– My nie chcemy tworzyć konkurencji dla wyspecjalizowanych przedsiębiorstw, tylko je wspomóc. To rząd zaburza rynek, wciągając nas w program sprzedaży węgla. My nie mamy żadnego interesu, by przedsiębiorców gnębić – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich i sekretarz Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego

Ile samorządów jest chętnych wejść w system dystrybucji węgla?
Około połowy polskich gmin. Nawet jeśli samorząd nie wejdzie w ten program, ktoś inny może to robić na jego obszarze – mam tu na myśli przedsiębiorcę bądź sąsiednią gminę. Nawet jeśli nie będziemy wchodzić bezpośrednio w ten program, już teraz rozmawiamy z przedsiębiorcami, jak pomóc mieszkańcom w zakupie węgla. To dla nas priorytet.
Czyli wójt z gminy obok będzie mógł sprzedawać węgiel na terenie swojego sąsiada, który w ten system wejść nie chciał? Niektórych może korcić, żeby zrobić na złość konkurentowi – zacząć sprzedawać u niego i pokazać, że nie podołał zadaniu.
To coś, co nie powinno mieć miejsca, to byłaby mocna ingerencja jednego samorządu w to, co się dzieje w sąsiednim. Niemniej przepisy pozwalają na to, że jeśli wójt, burmistrz czy prezydent w ciągu trzech dni od wejścia w życie ustawy nie zdecyduje się przystąpić do programu, wówczas mogą zgłosić się np. sąsiednie gminy. Przy czym termin „sąsiednie” nie został dokładnie zdefiniowany, przez co wcale nie musi to być gmina bezpośrednio granicząca. Zgłosić się mogą także przedsiębiorcy. Jeśli zgłoszą się i przedsiębiorcy, i sąsiedni samorząd, to w takiej sytuacji gmina ma pierwszeństwo. To niejedyna pułapka zastawiona w tzw. ustawie węglowej na samorządy.
ikona lupy />
Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich / Dziennik Gazeta Prawna
Jakie jeszcze ma pan na myśli?
Choćby cena węgla.
Ale tu system wydaje się prosty. Samorząd kupuje węgiel od importera typu PGE Paliwa czy Węglokoks za 1500 zł brutto za tonę. Spółka dostanie rekompensatę, a samorząd będzie mógł – z pomocą pośredników – odsprzedać ten węgiel za maksimum 2 tys. zł za tonę. Czyli z jednej tony macie 500 zł na pokrycie kosztów transportu czy składowania.
Wejść do programu możemy przy pomocy naszych spółek i jednostek organizacyjnych albo przedsiębiorcy, z którym podpiszemy umowę. W tym drugim przypadku cena tony węgla może wynieść nie 2000 zł, lecz 2200 zł. Kwestia ceny to mina podłożona pod samorządy. Mamy 500 zł od tony węgla jako limit na wszystkie koszty związane ze sprzedażą, a ustawodawca nie zamyka katalogu, czym ten koszt jest. Czy to wystarczy, zależeć będzie od tego, z jakiej odległości węgiel będzie do gminy sprowadzany, to najistotniejszy czynnik kosztowy. Transport od centrum dystrybucyjnego będzie po stronie samorządu.
Czyli wiele zależy od tego, jak rząd zagęści krajową siatkę tych centrów.
Jeśli takich punktów będzie kilkadziesiąt, to będzie problem, bo trzeba będzie zamawiać transport na odległość nawet kilkuset kilometrów od gminy. Jeśli będzie ich 100–150, to ten dystans skróci się do kilkudziesięciu kilometrów. Składniki kosztów będą różne, zależnie od tego, kto to zadanie będzie realizował – czy będzie to spółka komunalna lub inna samorządowa jednostka organizacyjna, czy też przedsiębiorca, z którym gmina zawrze umowę.
A co z jakością węgla? Kto będzie ponosił odpowiedzialność w przypadku reklamacji przez klienta?
To kolejna mina, na którą nas się wsadza. Gdy sprzedaje to przedsiębiorca, sprawa jest jasna – to on ponosi odpowiedzialność. W rządowo-samorządowym programie sprzedającym i odpowiadającym za jakość węgla ma być gmina. Uzyskaliśmy jednak zapewnienie, że otrzymamy aktualne certyfikaty od importerów, ale samorządowcy muszą być w tej sprawie asertywni i nie przyjmować surowca, jeśli nabiorą jakichkolwiek wątpliwości co do jego jakości. W razie roszczeń klient obciąży nimi gminę, a w dalszej kolejności my będziemy dochodzić swoich praw od importera.
