Analizy RIO pokazują, że rośnie luka w opłatach za odpady komunalne, a same zaległości z tego tytułu sięgają ponad 700 mln zł. Samorządy chciałyby weryfikacji deklaracji śmieciowych, ale brakuje im odpowiednich narzędzi.

Jeszcze w 2018 r. zaległości (przeterminowane należności) z tytułu opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi w skali kraju wynosiły 461 mln zł, by w 2021 r. wzrosnąć o kolejne ponad 300 mln zł. Ten niepokojący trend potwierdzają szczegółowe analizy przeprowadzone przez Regionalną Izbę Obrachunkową w Opolu w wybranych gminach, w których - jak się okazuje - zaległości w latach 2017-2020 urosły o blisko 60 proc. Do tego doliczyć trzeba znaczące rozbieżności między liczbą mieszkańców a tym, ile osób wykazywanych jest w deklaracjach, które średnio sięgają 16 proc., a w niektórych przypadkach przekraczają 20 proc. - Szacujemy, że obecnie, łącznie z Ukraińcami, nawet 10 mln ludzi może być w Polsce poza systemem - mówi Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP. Eksperci oceniają, że uszczelnienie systemu jest konieczne, jednak trudno o złoty środek, zwłaszcza w sytuacji, w której w różnych częściach kraju opłaty naliczane są w inny sposób - od mieszkańca, gospodarstwa domowego (te dwie przeważają), ilości zużytej wody albo powierzchni lokalu mieszkalnego.

Opłata za odpady jak rozliczenie z fiskusem?

Jedną z koncepcji jest wprowadzenie powszechnego obowiązku deklarowania miejsca odprowadzania odpadów na wzór deklaracji PIT. - Zgłaszaliśmy już parę razy, że należy zobowiązać wszystkich mieszkańców do tego, żeby deklarowali, gdzie odprowadzają odpady, i żeby za nie w tych miejscach płacili. Jeżeli ktoś mieszka w Polsce, powinien za odpady płacić. Rodzic czy opiekun prawny miałby w tym zakresie obowiązek wobec osoby niepełnoletniej - wskazuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Dziś każdy właściciel nieruchomości, w której powstają odpady komunalne, również ma obowiązek złożenia w swojej gminie deklaracji o wysokości opłaty, zgodnie z przyjętymi na danym terenie opłatami, jednak samorządy mają ograniczone możliwości weryfikacji tych danych. Samorządowcy narzekają, że obowiązujące prawo nie daje im możliwości wykorzystywania w tym celu informatycznych zasobów gminy. W rozmowach z lokalnymi włodarzami rządzący mają powoływać się na wątpliwości dotyczące ochrony danych osobowych. - To przykład indolencji. Przecież w połowie roku radośnie zakomunikowano wszystkim kierowcom, że dane pochodzące z CEPiK bez żadnych problemów zostały udostępnione ubezpieczycielom, żeby wpływało to na wysokość składek. I tutaj nie było problemu - przypomina Leszek Świętalski.
Jedynym narzędziem egzekwowania należności jest prowadzenie postępowania podatkowego i wystawienie tytułu wykonawczego. - Jest ono tak mało wydajne, że w małych gminach jest w zasadzie niemożliwe do przeprowadzenia ze względu na szczupłość naszych zasobów - dodaje Świętalski. O problemach samorządów ze ściąganiem zaległości podatkowych pisaliśmy również w artykule „Gminy nie radzą sobie z podatkami. Przepisy nie pomagają” (DGP nr 188/2022).
Podobne skutki, co wprowadzenie dodatkowej, powszechnej deklaracji, mogłoby dać stworzenie centralnej ewidencji prowadzonej na potrzeby gospodarki odpadami, w której każdy mieszkaniec byłby przypisany do odpowiedniej gminy. Tu wraca jednak pytanie o sposób naliczania opłat. - Postulat obowiązkowego zgłaszania do centralnej ewidencji każdego mieszkańca w kontekście miejsca uiszczania przez niego opłaty śmieciowej ma na pewno swoje dobre strony, lecz tak naprawdę będzie możliwy do weryfikowania wyłącznie w odniesieniu do gmin, w których rozliczenie jest od mieszkańca - podkreśla Mateusz Karciarz.
O ewentualne prace nad uszczelnieniem systemu i ocenę postulatów samorządowców zapytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, czekamy na odpowiedź.

Branża też chce zmian

Problem widzą nie tylko samorządowcy, ale również przedstawiciele branży odpadów. Jak podkreślają, ostatecznie to na nich spada odium wysokich opłat, które mogłyby ulec zmniejszeniu, gdyby gminny system per capita był szczelny. - Oczywiście pozostaje pytanie, którą metodę naliczania opłat wybrać ma gmina. Pewne wszak jest jedno: żadna nie jest sprawiedliwa. Najmniej niesprawiedliwa wydaje się ta związana z liczbą mieszkańców w danej nieruchomości, jednak tu pojawia się problem rzetelności deklaracji - mówi Karol Wójcik, przewodniczący rady programowej Izby Branży Komunalnej.
Wśród przedsiębiorców pojawia się postulat odejścia od zmian w gospodarce odpadami wprowadzonych w 2013 r. i powrót wolnego rynku, w którym za odpady płaci rzeczywiście ten, który je wytworzył, a więc realizacji zasady „zanieczyszczający płaci”. - To w dużej mierze byłby odwrót od rewolucji odpadowej, ale przy wzmocnieniu kontroli gminy w zakresie wytwarzanych odpadów komunalnych przez mieszkańców możliwy do wykonania i chyba coraz bardziej akceptowalny społecznie - podkreśla Karol Wójcik. Samorządowcy nie chcą jednak rezygnować z odpowiedzialności za odpady. - Zasadę „zanieczyszczający płaci” możemy wprowadzić, tworząc rozszerzoną odpowiedzialność producenta. Nie trzeba burzyć całego systemu - podkreśla Marek Wójcik.
Możliwe, że dla załatania rosnącej wciąż dziury w opłatach za odpady potrzebna będzie jednak kolejna duża zmiana, bo - jak podkreślają eksperci - umożliwienie gminom weryfikacji, czy ich mieszkańcy objęci są systemem odpadowym, jest niezbędne. - W praktyce może się jednak okazać, że będzie to możliwe poprzez przeprowadzenie kolejnej rewolucji śmieciowej, np. przez narzucenie wszystkim gminom metody od mieszkańca - podsumowuje Mateusz Karciarz.
Luka w opłatach za odpady / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe