Średnia pensja w administracji rządowej jest o 1,7 tys. zł wyższa niż średnia krajowa. Rekordy biją ministerstwa i kancelaria premiera, w których przeciętna płaca to 11,4 tys. zł – wynika z raportu szefa służby cywilnej o stanie administracji za 2022 r.
Z dokumentu możemy się jednak dowiedzieć, że nawet tak dobre zarobki nie zachęciły młodych do szukania pracy w administracji rządowej. O jedno miejsce starało się zaledwie pięciu chętnych. To rekordowy spadek, bo rok wcześniej o każdą ofertę walczyło 10 kandydatów. W efekcie z uwagi na nierozstrzygnięte konkursy liczba naborów wzrosła o 30 proc.
– Jeśli do urzędów będzie się wdzierać polityka, a pensja urzędnika w terenie będzie niewiele wyższa od płacy minimalnej, będziemy mieć do czynienia z paraliżem funkcjonowania państwa – ostrzega prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Podkreśla, że ten trend mogłyby odwrócić jedynie kryzys i wysokie bezrobocie, a na to się nie zapowiada. – Rządzący muszą zadbać o wyższe wynagrodzenia dla specjalistów z terenu, bo ci z ministerstw zarabiają na bardzo przyzwoitym poziomie – przekonuje ekspert.
Pensje w górę
W ubiegłym roku największe wzrosty płac (średnio o 1072 zł brutto) odnotowano w ministerstwach i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM). Średnia płaca wynosi tam już 11,4 tys. zł brutto. Osoby na wyższych stanowiskach (czyli dyrektorzy i ich zastępcy) zarabiają w tych urzędach średnio 21 319 zł, czyli o 1999 zł więcej niż w 2021 r. (dla porównania średnia dla tych stanowisk w całym korpusie to 16 691 zł brutto, czyli o 1359 zł więcej niż w 2021 r.). W całej służbie cywilnej średnie zarobki są o ponad 1700 zł brutto wyższe niż średnia krajowa (6346 tys. zł brutto).
Problem w tym, że w urzędach rozproszonych po całym kraju zarabia się już znacznie mniej. W 2022 r. we wszystkich komendach powiatowych (miejskich) policji przeciętne wynagrodzenie całkowite było niższe niż średnia krajowa. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w trzech urzędach wojewódzkich (lubelski, lubuski i łódzki). Aż w 37 proc. wszystkich urzędów w Polsce (343) średnie wynagrodzenie było poniżej tej średniej.
– Dysproporcje w zarobkach między urzędami centralnymi a terenowymi są bardzo duże. Z tego powodu młode osoby nie są zainteresowane pracą w administracji rządowej – komentuje dr Jakub Szmit, ekspert z Uniwersytetu Gdańskiego.
Małe zainteresowanie
Potwierdzają to dane z omawianego raportu. Wynika z niego, że chociaż w ubiegłym roku został zwiększony limit mianowań w służbie cywilnej z 30 do 245, wzrost liczby urzędników był nieznaczny. Na koniec 2022 r. w służbie cywilnej były zatrudnione 7464 osoby, czyli zaledwie o 49 osób więcej niż rok wcześniej. W tym samym czasie mianowania uzyskało 240 osób. Oznacza to, że mamy do czynienia z ciągłym procesem odchodzenia urzędników mianowanych z administracji rządowej.
Sytuację w polskich urzędach mieli ratować cudzoziemcy. W zeszłym roku liczba ogłoszeń o naborach na stanowiska pracy dostępne dla obcokrajowców wzrosła o ponad 10 proc. (w porównaniu z 2021 r.) . Zainteresowanie taką pracą było z ich strony jednak niewielkie, choć Polska wprowadziła specjalne ułatwienia dla obywateli Ukrainy w ubieganiu się o pracę m.in. w służbie cywilnej.
Znikające etaty
Z raportu wynika, że przeciętne zatrudnienie w służbie cywilnej spadło względem 2021 r. o 572 etaty (0,5 proc.) do poziomu 117 488 etatów. W praktyce nie oznacza to jednak, że liczba urzędników maleje, jest to spadek czysto formalny, bo w poprzednich latach Wody Polskie, a w tym roku wojskowe i wojewódzkie komendy uzupełnień zostały wyłączone z korpusu. Tworzone przez państwo instytucje po prostu wolą zatrudniać urzędników na podstawie kodeksu pracy – bez zbędnego naboru i obowiązku ogłaszania konkursu.
– W ten sposób demontuje się służbę cywilną, bo niemal przy każdej reformie pracownicy określonych instytucji wychodzą poza korpusy. A przecież ci zatrudnieni na podstawie kodeksu pracy i ustawy o służbie cywilnej wciąż pracują w administracji rządowej. Takie praktyki są niebezpieczne i powinny być piętnowane – przestrzega prof. dr hab. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej.
Z raportu szefa służby cywilnej wynika, że w ministerstwach i KPRM liczba etatów wzrosła o 396, a w tym samym czasie w urzędach wojewódzkich przybyło zaledwie 71 etatów.
– To zastanawiające, że w urzędach wojewódzkich, które mają coraz więcej zadań, wciąż tworzy się niewielką liczbę stanowisk, a w urzędach centralnych jest ich znacznie więcej. Te proporcje powinny być odwrócone, bo inaczej grozi nam paraliż funkcjonowania państwa – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Z raportu wynika też, że liczba odejść z administracji utrzymuje się na podobnym poziomie jak w ubiegłym roku i wynosi niewiele ponad 8 proc. Z urzędów odeszło prawie 10 tys. pracowników, najwięcej w Warszawie (co ciekawe, najwięcej osób rezygnuje z pracy w ministerstwach i kancelarii premiera, choć właśnie tam członkowie korpusu mogą liczyć na najwyższe uposażenia). Pracę w służbie rozpoczęło o ok. 9 tys. osób (468 stanowisk) więcej niż w 2021 r. ©℗