Ministerstwo Edukacji i Nauki złagodziło planowane zmiany w finansowaniu studiów i badań naukowych, na których mogłyby stracić głównie uczelnie techniczne. Nadal jednak wyliczenia resortu wzbudzają wątpliwości.

Pod wpływem krytyki środowiska akademickiego i innych ministerstw, resort nauki wycofuje się ze swoich pierwotnych planów. Z przyjętej wersji rozporządzenia ministra edukacji i nauki z 18 kwietnia 2023 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie współczynników kosztochłonności (Dz.U. poz. 777) wynika, że wskaźniki, które są brane pod uwagę przy wyliczaniu dotacji dla uczelni i instytutów, nie zostaną aż tak zmniejszone – będą wynosiły od 1 do 3,25 (w zależności od dyscypliny naukowej, patrz: infografika), a nie, tak jak pierwotnie zakładał resort, od 1 do 2,5.

– Obecny kształt rozporządzenia jest kompromisem między starymi współczynnikami, mocno promującymi „hard sciences” (czyli nauki ścisłe, przyrodnicze, medyczne, techniczne itd.), a propozycjami zmierzającymi do tzw. spłaszczenia współczynników kosztochłonności (czyli zmniejszenia różnic w finansowaniu poszczególnych nauk) – komentuje prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego.

Dyskusyjny przelicznik

Do tej pory współczynniki kosztochłonności wynosiły od 1 do 4 – czym wyższy przelicznik przypisany do danej dyscypliny naukowej, tym wyższa dotacja dla uczelni lub instytutu na prowadzenie studiów i badań. Przykładowo nauki prawne miały (i mają nadal) przypisany przelicznik 1, a automatyka miała 4 (teraz ma 2,125), bo generuje wysokie koszty.

Resort proponował spłaszczenie współczynników – miały wynosić od 1 do 2,5. Na to jednak nie wyrazili zgody akademicy (pisaliśmy o tym: „PAN przeciwko zmianom w finansowaniu studiów i badań”, DGP nr 46/2023). W trakcie prac nad projektem wpłynęło kilkaset uwag, najwięcej od placówek zajmujących się naukami ścisłymi, m.in. od Konferencji Rektorów Polskich Uczelni Technicznych, której przedstawiciele protestowali przeciwko spłaszczeniu skali współczynników kosztochłonności. Ostrzegali, że proponowana przez MEiN zmiana będzie skutkowała znaczącym ograniczeniem finansowania kształcenia i badań w zakresie nauk ścisłych, technicznych, medycznych, natomiast wyższe finansowanie uzyskają nauki społeczne i humanistyczne.

– Na skutek uwzględnienia licznych uwag zgłoszonych w procesie konsultacji publicznych, opiniowania i uzgodnień projektu rozporządzenia dokonano korekty rozpiętości współczynników kosztochłonności z planowanej 1–2,5 do 1–3,25. Pozwoli to na uwzględnienie różnic między naukami humanistycznymi a ścisłymi i przyrodniczymi – wyjaśnia MEiN w odniesieniu do przesłanych stanowisk.

Resort wskazuje, że przyjęta wersja rozporządzenia w większym stopniu pozwoli uwzględnić wysokie koszty utrzymania aparatury naukowo badawczej i opłat za dostawę mediów (zwłaszcza energii elektrycznej) niezbędnych do realizacji kształcenia lub prowadzenia działalności naukowej w dyscyplinach głównie z dziedziny nauk inżynieryjno technicznych oraz medycznych i o zdrowiu.

– Jest to szczególnie ważne w warunkach utrzymującej się wysokiej inflacji oraz niepewności na rynku cen nośników energii elektrycznej wykorzystywanej w szczególności w pracy laboratoriów i pracowni specjalistycznych – wyjaśnia MEiN.

Resort złagodził też swoją propozycje zmniejszenia przelicznika dla tych uczelni, które prowadzą studia o profilu praktycznym. Do tej pory wskaźnik kosztochłonności był dla nich podwyższany o dodatkowe 0,5. MEiN zaproponowało jego zmniejszenie do 0,25. To także spotkało się z ogromną krytyką. Resort więc ustalił go na poziomie 0,325.

Skuteczny sprzeciw

Na uczelniach i w instytutach trwają analizy przyjętych przez resort rozwiązań, które będą działać z mocą wsteczną od 1 stycznia 2023 r.

– Trudno ocenić, jakie będą skutki ostatecznie przyjętych zmian. Potrzebne są dokładne symulacje, aby móc powiedzieć, jak to się przełoży na finansowanie. Na pewno nowelizacja rozporządzenia najbardziej uderzy w te uczelnie, które do tej pory miały najwyższe współczynniki kosztochłonności. Pod koniec maja planujemy spotkanie i będziemy m.in. na ten temat rozmawiać oraz wyciągać wnioski – zapowiada prof. Marek Kręglewski z Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich.

Nie ulega jednak wątpliwości, że to uczelnie techniczne najbardziej powinny być zadowolone z faktu, że resort złagodził swoje pierwotne założenia i uwzględnił ich zastrzeżenia. – Beneficjentami są oczywiście „hard sciences” (stracą mniej niż w pierwotnej propozycji) oraz nauki humanistyczno-społeczne mające współczynnik kosztochłonności powyżej 1 – uważa prof. Stec. Dodaje, że mimo uwzględnienia części uwag środowiska nadal niektóre współczynniki budzą wątpliwości. Przykładowo kosztochłonność dla chemii i inżynierii chemicznej jest taka sama, ale już dla informatyki i informatyki technicznej jest różna.

– Pozytywem jest, że MEiN próbował oszacować rzeczywiste koszty kształcenia i badań. Negatywem, że procedura ta i metodyka obliczeń nie były poddane szerszej dyskusji. Mam nadzieję, że MEiN udostępni komplet danych, żeby umożliwić poszczególnym dyscyplinom odniesienie się do wykorzystanych danych, metod i wyników – mówi prof. Piotr Stec. ©℗

ikona lupy />
Filozofia i prawo tańsze od nauk o rodzinie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe