Siedem lat temu została ograniczona do dwóch liczba kadencji, przez które wójt, burmistrz czy prezydent miasta mogą sprawować swoje mandaty. Odmierzanie tego limitu rozpoczęło się od kadencji ruszającej w 2018 r., która trwała wyjątkowo ponad pięć lat z uwagi na zagrożenie nałożenia się z innymi wyborami. W efekcie wójtowie, którzy uzyskali reelekcję wiosną 2024 r., nie będą mogli się ubiegać ponownie o swój urząd w wyborach zaplanowanych na 2029 r. Autorzy projektu (obecna opozycja) pomysł uzasadniali tym, że samorządowi włodarze często piastowali funkcje przez kilkanaście lat. Ustawa miała też rozbijać ewentualne powiązania korupcjogenne i lokalne grupy interesów.

Dwukadencyjność w samorządach zostanie

Już w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej ekipa rządząca zapewniała, że po wygranej ich kandydata dwukadencyjność zostanie zniesiona. Za postulatem opowiadał się m.in. Jacek Karnowski, wieloletni prezydent Sopotu.

- Raczej na taki ruch nie ma co liczyć - wątpi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt katedry prawa samorządowego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Dwukadencyjność wprowadzał PiS, a sympatyzujący z nim prezydent elekt nie podpisze ustawy kasującej.

Według eksperta, prezydenci dużych miast - niemal wszyscy związani z Koalicją Obywatelską - będą musieli się pogodzić z tym, że trwa ich ostatnia kadencja na tych stanowiskach.

- Przepis o dwukadencyjności dla samorządowców jest niekonstytucyjny, bo ustawa zasadnicza nie zawiera takiego ograniczenia – podkreśla Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i współautor reformy samorządowej. - W akcie prawnym niższej rangi, jakim jest pragmatyka samorządowa, nie powinno się przemycać takiego ograniczenia.

Prawnik przekonuje, że utrzymanie dwukadencyjności odbędzie się ze szkodą dla wielu miast i mniejszych miejscowości, które rozwijają się dzięki dobremu zarządzaniu aktualnych włodarzy. – Jednak nawet jeśli większość parlamentarna przeforsuje anulowanie dwukadencyjności, to prezydent elekt, popierany przez PiS, najprawdopodobniej zawetuje taki ruch – dodaje.

Decentralizacja będzie trudniejsza po wyborze Karola Nawrockiego

Ale prezydentura Nawrockiego zwiastuje też inne zawirowania. Od kilku miesięcy MSWiA rozmawia z lokalnymi włodarzami o przywróceniu samorządom przynajmniej części kompetencji, które zostały przeniesione na władze centralne przez poprzednią ekipę. Jednak samorządowcy nie są zadowoleni z tempa prac nad tą tzw. ustawą kompetencyjną. Ma ona m.in. oddać województwom uprawnienia do zarządzania wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska i gospodarki wodnej, powrócić do ustalania taryf za wodę przez gminy, zmienić zasady naliczania opłat za odpady czy uelastycznić nadzór kuratorów nad kształtowaniem sieci szkół (pisaliśmy o tym: „Samorządy już wiedzą, które kompetencje chce im oddać MSWiA”, DGP nr 49/2025).

Rozmowy są trudne, bo część resortów nie jest zainteresowana przekazywaniem uprawnień samorządom. Padały argumenty, że klimat dla prac nad decentralizacją stanie się lepszy, kiedy prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski. Zwycięstwo przedstawiciela prawicy pod znakiem zapytania stawia odwrócenie reform PiS.

Jedną z kluczowych kwestii dla samorządów jest odebranie Państwowemu Gospodarstwu Wodnemu Wody Polskie – powołanemu przez Zjednoczoną Prawicę – kompetencji do zatwierdzania taryf za wodę i ścieki. Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nawet własny projekt, w którym częściowo realizuje postulaty lokalnych włodarzy, pozostawiając jednak Wody Polskie w roli bezpiecznika przed zbyt wysokimi podwyżkami. Porażka w wyborach kandydata koalicyjnej większości może zablokować te zmiany.

– Łatwiej jest dyskutować z kimś, kto pochodzi ze środowiska samorządowego i je zna. Jednak liczymy, że głowa państwa nie będzie się kierować wyłącznie własnymi przekonaniami, ale przyjmie argumenty i nie będzie blokować rozwiązań, które budują rozwój społeczno-gospodarczy – komentuje Marek Wójcik, ekspert ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich.

Dodaje, że jeśli chodzi o ustalanie cen wody, to zmiany są niezbędne, bo w wielu miejscach kraju infrastruktura wymaga kosztownych inwestycji. – Już dziś gminy mają problem z dostępem do źródła wody, a to też jest kluczowy element bezpieczeństwa – podkreśla reprezentant ZMP.

Składka zdrowotna nie do obniżenia

Ze zwycięstwa kandydata cieszącego się poparciem PiS zapewne nie są zadowoleni ci przedsiębiorcy, którym koalicja obiecała zmniejszenie składki zdrowotnej. Uchwaloną już nowelizację ustawy zdrowotnej, mającą obniżyć od 2026 r. minimalną podstawę wymiaru składki zdrowotnej dla 2,5 miliona najmniejszych firm, zawetował 6 maja 2025 r. prezydent Andrzej Duda.

