Rozmawiamy z Olgierdem Geblewiczem, marszałkiem województwa zachodniopomorskiego, i Arturem Czepczyńskim, przedsiębiorcą i społecznikiem.

Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego / Materiały prasowe

Olgierd Geblewicz: Poznałem prezesa Artura Czepczyńskiego jako przedsiębiorcę, który odnosi liczne sukcesy w biznesie, a zarazem bardzo serio traktuje społeczną odpowiedzialność biznesu.

Co to znaczy – serio?

OG: Nie tylko o tym mówi, ale konkretnie działa, robiąc dobre rzeczy za pośrednictwem ufundowanej przez siebie fundacji rodziny Czepczyńskich. To jest wciąż, niestety, podejście nietypowe, a – jak pokazuje przykład pana prezesa – niezwykle ważne i cenne dla nas wszystkich.

Dlaczego ważne i cenne?

OG: Przedsiębiorca, który mógłby się, jak większość, skupić wyłącznie na swoich biznesach, dostrzegł istotną lukę w naszym systemie edukacji. Faktycznie szkoła powszechna nie uczy w sposób systematyczny i zorganizowany zarówno podstaw wiedzy o ekonomii, jak i czegoś, co nazywamy empatią. A przecież kompetencje w obu tych obszarach winny stanowić kluczowy składnik kapitału społecznego. To, że w życiu społecznym, a zwłaszcza w publicznym, brakuje nam wzajemnego szacunku i zaufania, jest w ogromnej mierze skutkiem deficytu takiej wiedzy. Ważne jest więc, by tych podstaw uczyć od najmłodszych lat, bo jeśli przesiąkniemy nimi, niczym skorupka, będąc dziećmi, to jest duża szansa, że będziemy się nimi kierowali także w dorosłym życiu.

Zapytam trochę przewrotnie, a trochę pragmatycznie: a co z tego będzie miał polski biznes?

OG: Nie muszę chyba tłumaczyć, że posiadanie przez Polki i Polaków takich kompetencji leży w naszym wspólnym interesie. Kapitał społeczny, w tym cały zestaw tzw. kompetencji miękkich, do których zalicza się także empatię, odgrywa coraz większą rolę we współczesnym świecie, w tym także – w nowoczesnej gospodarce. Znajomość podstaw ekonomii i podstaw empatii jest nie tylko przydatna, ale i ważna w każdej firmie. Moim zdaniem, wszyscy powinniśmy ze sobą współpracować w tym zakresie. Dlatego tak cieszy mnie inicjatywa fundacji Czepczyńskich. Zastanawia mnie przy tym, czy pana prezesa nie boli, że z tym swoim społecznym podejściem i zaangażowaniem jest jednak w mniejszości w środowisku polskiego biznesu…

Artur Czepczyński, przedsiębiorca i społecznik / Materiały prasowe

AC: Źle się czuję z tym, że jestem w mniejszości. Bardzo chciałbym, żeby podobną drogą podążali liczni przedsiębiorcy, bo jestem pewien, że to jest droga słuszna. Po 1989 r. pionierzy naszego kapitalizmu udowodnili, że potrafią prowadzić i rozwijać swe biznesy. Wielu z nas może się pochwalić licznymi osiągnieciami. Umiemy dobrze liczyć i zarabiać pieniądze. I to bardzo dobrze: bez tego nie byłoby sukcesu polskiej transformacji, skoku cywilizacyjnego, największego od wielu dekad dobrobytu. Równocześnie jednak wielu przedsiębiorców wychodzi z założenia, że skoro płacą podatki, zatrudniają pracowników, to są niejako zwolnieni ze społecznego zaangażowania.

A nie są?

AC: Oczywiście, można uważać, że biznes powinien się zająć swoją działką, pozostawiając wszelkie inne sfery instytucjom publicznym lub innym podmiotom. W takim ujęciu edukację zostawiamy na wyłączność szkole. Problem w tym, że ta nasza szkoła mocno trzyma się przestarzałego dziś, jak się wydaje, pruskiego modelu kształcenia. Tymczasem my jako ludzie, także jako przedsiębiorcy poszukujący osób o określonych kompetencjach, widzimy coraz większe niedostatki systemu edukacji i wobec tego powinniśmy próbować – możliwie aktywnie – ten system zmieniać. Dlatego założyłem z bliskimi fundację, której celem jest zwiększanie dostępności do edukacji oraz stałe podnoszenie jej jakości.

