Unowocześnianie gospodarki – wykorzystanie sztucznej inteligencji, autonomicznych urządzeń, big data – jest często kojarzone z wdrożeniem sieci telekomunikacyjnej piątej generacji. Ma ona umożliwić błyskawiczne przesyłanie dużej ilości danych z opóźnieniem zredukowanym do niedostrzegalnych mikrosekund.
Margrethe Vestager jest jednak zdania, że nie wszystkie firmy potrzebują tej sieci. – Mamy wiele małych i średnich przedsiębiorstw w Europie, które mogą zacząć od 4G i potem przestawić się na 5G, kiedy zostanie wdrożona. Chcemy zachęcać do cyfryzacji opartej na 4G już teraz – mówi nam unijna komisarz.

Wkrótce zestaw narzędzi

Dodatkowym argumentem za cyfryzacją gospodarki bez oglądania się na 5G jest kłopot, jaki Unia Europejska ma z chińskim koncernem Huawei – producentem sprzętu telekomunikacyjnego i jednym z głównych dostawców urządzeń do budowy mobilnej sieci piątej generacji. Przez administrację Stanów Zjednoczonych firma jest postrzegana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. – Z powodu niepewności związanej z Huaweiem niektórzy mówią, że z cyfryzacją należy poczekać nawet nie do jutra, ale kilka lat. Tego byśmy nie chcieli – stwierdza Vestager.
Unia Europejska do tej pory nie zajęła jasnego stanowiska w sprawie roli Huaweia we wdrażaniu łączności piątej generacji na Starym Kontynencie.
Nie oznacza to jednak, że Bruksela nie widzi problemu. Kraje członkowskie zostały poproszone o przygotowanie swojej oceny ryzyka związanego z cyberbezpieczeństwem w sieciach 5G. Na podstawie tych dokumentów Komisja Europejska przygotowuje teraz narzędzia prawne, które pozwolą poszczególnym państwom na eliminowanie ryzyka. Poszczególne państwa same będą mogły podjąć decyzję, czy z nich skorzystać i np. zablokować wykonawcę niespełniającego unijnych reguł. Zestaw narzędzi ma być gotowy do końca grudnia tego roku. Natomiast do października 2020 r. państwa członkowskie w porozumieniu z KE podejmą decyzje, czy te środki są wystarczająco skuteczne, czy też powinno się przygotować kolejne.

Uwaga na dotowane firmy

Nie chodzi jedynie o sieci mobilne. Kraje członkowskie mają być zobligowane do monitorowania wszystkich inwestycji w infrastrukturę strategiczną realizowanych przez państwowe przedsiębiorstwa z krajów trzecich. Pod lupę zostaną wzięte w szczególności te firmy, które otrzymują dotacje państwowe.
– To nic nowego, podobne narzędzia mają już Stany Zjednoczone i Chiny. Stosują to też niektóre kraje członkowskie, od października będą musiały to robić wszystkie państwa w UE – mówi źródło zbliżone do UE.
Przykładem takiej inwestycji jest Most Pelješki realizowany w Chorwacji, który skróci czas przejazdu do Albanii i Grecji o trzy godziny. – Wszyscy myślą, że to jest inwestycja chińsko-chorwacka, tymczasem to jest w 80 proc. realizowane z pieniędzy europejskich podatników. Przetarg wygrała chińska spółka, która była o 40 proc. tańsza od europejskich. Dlaczego? Bo otrzymała subsydia, których europejskie firmy dostawać nie mogą – wskazuje nasze źródło.
Jak mówi pytana przez DGP unijna komisarz Margrethe Vestager, Unia Europejska pracuje nad rozwiązaniami w kwestii bezpieczeństwa, ale to nie oznacza, że europejski biznes również musi czekać.
– Widzimy, że Europa ma swoich dostawców i technologie. Jedyny problem polega na tym, że w pewnych przypadkach są one nieco droższe od Huaweia – podkreśla Dunka, która w nowej kadencji KE jako wiceprzewodnicząca będzie odpowiedzialna za gospodarkę cyfrową. Europejscy dostawcy budują dzisiaj sieć w czterech stanach USA po konkurencyjnych cenach.
Za oceanem sieć 5G działa na falach wysokich – które w Polsce będą stosowane jedynie dla pokrycia małych obszarów w ostatnim etapie wprowadzania tej technologii. Na europejskie podejście do tej sieci duży wpływ ma też to, że powstaje ona na obecnej sieci 4G, co wymusza wybór tych samych dostawców sprzętu. Współpraca urządzeń od różnych producentów w wielu przypadkach jest niemożliwa.
W Polsce ok. 60 proc. anten sieci 4G pochodzi od Huaweia. Chiński dostawca współpracuje przede wszystkim z Playem, Orange i T-Mobile, najmniej jego urządzeń jest w sieci Plusa. Tworzenie na tej bazie sieci piątej generacji ze sprzętu firmy europejskiej – obecnie w grę wchodzi Ericsson lub Nokia – wymagałoby najpierw wymiany istniejącej infrastruktury 4G. Dla operatorów telekomunikacyjnych oznaczałoby to spore dodatkowe wydatki.
– Na świecie jest tylko trzech-czterech liczących się dostawców urządzeń do budowy sieci 5G. Wykluczenie jednego z nich spowoduje wzrost cen, co niekorzystnie odbije się na procesie wdrażania nowej technologii – mówił prezes Orange Jean-François Fallacher, prezentując wyniki spółki za pierwsze półrocze br. Nie jest w tym poglądzie odosobniony, choć wszystkie telekomy zapewniają, że w procesie wyboru dostawców sprzętu dla 5G zastosują się do decyzji rządu.