Samorządy liczą, że do momentu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii zdążą wydać większość funduszy z bieżącej perspektywy. Rozwód z Wielką Brytanią uderzy po kieszeni polskie regiony. Pierwsze schody czekają nas już w przyszłym roku, zaś najgorsze – po roku 2020. Brexit oznacza potężny cios dla unijnego budżetu, którego Polska jest największym beneficjentem.
Zjednoczone Królestwo w 2015 r. było jednym z czterech krajów, którego składka członkowska przekraczała 10 proc. całego unijnego budżetu. Są obawy, czy tak duży uszczerbek nie skłoni brukselskich urzędników do przycięcia środków przyznanych naszej części Europy.
Takie obawy mają polskie samorządy. W końcu z 82,5 mld euro, jakie nasz kraj otrzymał na lata 2014––2020 (z opcją ich wydania do 2023 r.), mają rozdysponować ok. 40 proc. tej kwoty w ramach regionalnych programów operacyjnych. – Jeśli nie nastąpi otrzeźwienie, pojawią się decyzje o rozstaniu z Unią w kolejnych krajach, a będą to te państwa, które są płatnikami netto – obawia się marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz. Pierwsze problemy pojawią się już w przyszłym roku, na który zaplanowano przegląd wieloletnich ram finansowych UE.
– Parlament Europejski będzie zmierzał do takich zmian w budżecie, by poprawić efektywność i skuteczność wydatkowych środków. Jeżeli nałożymy na to konsekwencje Brexitu, może się okazać, że największą ofiarą tych zmian okaże się polityka spójności. Będzie dotyczyło w dużej mierze Polski jako jej największego beneficjenta. Jest to oczywiście skrajny scenariusz, ale nie jest on nieprawdopodobny. Jeżeli się ziści, musimy być gotowi na wyraźne obniżenie środków dostępnych w Regionalnych Programach Operacyjnych. Rośnie więc presja na ich sensowne i względnie sprawne zagospodarowanie na poziomie kraju i regionów – tłumaczy Sławomir Lewandowski z biura prasowego urzędu marszałkowskiego województwa pomorskiego.
Mniej pesymistyczna jest Danuta Kamińska, skarbniczka Katowic. – Mam nadzieję, że jest szansa, iż do 2020 r. jakoś jeszcze dobrniemy na tych samych zasadach. Potem Polskę i tak czeka dużo niższe wsparcie ze strony UE, co było jasne jeszcze przed decyzją Brytyjczyków – mówi. To prawda. Po 2020 r. prawdopodobnie cztery regiony (oprócz Mazowsza także Wielkopolska, Śląsk i Dolny Śląsk), z uwagi na przekroczenie pułapu 75 proc. średniego PKB na mieszkańca w UE, nie będą się kwalifikowały do zwiększonego wsparcia. Już samo to oznacza mniejszą alokację dla Polski. Ale Brexit może wzmocnić ten negatywny efekt.
I właśnie to najbardziej niepokoi marszałka Mazowsza Adama Struzika. – Największy problem będzie dotyczył perspektywy finansowej 2020–2027. Na pewno dojdzie do przewartościowania tego, komu i w jakim zakresie trzeba pomagać finansowo. Już teraz obserwowaliśmy dyskusje wśród płatników netto, aby oni też mogli korzystać z polityki spójności. Można się spodziewać nasilenia tendencji, by wszystkie regiony były objęte tego rodzaju wsparciem – przewiduje marszałek Adam Struzik.
Ponieważ realne konsekwencje dotkną nas najprawdopodobniej za kilka lat, na ten moment żadnych zmian w wydatkowaniu funduszy europejskich nie planuje m.in. woj. lubelskie. – Brexit to z pewnością potężny cios, jeśli chodzi o konstruowanie unijnego budżetu. Co do naszych planów, to mamy decyzję KE o wysokości przyznanych środków, wszystkie nasze działania podejmujemy zgodnie z zaakceptowanym przez Komisję harmonogramem i przyjętymi przez nas zobowiązaniami. Dotychczas nie było konieczności konstruowania planu awaryjnego – mówi marszałek Sławomir Sosnowski.
O ile mogą zmaleć unijne fundusze dla Polski? Dziś nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. – Nie wiemy, w którym momencie Wielka Brytania przestanie płacić składkę. Nie wiemy też, czy – gdy to się stanie – władze UE pójdą w stronę przycięcia pieniędzy na wsparcie krajów takich jak Polska, czy zdecydują się wypełnić wyrwę w unijnym budżecie i nałożą wyższe składki na pozostałe kraje członkowskie – zastanawia się Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
Uspokaja też wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński, odpowiedzialny w resorcie Mateusza Morawieckiego za fundusze europejskie. – Nikt na razie nie mówi o żadnych ograniczeniach dotyczących pieniędzy. Negocjacje dotyczące wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii zapewne szybko się nie zakończą – przekonuje. Zdaniem wiceministra Londyn będzie się skłaniał ku wariantowi zacieśnionej współpracy np. w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego. A to oznacza, że jakieś wpłaty pozostaną (np. Norwegia wpłaca 85 proc. kwoty, jaką wpłacałaby, będąc formalnie członkiem UE).
Pytanie jednak, czy liczenie na przeciągające się procedury to najlepsza taktyka. Już w kilka godzin po ogłoszeniu wyników referendum przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, premier sprawującej unijne przewodnictwo Holandii Mark Rutte oraz przewodniczący KE Jean-Claude Juncker dali do zrozumienia, że chcą jak najszybszego rozwodu z Koroną Brytyjską.

Polecany produkt: Ustawa o pracownikach samorządowych >>>

Kto wpłacił najwięcej do unijnego budżetu w 2015 r. / Dziennik Gazeta Prawna