W jaki sposób?

AC: Wspieramy rozwój i edukację uczniów – a także całej oświaty – poprzez działalność edukacyjną i badawczą, organizację lekcji, warsztatów, szkoleń. Członkami naszej fundacji są eksperci od edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, filologii, oligofrenopedgaogiki, terapii rozwojowej, wczesnego wspomagania rozwoju dziecka. Opracowaliśmy wspólnie książki dla dzieci i bardzo praktyczne pomoce dydaktyczne dla nauczycieli oraz warsztaty i szkolenia dostarczające odpowiedniej wiedzy w dwóch wspomnianych przez pana marszałka obszarach: podstaw ekonomii oraz empatii.

Co dotąd udało się w praktyce zrobić?

AC: W nasze ABC Ekonomii wyposażyliśmy już 2050 szkół podstawowych i przedszkoli, 80 szpitali i blisko 60 placówek zagranicznych. Tyle samo placówek realizuje nasz projekt ABC Empatii, którego celem jest likwidacja barier i stereotypów związanych z osobami z niepełnosprawnościami, a także zmiana myślenia i negatywnych postaw. Edukacją ekonomiczną i empatyczną obejmujemy przedszkolaków (5- i 6- lat) oraz uczniów szkół podstawowych (klas 1–3). Marzy nam się, by trafić z nią do wszystkich placówek w Polsce. Niezbędne do tego jest zaangażowanie nas wszystkich, zwłaszcza samorządowców takich jak marszałek Olgierd Geblewicz – świadomych tego, jak ważne jest w dzisiejszym świecie działanie w tych obszarach.

Dlaczego pan się w to w ogóle zaangażował?

AC: Bezpośrednim impulsem do działania było dla mnie osobiste doświadczenie: mam syna z niepełnosprawnością. On dzisiaj doskonale radzi sobie w życiu, ale wcześniej, wraz z nami, zaznał w związku z niepełnosprawnością wiele – delikatnie mówiąc – ludzkiego niezrozumienia. A wynikało ono właśnie z braku elementarnej wiedzy, bez której trudno mówić o empatii. Postanowiłem to zmienić. Myślałem, że zrobię to wspólnie z innymi przedsiębiorcami, ale oddźwięk okazał się zerowy. Potem chciałem zaprosić do współpracy rodziców – też nie wyszło. W końcu największym zrozumieniem tematu wykazali się samorządowcy. Co mnie poniekąd zdziwiło…

Dlaczego?

AC: Kiedy rozmawiałem z przedsiębiorcami, to oni wielokrotnie bardzo krytycznie podchodzili do samorządów. Przekonywali, że samorządowcy w ogóle nie myślą o budowaniu kapitału społecznego, tylko o utrzymaniu lub zdobyciu władzy. Okazało się to kompletną nieprawdą. Wydaje mi się, że powinniśmy odczarować wizerunek samorządowca – pokazując tych, którzy naprawdę myślą w kategoriach społecznych. I nie poruszają się w pułapce jednej kadencji, tylko ustawiają sobie horyzont znacznie dalej, mając na uwadze przyszłość, jakość życia kolejnych pokoleń.

OG: Cieszę się, że pan, przedsiębiorca, to mówi. Jako samorządowiec z już 21-letnim stażem (jak ten czas biegnie!) mogę powiedzieć, że samorząd bywa bardzo różny, bo różni są ludzie. Więc nie wszędzie jest pięknie. Ale znam wielu samorządowców, którzy przeszli bardzo ważną ewolucję, to znaczy myślących dziś nie tylko o rozwoju infrastruktury, gospodarki, lokalnego biznesu i tak dalej, ale mających ewidentne zacięcie do spraw społecznych. Ważne, by takich osób nam przybywało, ponieważ mierzymy się dziś z zupełnie innymi wyzwaniami niż jeszcze kilkanaście lat temu.

Na czym polega zmiana?