Czyli czujecie się względnie zabezpieczeni prawnie, mimo początkowej awantury politycznej wokół pomysłu PiS?
Od samego początku, kiedy pojawił się pomysł sprzedaży węgla przez samorządy, byliśmy przeciwni temu rozwiązaniu. Bo nie brak punktów sprzedaży, a brak węgla stanowi problem. Nie chcemy konkurować z przedsiębiorcami, którzy nim handlują, mają odpowiednią infrastrukturę, spełniają wymogi dotyczące rozliczeń VAT czy akcyzy. Samorządy dotąd nie sprzedawały węgla, nie spełniają tych wymogów.
To już trochę taki rytuał – rząd zleca jakieś zadanie samorządom, te utyskują, a potem i tak jakoś sobie z tym radzą.
Z jednej strony niestety rząd próbuje osłabić samorządy, a my się przed tym bronimy. Z drugiej – gdy dochodzi do sytuacji kryzysowych, okazuje się, że jedyny ratunek w samorządach. Pokazała to np. sprawa wyborów prezydenckich w 2020 r., walki z COVID-19 czy pomocy uchodźcom z Ukrainy. Oczywiście, damy sobie radę i ze sprzedażą węgla, tylko obawiam się, że nieprzejrzyste regulacje dotyczące tego zadania zostaną wykorzystane przeciwko nam. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że w pracach nad ustawą o sprzedaży węgla i wsparciu w korzystaniu z energii elektrycznej współpracowaliśmy ze stroną rządową, dzięki czemu udało się wyeliminować wiele spornych rozstrzygnięć. Niestety nie wszędzie osiągnęliśmy kompromis.
Wracając do ceny węgla, dla końcowego klienta nie może przekroczyć 2 tys. zł za tonę lub 2,2 tys. zł w przypadku powierzenia tego zadania pośrednikowi. Czy widzi pan przestrzeń do tego, by ta cena była niższa?
Wszystko zależy od tego, jakie koszty poniosą samorządy przy realizacji tego zadania. W większych miastach cały system oprze się najpewniej na przedsiębiorcach, nikt nie będzie tam składował węgla na boiskach szkolnych. W mniejszych gminach będzie można wykorzystać infrastrukturę byłych pegeerów czy spółdzielni rolniczych.
Skąd pewność, że branża tak chętnie w to wejdzie? Już raz rząd próbował uregulować cenę rynkową węgla na poziomie poniżej 1 tys. zł dla klienta końcowego, ale odzew firm był mizerny.
W obecnej sytuacji lepiej chyba sprzedawać węgiel za 2 tys. zł, niż nie sprzedawać go w ogóle.
Firmy węglowe są pod ścianą, bo jeśli rząd i samorządy tworzą równoległy system dystrybucji węgla po preferencyjnej cenie, to wytwarza to presję cenową także na te firmy poza tym programem.
Powtórzę, my nie chcemy tworzyć konkurencji dla wyspecjalizowanych przedsiębiorstw, tylko je wspomóc. To rząd zaburza rynek, wciągając nas w program sprzedaży węgla. My nie mamy żadnego interesu, by przedsiębiorców gnębić. Wręcz odwrotnie, zapraszamy firmy do partnerskiej współpracy.
Co, jeśli gmina będzie musiała zacząć dokładać do tego przedsięwzięcia? Czy RIO nie będzie robić problemów?
Rozmawialiśmy o tym z rządem i moim zdaniem w takiej sytuacji wójt czy burmistrz będzie mógł mieć roszczenie do Skarbu Państwa z tego tytułu. Oczywiście będzie musiał wykazać wszelkie koszty.
Chciałbym zapytać o cenę energii. Samorządy będą płacić maksymalnie 785 zł za MWh. Pojawiły się wątpliwości, czy ta cena uwzględnia wszystkie koszty, zwłaszcza VAT. To jak to w końcu jest?
Niestety cena 785 zł, która jest ceną netto, nie zafunkcjonuje u nas nigdy. Od początku mówiliśmy rządowi, że chcemy, by to była cena brutto. Od 1 do 31 grudnia br. zapłacimy 785 zł plus 5 proc. VAT, który wynika z tarczy antyinflacyjnej – czyli 824,25 zł. Z kolei od początku 2023 r. będzie to już 965,55 zł, bo bez wydłużenia tarczy VAT wróci do poziomu 23 proc. Pamiętajmy, że dochodzi do tego akcyza, czyli łącznie cena będzie bliska 1 tys. zł, czyli trzy razy więcej, niż płaciliśmy do tej pory. O tyle więcej zapłacą m.in. przedszkola, szkoły, szpitale, domy pomocy społecznej, biblioteki.
