przed cyberatakami z zagranicy. Odcięcie państwa od internetu w celu obrony przed wrogimi hakerami to oczywiście absurd. Taka metoda w praktyce niewiele by dała. Groźniej brzmi, gdy podobne pomysły (według mediów) powtarza jeden z szefów w Deutsche Telekom, wysuwając nawet propozycję osiągnięcia analogicznych możliwości filtrowania w UE.
Polska nigdy nie miała zdolności technicznych do odłączenia kraju od internetu. Teoretycznie w latach 1991–1995 władze mogłyby o tym myśleć, bo sieć miała wtedy w Polsce niewielki rozmiar i inne znaczenie społeczne. Mamy szczęście, że sieci w Polsce w warunkach spokoju ostatnich 30 lat rozwijano w sposób stosunkowo otwarty. Gdy jednak przypomnimy sobie wypowiedzi niektórych polityków, także światowych, narzekających na brak regulacji cyberprzestrzeni, musimy pamiętać o nowych trendach. Niestety polityka wyłączania internetu jest jedną z takich możliwości. Nie byłoby dziś niczym nadzwyczajnym oczekiwać od polityków jasnej deklaracji, czy w ciągu 10 lat zamierzają zwiększyć kontrolę nad internetem i co myślą o niejasnym art. 178 Prawa telekomunikacyjnego. Brak odpowiedzi powinien nas zastanowić.
Wyłączenie internetu umożliwiła świadomie budowana architektura sieci i uprawnienia władz