Według niego, jest nie do przyjęcia fakt, że na etapie prac rządowych ustawa nie została skonsultowana z Radą Dialogu Społecznego. Prezydent zarzucił jej ponadto, że „najbogatsi będą płacili mniejsze składki na ochronę zdrowia i ta ochrona będzie ograniczana, chociaż płacili będą na nią ci najubożsi”. Premier Donald Tusk obiecał wówczas, że niezwłocznie po wyborach prezydenckich skieruje do Sejmu nowy projekt redukujący składki zdrowotne dla biznesu. Jednak teraz wiadomo, że obietnice nie zostaną spełnione. Karol Nawrocki, prezydent elekt, jeszcze podczas kampanii przedwyborczej wielokrotnie podkreślał, że nie podpisze takiej ustawy. A na odrzucenie weta głowy państwa ekipa rządząca ma raczej nikłe szanse (patrz obok: komentarz prof. Huberta Izdebskiego).

- Przedsiębiorcy muszą się liczyć ze znacznym wzrostem najmniejszej składki zdrowotnej w przyszłym roku z obecnych 315 zł do 452 zł – informuje Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy InFaktu. – Ustawa przewidująca obniżenie minimalnej podstawy wymiaru składki do 75 proc. płacy minimalnej ma bowiem charakter epizodyczny i obowiązuje tylko w 2025 r. – uzasadnia.

Związki partnerskie nie przejdą po wyborach prezydenckich

Szans na podpisanie przez prezydenta elekta nie ma też procedowany przez rząd projekt ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich, znajdujący się na etapie Komitetu Stałego Rady Ministrów. Zgodnie z nim osoby pozostające w związkach partnerskich tej samej, jak i różnej płci, miałyby zyskać m.in. prawo do przyjęcia wspólnego nazwiska, łącznego rozliczenia podatkowego, do informacji medycznej o partnerze czy do dziedziczenia. Związek miał być rejestrowany w urzędzie stanu cywilnego.

Podczas debaty przed wyborami prezydenckimi Karol Nawrocki zadeklarował, że „jest zwolennikiem statusu osoby najbliższej i gotów jest rozmawiać w tym zakresie ze wszystkimi środowiskami politycznymi”. Jednocześnie podkreślił, że „małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety”, dodając, że nie wyobraża sobie małżeństwa osób tej samej płci. „Małżeństwo to wyjątkowy akt, nie tylko cywilny, ale i duchowy, chroniony przez polską Konstytucję” – zaznaczył.

Język śląski bez autonomii

Pod koniec maja 2024 r. prezydent Andrzej Duda zawetował nowelizację, która miała oficjalnie uznać język śląski – obok kaszubskiego – za drugi język regionalny w Polsce. Powołał się przy tym na opinie językoznawców, według których dialekt śląski stanowi część języka polskiego. Gdyby do weta nie doszło, możliwe stałoby się m.in. wprowadzenie do szkół dobrowolnych zajęć z języka śląskiego, montowanie dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości tam, gdzie używanie śląskiego deklaruje co najmniej 20 proc. mieszkańców, a także przyznanie środków publicznych na działalność kulturalną i edukacyjną związaną z zachowaniem języka.

Dziś, nawet gdyby ekipa rządząca znowu wystąpiła z taką propozycją legislacyjną, nie ma szans na jej powodzenie. Prezydent elekt Karol Nawrocki podczas kampanii wyborczej deklarował bowiem przywiązanie do „ochrony tożsamości narodowej”.

Nie można wykluczyć, że w Sejmie znajdzie się większość dla obalania weta

Prof. Hubert Izdebski z Wydziału Prawa na Uniwersytecie SWPS:

Wynik ostatnich wyborów głowy państwa oznacza, że koalicyjna władza wykonawcza nadal będzie stopowana przez prezydenta związanego z PiS. Ci, którym wydaje się, że dzisiejszym decydentom słabo idzie stanowienie prawa, mogą niebawem dostrzec jeszcze większe spowolnienie. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by antagonistyczne partie w trosce o państwo odsunęły na bok partykularne interesy i współdziałały przy uchwalaniu choćby najważniejszych ustaw. Prezydent ma wprawdzie niewielkie kompetencje, ale wystarczające do skutecznego utrudniania działalności rządzącym, do sprawienia, że nawet w oczach swojego elektoratu zaczną uchodzić za nieproduktywnych.

Nowy prezydent, zapewne jeszcze częściej niż urzędujący, będzie wetował ustawy, co zresztą zapowiadał w kampanii. Po ten instrument ma on prawo sięgać w zasadzie kiedy chce i nie musi się specjalnie z tego tłumaczyć. Inaczej jest z przekazaniem ustawy w trybie prewencyjnym lub następczym do Trybunału Konstytucyjnego, bo taki ruch musi solidnie uzasadnić, wskazując problem konstytucyjny.

Nigdzie nie jest jednak powiedziane, że koalicji w obecnej kadencji Sejmu nie uda się osiągnąć większości parlamentarnej w celu przegłosowania prezydenckiego weta, mimo że nie dysponuje ona wymaganą większością 3/5 głosów. Nie można wykluczyć poparcia dla odrzucenia weta w konkretnych materiach przez Konfederację. Mimo podobieństw programowych, wydaje się, że formacja ta nie jest oczywistym przyjacielem PiS, a wręcz jej taktyka i strategia może opierać się na odróżnianiu od niego. Czy tak będzie, zobaczymy.