Zawsze lepiej płacić trzy razy więcej niż dziesięć.
Wiem, że to prowokacyjne pytanie, ale to nie nasza wina, że ceny są za wysokie, że spółki energetyczne wyliczają sobie cenę, kalkulując ryzyko w sposób nieuzasadniony. Bo Polska ma swoje nośniki energii, a używanie indeksów europejskich do ustalania ceny jest nieuzasadnione. Spółki energetyczne korzystają na tym, że giełda jest rozhuśtana. Co więcej, mechanizm ceny maksymalnej nie uwzględnia wszystkiego, bo opłaty dystrybucyjne pozostają bez zmian. Tak więc jeśli wójt wyłączy np. oświetlenie uliczne, to zapłaci mniej za zużycie energii, ale wciąż płaci za jej dystrybucję i dostęp do sieci.
Czyli co? Działania rządu i tak nie powstrzymają samorządowców przed wygaszaniem lamp ulicznych, zamykaniem basenów itd.?
Część samorządów dawno już to zrobiła, a część nie. Ci drudzy będą mieli łatwiej, bo mają jeszcze rezerwy, a ci pierwsi już nie mogą pójść dalej z tymi ograniczeniami zużycia energii. Być może czekają nas decyzje typu: zmiana godzin pracy urzędu czy inna organizacja roku szkolnego. Będziemy rozmawiać z dyrektorami szkół, by kumulować dni wolne, przynajmniej te, które można z góry ustalić, by na ten okres wyłączać ogrzewanie. Będziemy też postulować do rządu o to, by VAT na oświetlenie dróg był zmieniony. Bo dziś samorządy płacą za oświetlenie wszystkich dróg, włącznie z krajowymi, którymi zarządza GDDKiA.
W ostatnim czasie ceny energii spadają, co jest zasługą m.in. dobrej pogody i mniejszego zapotrzebowania na gaz. Nie ma pan obaw, że te maksymalne ceny ustalone przez rząd okażą się wyższe niż rzeczywiste? A jeśli tak, to co może zrobić samorząd w takiej sytuacji?
Jeśli w umowach wcześniej zawartych z dostawcami energii elektrycznej cena jest niższa od ustalonej przez rząd i parlament wartości maksymalnej, to dalej obowiązuje. W odwrotnym przypadku dostawca energii musi ją z mocy prawa obniżyć do wartości 785 zł netto.
Jak idą wypłaty dodatków na węgiel i inne paliwa? System jest szczelny?
Szkoda, że wcześniej nikt nas nie słuchał, czego efektem była konieczność szybkiej nowelizacji przepisów. Obowiązujące obecnie rozwiązanie „jedno gospodarstwo domowe – jeden dodatek” też nie jest idealne, bo może niezgodnie z konstytucją różnicować obywateli. W końcu pod jednym adresem faktycznie mogą być odrębne gospodarstwa wykorzystujące własne piece i nie zawsze musi to oznaczać próbę wyłudzenia świadczenia. Dziś my obrywamy za to, że przepisy są chwilami nieżyciowe. Ale teraz mamy kolejną nowelizację ustawy, która w takich sytuacjach pozwoli przyznać więcej niż jeden dodatek na jeden adres. Powiązanie możliwości przyznania dodatku na paliwo z faktem uiszczania opłaty za wywóz śmieci pomoże w weryfikacji wniosków. Ta nowa regulacja oznacza, że jeśli ktoś dostał już odmowną decyzję, może powtórnie składać wniosek o dodatek węglowy. ©℗
Rozmawiał Tomasz Żółciak
Ustawy energetyczne z podpisem prezydenta
Andrzej Duda podpisał ustawę o maksymalnych cenach energii. Regulacje obejmą gospodarstwa domowe, małe i średnie przedsiębiorstwa oraz samorządy, w tym podmioty użyteczności publicznej, m.in. szpitale, szkoły itp. W 2023 r. gospodarstwa domowe po przekroczeniu limitów zapłacą nie więcej niż 693 zł za MWh, a samorządy i MŚP – 785 zł za MWh. Mechanizm maksymalnych cen ma chronić uprawnionych odbiorców przed drastycznym wzrostem cen prądu. Wspomniane limity to 2 MWh – dla gospodarstw domowych; 2,6 MWh – dla rodzin z osobą niepełnosprawną; 3 MWh – dla rolników i posiadaczy Karty Dużej Rodziny.
Prezydent podpisał również ustawę o dystrybucji węgla przez samorządy. Gminy będą mogły kupować surowiec za maksymalnie 1,5 tys. zł za tonę, a sprzedawać go mieszkańcom za nie więcej niż 2 tys. zł za tonę. ©℗