OG: Kiedy zaczynałem przygodę z samorządem, stopa bezrobocia w województwie zachodniopomorskim przekraczała 20 proc., a w pewnych miejscach nawet 30 proc. Młodzi ludzie wyjeżdżali za pracą, wielu emigrowało za granicę. Było więc dla mnie w pełni zrozumiałe, że przez całą pierwszą kadencję staraliśmy się przedstawić jak najatrakcyjniejszą ofertę dla biznesu, żeby przyciągnąć inwestorów, którzy stworzą miejsca pracy i będą płacić podatki, z których my z kolei będziemy finansować budowę infrastruktury i rozwój gospodarki. Po to zbudowaliśmy park przemysłowy pod szczecińskim Goleniowem, żeby zatrzymać odpływ ludzi.

Niektórzy uważali wtedy, że ludzi mamy za dużo. Tłumy chętnych do pracy kłębiły się pod bramami fabryk, pod drzwiami firm…

OG: Zawsze uważałem, że ludzie są naszym największym kapitałem. Wtedy, przy tak wysokim bezrobociu, faktycznie mogło się to wydawać mało oczywiste. Ale dzisiaj wszyscy to już chyba rozumiemy. Ja zawsze wierzyłem, że jeśli zatrzymamy u nas kapitał ludzki, to on zapracuje na nasz wspólny dobrobyt. Postawiliśmy więc u zarania na rozwój gospodarczy, bo on jest podstawą postępu cywilizacyjnego. Musieliśmy poprawić, a właściwie zbudować infrastrukturę, oczyszczalnie ścieków itd. Przecież wszyscy chcemy żyć w czystym środowisku. Byłem na tym całkowicie skupiony, zarządzając jednym z największych tego typu projektów w Polsce.

AC: Ten nasz wspólny wysiłek przyniósł bardzo wymierne efekty.

OG: To prawda! Nasze miasta bardzo się zmieniły. Są po prostu piękne i w niczym nie ustępują miejscom, jakie zawsze podziwialiśmy jako uosobienie europejskiego dobrobytu. Fundusze europejskie dobrze wykorzystane przez samorządy, otwarte granice, ale też otwarte umysły pozwoliły nam dokonać wielkiego cywilizacyjnego skoku. Dzisiaj musimy sobie jednak uświadomić, że infrastruktura i czysto materialny status to nie wszystko. Na jakość życia składa się znacznie więcej. I dlatego musimy nieco inaczej rozłożyć akcenty, wsłuchując się w troski i potrzeby mieszkańców.

Kapitał społeczny, w tym cały zestaw tzw. kompetencji miękkich, do których zalicza się także empatię, odgrywa coraz większą rolę we współczesnym świecie, w tym także – w nowoczesnej gospodarce – Olgierd Geblewicz

Czyli?

OG: W coraz większym stopniu liczy się nie tyle posiadanie pracy, co jej jakość. Coraz bardziej zależy nam nie tylko na dachu nad głową, ale też na jakości miejsc, w których mieszkamy. W tym niestabilnym i niepewnym świecie istotne stało się poczucie stabilności i bezpieczeństwa, ale nie mniej ważne są perspektywy rozwoju. Zarazem powinniśmy dostrzec, że każdy z nas jest trochę inny, wielu z nas ma swoje problemy, ograniczenia. Empatyczne, nastawione na poprawianie jakości życia społeczeństwo, powinno robić wszystko, by te ograniczenia, w tym różne stopnie niepełnosprawności, nie prowadziły do wykluczenia w jakimkolwiek obszarze życia społecznego i ekonomicznego.

Łatwo powiedzieć…

OG: Owszem, trudniej zrobić, ale działania w tym obszarze wydają mi się oczywiste. Jako samorządowcy musimy znaleźć odpowiednie formy i narzędzia wsparcia dla każdego. Z osobistego doświadczenia wiem, że ludzie z niepełnosprawnościami dzięki dobrze przemyślanej i odpowiednio realizowanej pomocy potrafią przełamywać naprawdę wszystkie ograniczenia. Są pełni pasji, energii. Ta energia jest nam, całemu społeczeństwu, niezwykle potrzebna! I nie chodzi tylko o czysto ludzki wymiar wsparcia, wynikający z empatii. Zapobieganie wykluczeniu i włączanie wszystkich do naszych społeczności stało się opłacalne także z powodów czysto gospodarczych. Nawet cynicy nie potrafiący wykrzesać w sobie iskry empatii przyznają, że przy tak dramatycznym kryzysie demograficznym każda jednostka stanowi bezcenny ludzki kapitał. Dla mnie tak było zawsze…

Już dawno zaangażował się pan we wspieranie osób z niepełnosprawnościami.

