Marek Wójcik: Dostawca energii elektrycznej, właściciel sieci, nie zawsze bywa zainteresowany jej modernizacją. Przecież jak gmina zmodernizuje sieć, to zużyje mniej energii i zapłaci mniej.
Poza ogólnymi deklaracjami o konieczności podjęcia działań na rzecz szukania nowych rozwiązań w obszarze energetyki konkretnych propozycji ze strony premiera nie było. Ale my nie odpuszczamy, dziś, w trakcie posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, wrócimy do tematu. Nie zamierzamy czekać, bo konieczna i pilna jest transformacja energetyczna uwzględniająca specyfikę i potencjał poszczególnych samorządów wraz z zapewnieniem im odpowiednich narzędzi prawnych i odpowiedniego finansowania.
Wiele lat temu, w trakcie transformacji ustrojowej, z mocy ustawy gminy zostały zobowiązane do przekazania sieci elektroenergetycznych przedsiębiorstwom energetycznym. W konsekwencji za dostęp do sieci, którą sami wybudowaliśmy za własne pieniądze, musimy płacić. Żeby zmienić lampę na słupie, musimy prosić przedsiębiorstwo energetyczne o dostęp i to sfinansować. Mamy o to pretensje i wracamy do uzgodnień specjalnej podkomisji sejmowej z 2016 r., której pracami przewodniczyłem (to było ciekawe doświadczenie, bo przecież nie byłem posłem!).
Mówimy w pierwszej kolejności o precyzyjnym zdefiniowaniu w prawie energetycznym punktów świetlnych i trzech latach na ich zwrot gminom. Uważamy to za powrót do normalności. Raz, że to kwestia prawa własności, a dwa, że aktualna sytuacja jest abstrakcyjna. Dostawca energii elektrycznej, właściciel tej sieci, nie zawsze bywa zainteresowany jej modernizacją. Przecież jak gmina zmodernizuje sieć, to zużyje mniej energii i zapłaci mniej. To jawny konflikt interesów – firma chce, żeby gmina wykorzystywała jak najwięcej energii, a my chcemy ograniczać jej zużycie, żeby było taniej. Dlatego właśnie przede wszystkim powinniśmy mieć nieodpłatny dostęp do wszystkich elementów sieci – po to, żebyśmy mogli mocować punkty świetlne, na bieżąco je naprawiać, jeśli jest taka potrzeba.
Paradoksem jest, że są miasta, które budują alternatywną sieć do tej, która została przekazana państwowym przedsiębiorcom. Takich miast nie jest dużo, ale pojawiają się, bo mamy tej sytuacji serdecznie dosyć i szukamy rozwiązań ograniczających koszty energii elektrycznej. Inną dobrą samorządową praktyką jest współpraca w zakupie, wytwarzaniu energii elektrycznej i utrzymaniu infrastruktury oświetleniowej. Przytoczę przykład Kalisza i 110 innych współpracujących samorządów zlokalizowanych na terenie trzech województw: wielkopolskiego, łódzkiego i dolnośląskiego. W Kaliszu uparli się, że nie oddadzą sieci przedsiębiorstwom państwowym, procesy sądowe ciągnęły się latami i ostatecznie wygrali. Od 1997 r. 110 gmin wokół Kalisza bardzo dobrze ze sobą współpracuje i są właścicielami infrastruktury. To zresztą był przyczynek do rozpoczęcia prac podkomisji, których efektem jest projekt nowelizacji prawa energetycznego, o którym rozmawiamy. Inicjatywa pojawiła się ze strony Sejmu, prace toczyły się na przełomie kadencji, w latach 2015–2016. Była wtedy jeszcze wola polityczna, żeby dokonać korekty, i widzieliśmy przerażenie przedstawicieli państwowych przedsiębiorstw. Ostatecznie jednak państwowy monopol energetyczny się utrzymał i ma się dobrze, o czym przekonaliśmy się szczególnie w ostatnich miesiącach.
Podniesienie tego tematu to dowód uczciwości z naszej strony. Przekazywaliśmy tę infrastrukturę w określonym stanie, o określonej wartości. W międzyczasie działy się różne rzeczy i przedsiębiorstwa energetyczne również się w to angażowały. Dlatego uważamy, że jeśli wartość wzrosła, to być może powinniśmy pokryć ten koszt. Zastanawiamy się, bo po drodze my też płaciliśmy za modernizację, konserwację. Nie chowamy tego pod dywan, ale to kwestia do dyskusji.©℗