218 tys. komputerów i tabletów otrzymali z finansowanego z UE programu potomkowie pracowników PGR. Rozdając je, politycy PiS wykorzystali szansę, by przypomnieć o sobie w okręgach wyborczych.

Jutrosin to niewielka gmina w Wielkopolsce. 72 uczniów zakwalifikowało się w niej do rządowego programu wsparcia dla uczniów z popegeerowskich rodzin. Dzieci dostały laptopy o łącznej wartości 180 tys. zł. I choć z unijnej dotacji komputery kupował samorząd, w listopadzie przyjechali je rozdać politycy Prawa i Sprawiedliwości. Na uroczystości pojawiła się minister pracy Marlena Maląg oraz poseł Tomasz Ławniczak. Oboje otrzymali mandat poselski z okręgu rawickiego, w którym znajduje się gmina.
Przekazanie laptopów potomkom pracowników PGR dla wielu posłów PiS stało się okazją do przypomnienia o sobie we własnych okręgach. W Ostrorogu (wielkopolskie), gdzie rozdano 159 laptopów, zjawił się Marcin Porzucek. Wybrany z tego samego okręgu Grzegorz Piechowiak pojechał do Budzynia, gdzie obdarowano 452 dzieci. W Trzebnicy (dolnośląskie), która przekazała 680 urządzeń, wręczał je Paweł Hreniak. A lista jest dużo dłuższa: w województwie zachodniopomorskim Będzino odwiedził Paweł Szefernaker, rozdając 55 zestawów, a Artur Szałabawka zjawił się w Węgorzynie, gdzie do uczniów trafiło 240 komputerów. Marek Kwitek odwiedził świętokrzyskie Dwikozy, przekazując 123 urządzenia, a Ewa Kozanecka pojechała do Szubina (kujawsko-pomorskie), gdzie w ręce dzieci trafiły 642 komputery. Wszyscy celowali dokładnie w te rejony, z których w 2019 r. zostali wybrani.
Program wsparcia dla dzieci z terenów byłych PGR premier Mateusz Morawiecki ogłosił w lutym ub.r. W jego ramach przeznaczono ponad pół miliarda złotych na sprzęt dla najmłodszych, których rodzice, dziadkowie lub pradziadkowie pracowali w państwowych gospodarstwach rolnych. Program, miał odpowiadać na zagrożenia zdiagnozowane w czasie pandemii COVID-19. Po wprowadzeniu nauki zdalnej okazało się, że wielu uczniów nie ma w domu urządzeń niezbędnych do zdobywania wiedzy. Ze środków unijnego programu do końca ub.r. sfinansowano 14 tys. komputerów, 201 tys. laptopów i 3 tys. tabletów.
Samorządowcy cieszą się, że dzieci otrzymały urządzenia. Ale też przyznają, że dla nich samych przeprowadzenie procedur było sporym problemem. Obawiają się, że przy kolejnym rządowym programie, zgodnie z którym laptopy mają trafić do wszystkich czwartoklasistów na jesieni tego roku, czeka je powtórka.
Chodzi m.in. o mechanizm przekazywania sprzętu dzieciom. To gminy miały za zadanie zebrać wnioski od chętnych na sprzęt, wystąpić do rządu o środki, a potem zorganizować przetargi na jego dostarczenie i zapewnić, że urządzenia trafią do najmłodszych. – Program był skonstruowany tak, że gmina była tylko ogniwem przekazującym komputer dalej w darowiźnie – mówi Marta Stachowiak z bydgoskiego magistratu.
Zwraca uwagę na skomplikowaną procedurę. Aby uczeń otrzymał wymarzone urządzenie, musiał przedstawić potwierdzenie miejsca zamieszkania i dokumenty potwierdzające pokrewieństwo z pracownikiem PGR – mogą to być rodzice, dziadkowie lub pradziadkowie ucznia. Ich analiza nie zawsze była łatwa.
W dodatku część gmin miała problemy z przetargami na sprzęt. Bytów (pomorskie) długo pracował nad klauzulami wykluczającymi z zamówienia rosyjskie spółki. W Iławie (warmińsko-mazurskie) trzeba było unieważnić postępowanie, bo oferty przekraczały wyznaczoną kwotę, a w Jutrosinie za pierwszym razem zaoferowany w najlepszej cenie sprzęt nie spełniał wymagań.
Włodarze mają zastrzeżenia także do ilości obowiązków, które wprowadził na nie rządowy program: – Gmina jest zobowiązana do zapewnienia przez co najmniej dwa lata monitorowania sprzętu. To paradoks: odpowiadamy za komputery, które musieliśmy podarować osobom fizycznym – ocenia Stachowiak. – Poza zapisami w umowie darowizny zobowiązującymi ucznia lub rodzica do składania nam co pół roku oświadczeń o korzystaniu z laptopa zgodnie z jego przeznaczeniem nie mamy innych narzędzi zapewnienia trwałości projektu – przekonuje.
Toruń, w którym komputery dla potomków byłych pracowników PGR trafiły do 83 osób, wprowadził specjalną procedurę pilnowania sprzętu. Odbierając komputer, trzeba było zobowiązać się do tego, że nie zostanie z niego usunięte logo programu ani naklejki licencyjne. Obdarowany musi też informować o usterkach, które powstały nie z jego winy. Oświadczenie trzeba złożyć na koniec każdego roku kalendarzowego i na zakończenie projektu.
Włodarze obawiają się, że jeśli podobną procedurę trzeba będzie prowadzić też przy laptopach dla czwartoklasistów, dosłownie utoną w papierach. Zwłaszcza że zgodnie z zapowiedziami działanie ma powtarzać się już każdego kolejnego roku.
Halina Gierszewska, naczelnik wydziału edukacji UM w Miastku, zwraca uwagę, że dwa programy polegające na rozdawaniu sprzętu budzą wątpliwości. – Część uczniów już otrzymała komputery, laptopy czy tablety. Czy nowa pomoc będzie to dublowała? – pyta. A inni dokładają: a co jeśli ktoś dostał z programu dla PGR tablet lub komputer stacjonarny? Czy będzie należał mu się laptop?
Monika Pawlak z biura rzecznika prezydenta Łodzi podpowiada jednak rozwiązanie: szykując program dla PGR, miasto postawiło warunek, że uczeń w ostatnich dwóch latach nie otrzymał na własność sprzętu komputerowego kupionego ze środków publicznych, organizacji pozarządowych lub nie dostał zwrotu kosztów na ten cel. Podobne zasady można by rozważyć i tym razem.
O ile przekazanie laptopów potomkom pracowników PGR nie wywołuje specjalnych kontrowersji, o tyle następna transza budzi już wątpliwości. Samorządowcy przekonują bowiem, że bardziej niż powszechne rozdawanie sprzętu dzieciom pomogłyby porządne szkolne pracownie. Beata Like z urzędu w Siedlcach: – Może skuteczniejszym i bardziej odpowiadającym na potrzeby oświatowe byłoby zakupienie sprzętu, ale na zasadzie wypożyczalni? Takie rozwiązanie umożliwiłoby trafienie do osób, które rzeczywiście potrzebują takiego wsparcia, a jednocześnie sprzęt mógłby być wykorzystywany do realizacji zajęć dydaktycznych czy pozalekcyjnych.
Samorządowcy: lepsze niż sprzęt byłyby porządne pracownie