OG: Ponad dekadę temu, jeszcze jako przewodniczący sejmiku, odwiedzałem na zaproszenie działaczy społecznych miejsca integracji i bardzo mocno optowałem za tym, byśmy jako samorząd odpowiadali na takie potrzeby. Powiem wprost, że natrafiłem tu na pewne bariery ze strony ówczesnego zarządu, który trochę inaczej ustawiał priorytety, a zarazem wskazywał na komplikacje prawne. Pani Barbara Jaskierska, bardzo energiczna i stanowcza ambasadorka osób z niepełnosprawnościami, nie kryła rozczarowania, że jakże potrzebna pomoc się opóźnia. Powiedziała mi to kiedyś podczas przypadkowego spotkania na ulicy. Tłumaczyłem, że ja robię wszystko i że marszałek (wówczas piastujący tę funkcję) obiecał… Odparła, że jeśli pan marszałek nie dotrzyma słowa, to ja będę musiał zostać marszałkiem, żeby to zrobić. I że osobiście tego dopilnuje. No i… zostałem marszałkiem [śmiech].

Inaczej rozkłada pan akcenty?

OG: Pisaliśmy ostatnio naszą nową strategię. Specjaliści, którzy formułowali cele, skupili się w pierwszych punktach jak zawsze na rozwoju gospodarczym, inwestycjach, drogach itd., a dopiero na bodaj czwartym miejscu umieścili człowieka. Ja na to: Halo, musimy w końcu zmienić sposób myślenia i formułowania myśli! Według mnie infrastrukturę i gospodarkę rozwija się po coś, a ściślej – dla kogoś. Dlatego pierwszym celem dobrej strategii powinna być dla nas otwarta społeczność, w której każdy dobrze się czuje, każdy ma szanse i realne możliwości ich wykorzystania, aby się rozwijać.

Skąd ta refleksja?

OG: Po wielu spotkaniach z młodzieżą zdałem sobie sprawę, że my jako samorządowcy staraliśmy się od początku przemian budować taki solidny, piękny dom, pełen dobrobytu. Wyjaśniłem już, że w tamtych początkowych realiach zapaści gospodarczej, deficytu wszystkiego, wysokiego bezrobocia, to się wydawało poniekąd zrozumiałe, a nawet oczywiste. Ale z czasem powinniśmy zacząć dopuszczać do siebie prawdę, że dobrobyt, bogactwo to nie jest wszystko, na czym powinniśmy się skupiać. Dlaczego z najbogatszych domów uciekają dzieci? Bo niczym powietrza brakuje im tego czegoś, dzięki czemu ludzie dobrze się czują. Jest zatem jeszcze bardzo wiele do zrobienia – i to w sytuacji gdy polityka władzy centralnej mocno utrudnia działania na rzecz zapobiegania wykluczeniu. Moim zdaniem jako przedstawiciele samorządów i jako reprezentacja biznesu powinniśmy się jak najszybciej zastanowić, co możemy wspólnie zrobić, by takie działania skutecznie podejmować. I pan prezes, i ja chcielibyśmy mieć przecież poczucie, że zrobiliśmy wszystko, by nikt, zwłaszcza bezbronne dziecko, nie padał ofiarą wykluczenia. Żeby każdy był traktowany z należytą empatią i uzyskał niezbędne wsparcie, dzięki któremu odnajdzie swoją szansę na rozwój i dobre życie.

AC: W pierwszym rzędzie powinniśmy wspólnie zadbać o zdrowie mentalne dzieci. Ono jest dzisiaj w wielu przypadkach w katastrofalnym stanie. To jest w znacznej mierze efekt tego, że wielu rodziców skupia się wyłącznie na pracy zawodowej i swoich potrzebach. Rozumiem, że przedsiębiorcy mierzą się z wieloma wyzwaniami i siłą rzeczy są silnie skoncentrowani na swych biznesach, na szukaniu pracowników. Ale gdzieś nam w tym wszystkim umyka człowiek, wychowanie dobrych, empatycznych ludzi. Często pytamy młodych o zawód, jaki chcieliby wykonywać, a powinniśmy ich pytać o wyznawane wartości, zwłaszcza że świat nam się mocno przewartościował. To wspaniałe, że wielu młodych widzi coraz więcej poza pieniędzmi. Ale my poprzez system edukacji nie dostarczamy im wystarczającej wiedzy o zmieniającym się świecie i o tym, co ważne.

