Plan zakłada, że za trzy lata połowa Polaków załatwi większość spraw urzędowych przez internet. Pytanie, czy plan nie jest wirtualny.
/>
/>
Ministrowie zdrowia, rozwoju i cyfryzacji przedstawili wczoraj założenia kompleksowej digitalizacji sfery publicznej. Program pod hasłem „Od papierowej do cyfrowej Polski” do końca dekady ma zrewolucjonizować relacje obywateli z urzędami. Rząd ma równie śmiałe plany, co poprzednicy. PO i PSL także zapowiadały, że stworzą państwo 2.0 z powszechnym dostępem do administracji za pomocą internetu. I niewiele z tego wyszło.
Kolejne podejście do cyfryzacji w wielkim skrócie wygląda tak: za rok ma się pojawić pierwsze 50 usług elektronicznych, a w ciągu 3–5 lat połowa obywateli aż 80 proc. spraw urzędowych będzie załatwiać przez internet. Z kolei udział pieniądza gotówkowego w gospodarce spadnie w ciągu 5 lat z 21,5 do 15 proc. Żeby mogło się to ziścić, potrzebny jest jednak nowoczesny system identyfikacji obywateli, oparty nie tylko na e-dowodach osobistych, lecz także nowej koncepcji cyfrowej tożsamości. A tę będzie można potwierdzić tak za pomocą dowodu z warstwą elektroniczną, jak i specjalnej aplikacji w smartfonie.
I tu niespodzianka: rząd chce, by to nowe, smartfonowe rozwiązanie zadziałało już w przyszłym roku. I zapowiada, że na koniec 2017 r. liczba jego użytkowników będzie sięgać 10 mln, czyli 2/3 aktywnych klientów bankowości internetowej. – Ambitne założenie, ale bardzo trudne w realizacji, bo sam proces zamówienia i wykonania takiej usługi zajmie co najmniej rok – studzi zapał jeden z ekspertów ds. cyfryzacji, współpracujący z poprzednim rządem. – Sami widzieliśmy, jak trudno lawirować między graczami rynkowymi. Najlepszym przykładem była epopeja z przetargiem na dowód biometryczny – przypomina.
Ministrowie zapewniają jednak, że wyciągnęli wnioski z porażek poprzedników. I mają na nie trzy główne recepty. Pierwsza to silna koordynacja projektów budowy e-administracji. – Rząd jest zdeterminowany, żeby scentralizować zarządzanie projektami informatycznymi, które do tej pory było rozproszone. Praktycznie każdy urząd powoływał jakąś spółkę albo pełnomocnika, dlatego projekty były realizowane bez spójnej wizji i standardów – mówiła wczoraj minister cyfryzacji Anna Streżyńska. To właśnie jej resort ma zostać głównym informatykiem kraju. Za cały projekt będzie odpowiadać komitet sterujący, w którego skład obok Streżyńskiej wejdzie jej doradca Krzysztof Szubert z Business Centre Club oraz wiceminister cyfryzacji Tomasz Kościński. Funkcje wykonawcze mają zaś pełnić specjalnie powołani program menedżer i koordynator liderów strumieni.
Nowy projekt nazywa strumieniami konkretne elementy funkcjonowania państwa, które mają być zcyfryzowane. Na razie wyodrębniono ich dziewięć – od cyfrowych usług publicznych przez e-ID, a na eDaninach kończąc.
– Cyfryzacja to proces, który przenika nie tylko administrację, ale także gospodarkę. Do tej pory to były wyspy, które działały, jak chciały. Tworzyły projekty często nakładające się na siebie, nieefektywne finansowo. Centralizacja tych zadań doprowadzi do ich realizacji szybko, spójnie i w sposób tani dla budżetu. Bez marnowania szans, jakie daje ostatnia tak duża perspektywa finansowa z UE – tłumaczyła Streżyńska i zapewniała, że konkretne projekty mają być zatwierdzane już w najbliższych miesiącach.
Ze względu na negatywne doświadczenia z przeszłości nowe projekty informatyczne nie będą zbyt rozbudowane. W przeciwieństwie do powstającego już systemu informatyzacji ochrony zdrowia, opartego na platformie P1, której wciąż nie ma. Dopiero przed kilkoma dniami podpisano umowę z operatorem na jej ukończenie. – Ten projekt był przeszacowany, ale nie tyle w sensie finansowym, ile pod względem wielkości i stopnia skomplikowania. Nasze rozwiązanie ma być zdecydowanie prostsze – tłumaczył minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
Receptą na sukces informatyzacji ma być także współdziałanie ze sferą prywatną. Jak mówi wiceminister rozwoju Tadeusz Kościński, różne strumienie informatyzacji będą miały dwóch prowadzących – jednego wywodzącego się z administracji i drugiego z biznesu. Jak już opisywaliśmy w DGP, w pracy tych zespołów biorą udział liczni przedstawiciele banków i firm finansowych, m.in. Miłosz Brakoniecki z BZ WBK, Zbigniew Derdziuk z mBanku czy Bartosz Ciołkowski z MasterCard.
OPINIE
Za łożenia programu brzmią naprawdę świetnie. Istotne jest jednak, kto i jak je będzie realizował. Po pierwsze prace zespołów, które koordynują strumienie programu, powinny być przejrzyste, a zasady udziału w nich – jasno określone. Druga kwestia: dobrze, że w tak wielki program włączają się komercyjne banki czy telekomy, ale to jednak program rządowy. Dlatego dziwi brak MSWiA czy MON, mimo że poruszane są sprawy e-dowodu osobistego i cyberbezpieczeńswa. Trzeci problem to brak jasnego sygnału, że to polskie firmy prywatne i państwowe, jak PWPW, powinny brać udział w budowie nowych cyfrowych usług, polskiej karty płatniczej czy e-dowodu. Takie są założenia planu Morawieckiego. Brak takiego wskazania może spowodować, że realizacja programu trafi do większości zagranicznych w banków i telekomów.
Prezentacja miała dwa ważne elementy: konkretne daty wprowadzenia rozwiązań i ludzi przypisanych do poszczególnych projektów. Zabrakło jednak trzeciego elementu: podania kosztów zaplanowanych działań. Widać natomiast zmianę sposobu myślenia, dotyczącą tego, jak ma być wdrożona cyfryzacja. Po raz pierwszy mamy do czynienia z prawdziwą współpracą z biznesem, na zasadzie realnego partnerstwa, w którym to sektor prywatny będzie brał odpowiedzialność za dalsze funkcjonowanie wdrożonych rozwiązań. To słuszny kierunek. Od lat działają tak Amerykanie, a ostatnio kraje europejskie, jak Niemcy czy Estonia. Obawiam się jednak, że w formule obecnego prawa zamówień publicznych takie podejście będzie trudne do zastosowania. Należałoby się zastanowić, czy nie potrzeba specjalnej ustawy czy spółki, jak w przypadku inwestycji na Euro 2012.