Samorządowcy liczyli, że w projekcie nowej ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego znajdą się również korzystne rozwiązania dla oświaty. Eksperci i sami zainteresowani są zasadniczo rozczarowani propozycjami rządu, które w dużej mierze sprowadzają się do likwidacji subwencji i zastąpienia jej potrzebami oświatowymi. Nowością jednak jest wskaźnik, który ma premiować te szkoły, które mają więcej oddziałów. Projekt ustawy ani też uzasadnienie nie precyzują, jakiej wysokości byłyby to premie.
Zdaniem ekspertów w dobie niżu demograficznego dążenie do tworzenia małych klas powinno być zasadą w każdym samorządzie. Na razie nikt o tym nie myśli, a tendencje są często odwrotne.
Nowość w finansach oświaty
W małych gminach klasy od kilku do kilkunastu uczniów są niemal normą. W dużych miastach często mamy do czynienia z tłokiem i pracą na dwie zmiany. Dodatkowo brakuje nauczycieli. W efekcie ci, którzy są, biorą godziny ponadwymiarowe lub pracują na dodatkowym etacie. Premiowanie za małe oddziały chciała wprowadzić ówczesna minister edukacji narodowej Anna Zalewska (PiS). Ostatecznie na takie rozwiązanie nie zgodziła się część samorządowców. Jak się teraz okazuje, propozycja powraca w nieco innym kształcie.
– Projekt ustawy autorstwa Ministerstwa Finansów wskazuje dwa obszary oświatowe w ramach potrzeb wyrównawczych (to dodatkowe pieniądze dla samorządów). Pierwszym z nich jest obszar wychowania przedszkolnego. Tam jednym ze wskaźników jest liczba dzieci w przedszkolach. Drugim jest obszar szkół. Determinanta została tam określona jako liczba oddziałów. Zatem to liczba oddziałów klasowych, a nie liczba uczniów będzie wpływała na wyliczenie potrzeb wyrównawczych. Jest to zdecydowana nowość w myśleniu o finansowaniu samorządów – wyjaśnia Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN. – Premiuje to te samorządy, które mają więcej oddziałów klasowych. W szczególności przy równej liczbie uczniów w szkołach lepszą sytuację od strony naliczenia potrzeb wyrównawczych będzie miał ten samorząd, który ma mniejsze oddziały. Z jednej strony jest to rozwiązanie postulowane przez część samorządów, szczególnie wiejskich z małymi szkołami, a co za tym idzie – również z małymi oddziałami. Z drugiej strony na takim rozwiązaniu tracą te samorządy, które mają finansowo zoptymalizowaną sieć szkolną – wyjaśnia.
Ekspert zaznacza, że uzasadnienie do ustawy nie zawiera jednak szczegółowych wyliczeń wpływu dodatkowego oddziału w szkole na wysokość potrzeb wyrównawczych. Uważa, że takie rozwiązanie będzie na plus dla samorządów, ale nie pokryje wszystkich kosztów utworzenia dodatkowego oddziału. Ciągle to liczba uczniów i ich cechy będą wpływać na poziom dochodów związanych z zadaniami oświatowymi.
Co do zasady oddziały przedszkolne mogą liczyć 25 dzieci, ale w kolejnym roku szkolnym mogą być zwiększone do 29, jeśli w grupie będą maluchy z Ukrainy. Ponadto przedszkola (zwłaszcza te znajdujących się w śródmieściu) zaczynają świecić pustkami. Nawet jeśli nie zostanie utworzony oddział trzylatków, dyrekcja nie zdecyduje się na zmniejszenie pozostałych grup. Niemal każde miasto jeszcze dysponuje wolnymi miejscami.
Oddziały puchną
Podobna sytuacja jest w klasach I–III szkół podstawowych. Wprowadzono tam limit 25 uczniów na oddział. Takie rozwiązanie miało zachęcić rodziców sześciolatków do wysyłania dzieci do pierwszej klasy. Reforma została odkręcona, ale limit pozostał. Tam, również ze względu na przyjęcie dzieci z Ukrainy, próg może być zwiększony do 29 uczniów.
Sytuacja nie zmienia się też w szkołach ponadpodstawowych, które w ostatnich dwóch latach musiały pomieścić po półtora rocznika, a w tym roku szkolnym jest to zaledwie pół rocznika. Dyrektorzy szkół, a przede wszystkim organy prowadzące, nie zdecydowali się na utworzenie np. większej liczby oddziałów, ale mniej liczebnych, np. po 20 uczniów.
– Otrzymujemy sygnały, że mimo znacznie mniejszej liczby uczniów w szkołach ponadpodstawowych klasy są przepełnione, a liczba uczniów w oddziale ku naszemu zaskoczeniu często jest większa niż w poprzednich latach. Nie ulega jednak wątpliwości, że zwłaszcza przy niżu demograficznym przy naliczaniu pieniędzy na oświatę należy uwzględniać przede wszystkim liczbę oddziałów, a nie tylko uczniów. To jest bardzo dobry kierunek – mówi Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Trzeba zadbać o nauczycieli, skoro mimo podwyżek na koniec roku szkolnego nadal brakowało ok. 17 tys. osób do obsadzenia etatów. Trzeba zapewnić nauczycielom kolejne przyzwoite środki i wprowadzić zachęty dla młodych. Zdecydowanie lepszy komfort pracy jest w małych oddziałach, co przekłada się na jakość kształcenia – dodaje.
Konieczne dodatkowe zmiany
Dyrektorzy szkół przyznają, że mechanizm premiowania większej liczby oddziałów przy określonej liczbie uczniów jest dobrym kierunkiem, ale konieczne są też inne rozwiązania systemowe.
– Idealnie byłoby, gdyby liczba uczniów na klasę wynosiła 26–28, a mamy ich po 30 dzieci. Z kolei 24-osobowe klasy nie są opłacalne i nawet nie ma możliwości podzielenia ich na grupy, np. dwie mniejsze językowe. Te limity przy podziale na grupy również musiałyby się zmniejszyć – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej.
– O ile w liceach uczniowie co do zasady chcą się uczyć nawet w większych oddziałach, to w innego typu szkołach, jak np. podstawówkach, te oddziały powinny być znacznie mniejsze – zauważa Anna Sala.
Za mniejszymi oddziałami opowiadają się również psychologowie.
– Póki co pieniędzy brakuje w systemie i raczej wszystko idzie w kierunku zwiększania liczebności oddziałów. Duża liczba dzieci powoduje, że one giną w systemie – nauczyciel w czasie lekcji nie może zauważyć potrzeb każdego dziecka i efektywnie nauczać. To nie służy dzieciakom – mówi Ewa Tatarczak, psycholog, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”. – Jeśli samorządom nie będzie się opłacało tworzyć dużych klas, to wtedy takie premiowanie będzie miało sens. Zaproponowany kierunek będzie prowadził do utrzymania małych wiejskich szkół, które pierwotnie chciano częściowo zlikwidować i ograniczyć do klas I–III szkół podstawowych – dodaje. ©℗