My jako ludzie, także jako przedsiębiorcy poszukujący osób o określonych kompetencjach, widzimy coraz większe niedostatki systemu edukacji i wobec tego powinniśmy próbować – możliwie aktywnie – ten system zmieniać – Artur Czepczyński

Jak powinniśmy to robić?

AC: Nasze ABC Ekonomii i ABC Empatii jest jedną z bardzo praktycznych odpowiedzi. Przy zrozumieniu i odpowiednim zaangażowaniu samorządów możemy te projekty realizować naprawdę wszędzie. Ale marzy mi się także, by przedszkolaki odwiedzały urzędy – gminne, powiatowe, marszałkowskie. Dzieci od małego powinny wiedzieć, że są częścią wspólnoty samorządowej, że samorządy zaspokajają najważniejsze potrzeby ich rodzin i najczęściej pomagają rozwiązywać istotne dla nich problemy. Kto z młodych wie, na czym w ogóle polega praca samorządowca? Co robi burmistrz? Wójt? Marszałek? Albo skąd się biorą pieniądze?

OG: Mnóstwo dorosłych tego nie wie!

AC: Właśnie! I dlatego niezbędna jest edukacja na ten temat. Moim zdaniem na takiej edukacji – obywatelskiej, ekonomicznej, empatycznej – powinno też zależeć biznesowi. Bo to jest w jego interesie. Szeroko i wąsko pojętym. Żałuję, że polski biznes nam się nieco zasklepił. Chce tylko zarabiać. To jest oczywiście ważne. Ale to nie może być wszystko. Paradoksalnie mam wrażenie, że globalne korporacje, często krytykowane za negatywny wpływ na nasz rynek i za specyficzne warunki pracy, lepiej rozumieją, jak ważne są dziś wartości. Myślę, że rodzimi przedsiębiorcy powinni pojąć, że trwa tu swego rodzaju wyścig i my musimy w nim w końcu wystartować.

OG: Jestem z natury optymistą. Polskie społeczeństwo wielokrotnie udowodniło, że potrafi się jednoczyć wokół ważnych spraw. Najświeższym przykładem jest bezprecedensowa pomoc i solidarność, jaką okazaliśmy uchodźcom z Ukrainy.

Ogromna w tym zasługa przedsiębiorców, którzy służyli darmowym transportem, dostarczali niezbędnych rzeczy, przygarniali pod swój dach…

OG: I to nie był przypadek. Mamy liczne wartościowe cechy, które możemy w słusznym celu wykorzystać. Naszą wspólną misją powinno być doprowadzenie do tego, by świat przedsiębiorczości przeżył podobną przemianę, jaką przechodzi w tej chwili świat samorządów – w kierunku wzbogacenia czysto materialnych przedsięwzięć i zamierzeń o wartości. Znaleźliśmy się na takim etapie rozwoju, że nie wypada nie mieć działu CSR. Trzeba jednak robić wszystko, by ten dział nie był tylko modnym elementem dekoracji. Żeby kryła się za nim realna działalność wynikająca z realnej potrzeby bycia prospołecznym. W moim przekonaniu, wymaga to przekroczenia pewnej masy krytycznej i może się to wydarzyć tylko dzięki zaangażowaniu wystarczającej liczby liderów mających serce, takich jak Artur Czepczyński.

A inni za nimi podążą?

OG: Wierzę w to. Ludzie mają tendencję do naśladowania dobrych praktyk, jeśli widzą ich dobre efekty. Rozmawiają o tym i kiedy robi się głośno, sami zaczynają czynić podobnie. My jako urząd marszałkowski jesteśmy gotowi wspierać tworzenie takiej masy krytycznej. Przez wiele lat pomagaliśmy przedsiębiorcom w rozwoju biznesów, w inwestycjach, ekspansji zagranicznej i nadal będziemy to robić. Ale warto, byśmy zrobili dla siebie jeszcze więcej, bo to leży w naszym wspólnym interesie: opłaca się zarówno dla nas wewnętrznie, jak i dla społeczeństwa, ale też dla firm, które podzielą ów społeczny punkt widzenia.

Moderował Zbigniew Bartuś

partner

czepczyński family foundation logo / Materiały prasowe